niedziela, 16 listopada 2014

J.D. Salinger 'Buszujący w zbożu'

J.D. Salinger Buszujący w zbożu
tłum. Maria Skibniewska
ISKRY, Warszawa 1998, wydanie X

Już niedługo przez blogi przeleje się zapewne fala promocji nowej biografii Salingera. Piszę o tym, bo po raz pierwszy byłam bliska złamania się i skorzystania z egzemplarza recenzenckiego. Biografia zapowiada się naprawdę dobrze, a ja jestem bardzo nią zaciekawiona. Ale usiadłam w kąciku, poczekałam, no… i przeszło mi. Dzięki temu mogę nadal pozostać bez zobowiązań wobec rynku książki.

Za to postanowiłam nadrobić zaległości i przeczytać ‘obra prima’ autora. Do tej pory bowiem uchowałam się, nie czytając Buszującego w zbożu. Jak to możliwe? Skoro w Polsce ta książka zawędrowała już nawet do szkół (moja córka ‘przerabiała’ ją w gimnazjum). Sama nie wiem. Dziwne. Nie powinno się to zdarzyć, skoro do momentu, kiedy powinna mi trafić w ręce (około 15 roku życia) było w Polsce kilka wydań… Na pewno nie było jej w żadnej bibliotece, z której wtedy korzystałam., bo jestem pewna, że trafiłaby w moje ‘głodne ręce’. Domyślam się, że była zbyt obrazoburcza dla pań bibliotekarek… W czasach liceum moje lektury zostały zdominowane przez lektury ‘wolnościowe’: np. Mistrza i Małgorzatę oraz Rok 1984, a potem już poleciała poważniejsza literatura iberoamerykańska orazu kochana literatura amerykańska: Faulkner, Bellow, Murdoch. Potem nie było jakoś okazji wracać do problematyki tożsamości i depresji nastolatka. A szkoda, bo warto by było.

Buszujący w zbożu przy pierwszej lekturze i bez znajomości biografii pisarza wydać się może rzeczywiście zaledwie przykładem literatury dla młodzieży. Tak jest najczęściej odczytywany. Z pozoru jest amerykańską wersją  typowej historii o outsiderze i buntowniku tak kochanej przez literaturę i kino  tamtych czasów (np. film Buntownik bez powodu w Stanach z 1955., ale i u nas: serial TV Stawiam na Tolka Banana z 1973 w Polsce, czy równie niezły film i serial Szaleństwa Majki Skowron z 1976). Gdyby tak było, i tak trzeba by bić brawo Buszującemu w zbożu, bo był pierwowzorem dla wszystkich tych dzieł kultury – został bowiem wydany w 1951 roku.

Jednak gdyby to była tylko literatura dla młodzieży, nie sprawiałaby takiej satysfakcji dorosłym czytającym, ‘jako i mi sprawiła’.

Moją lekturę Buszującego zdominowała myśl, że powieść ta jest jednym wielkim przemilczeniem i niedopowiedzeniem oraz grą z tym, co nieuświadomione, ale silnie obecne.

[Edit: Cchcę powiedzieć, że prawdziwa problematyka powieści kryje się, moim zdaniem, w tych elementach, które pojawiają się jako poboczne, drobne, ale wciąż powracające napomknięcia. Stąd w moim odbiorze nie jest to powieść o ucieczce ze szkoły i błąkaniu się po mieście 16-latka. 

Jest to powieść o: lęku przed śmiercią, o bezradności żołnierza i innych skoszarowanych, wcielonych w szeregi, walczących za sprawę, pozostawionych samymi sobie. Może więc być też o niewidocznych dla innych ranach wojennych (symbolizowanych przez zabawę pt. "jestem ranny w brzuch") Także o nieufności w stosunku do autorytetów pod postacią całkowicie nieobecnego ojca-adwokata.  Przede wszystkim o lęku przed odrzuceniem przez otoczenie i ośmieszeniem - jak w historii o koledze, który nękany przez chłopaków wyskoczył przez okno. Nie brak tu oczywiście lęku przed śmiercią, swoją i bliskich - jak w historii o śmierci, pogrzebie i grobie brata. Nie mówi się wprost, ale jasne jest, że chodzi tez o lęk przed bliskością, szczególnie z kobietami, co do których bohater ma ambiwalentne odczucia - jednocześnie pożąda ich, idealizuje je, gardzi nimi i współczuje.]

I żeby nie było tak strasznie poważnie, ilustracja powyższego:


Weźmy wojnę.  Powieść napisana została tuż po II wojnie światowej, w okresie realnych zimnowojennych obaw przed atakiem atomowym. Do tego przez 32-letniego człowieka, który jako 25-latek przeżył krwawy desant na plaże Normandii, a cały udział w II wojnie światowej przypłacił załamaniem nerwowym i pobytem w szpitalu. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że cierpiał na szok postraumatyczny. A z niego nie wychodzi się szybko... Naturalne byłoby, gdyby temat ten stał się podstawowym materiałem powieściowym. Jednak jest dokladnie odwrotnie. Temat ten jest wielkim nieobecnym w Buszującym. Nieobecnym, ale jakoś ciążącym motywem...

Powieść zawiera w sumie zaledwie trzy wypowiedziane wprost sarkastyczno-ironiczno-bagatelizujące zdania o wojnie. Jednak, jeśli się zastanowić, cała książka skierowana jest przeciw establiszmentowi, przeciw obojętności wobec jednostki. Dla mnie jest to ciekawy trop. Salinger wkłada owe zdania w usta enigmatycznego brata głównego bohatera D.B., którego traumę wojenną kwituje się stwierdzeniem, że ‘wojna, a szczególnie wojsko jest do d…. ‘. Co prowadzi młodego bohatera do wniosku, że lepiej dać się wystrzelić razem z bombą atomową niż do wojska iść. Innymi słowy: „Wojna jest głupia.” lub jak mówi Holden Caulfield: „Nienawidzę tego.”

Znacie przecież ten dziecinny sposób mówienia o rzeczach trudnych, bolesnych, niezrozumiałych, o rzeczach sprawiających, że czujemy się bezradni? ‘Pani nauczycielka jest głupia i wredna. Chłopcy są głupi. Piłka nożna jest głupia. Matematyka jest głupia. Skaleczona noga jest głupia.’ Taka dziecięca nieumiejętność nazwania swoich uczuć, brak kontaktu z nimi jest właśnie motywem przewodnim powieści Buszujący w zbożu

Główny bohater pozostając w pełni szczery, kłamie jednocześnie jak najęty. W swojej opowieści o życiu serwuje czytelnikowi po kolei przykłady wszelkich znanych mechanizmów obronnych opisanych przez psychoanalizę i psychologię psychodynamiczną.  Mamy więc bohatera, który wypiera prawdę, zaprzecza rzeczywistości, przypisuje innym swoje własne uczucia. Jego myśli, fantazje i zachowania mogłyby po prostu posłużyć jako ‘opis przypadku’ dla studentów psychoanalitycznego podejścia. Jego autoagresywne, autodestrukcyjne zachowania są nieznośnie typowe dla ludzi niedostosowanych społecznie.

Holden to bohater, który aż wola o pomoc, ale jednocześnie odrzuca od siebie agresją i wszelkiej maści prowokacją. Robi wszystko na odwrót. Odwrotnie niż  należy. Mówi, kiedy nie powinien, wychodzi, kiedy powinien zostać. Krzyczy, kiedy powinien milczeć, obraża, kiedy powinien okazać wdzięczność, no i przede wszystkim nie przyjmuje pomocy, jak to zwykle bywa u osób toksycznych, wywołując poczucie winy u niewinnych świadków swego psychicznego cierpienia.

Salinger pokazuje swój kunszt we wszystkich tych sytuacjach, w których nasz bohater jest bliski dostrzeżenia, jak bardzo cierpi. Np. po stracie młodszego brata Alika, zmarłego na białaczkę. 

Jeżeli ktoś umarł, to jeszcze nie powód, żeby go przestać lubić, zwłaszcza jeżeli to był ktoś tysiąc razy sympatyczniejszy niż inne znajome osoby, które żyją.

Autor doprowadza swojego bohatera do samej granicy, na sam brzeg świadomości swego bólu… i robi krok wstecz, ukrywając tę praprzyczynę wszelkich nieszczęść bohatera i jego buntu. Znowu trafiają do sfery nieuświadomionej. Doprawdy sztuką jest tak umiejętnie przeplatać prawdę faktów i prawdę emocji, a także banał z patosem!

Ta właśnie umiejętna gra z czytelnikiem polegająca na ciągłym ocieraniu się o istotę problemu i nieprzekracaniu tej 'cienkiej czerwonej linii', poza którą rzeczy nazwane zostałyby po imieniu oraz mistrzowskie operowanie naprzemiennie nastrojami depresyjnej bierności i euforycznej aktywności wywołuje niezwykłe napięcie u czytelnika. Jesteśmy jednocześnie bardzo wciągnięci w tę historię i bardzo bezradni wobec niej.

Wracając do mającej się ukazać biografii Salingera... Liczę, że znajdziemy w niej więcej szczegółów dotyczących możliwych  interpretacji Buszującego. Liczę też, że wymienione będą wszystkie powiązania tego dzieła z biografią Salingera. Muszę powiedzieć, że taka socjologia literatury jest dla mnie najciekawsza.

Jedno z unikalnych zdjęć J.D. Salingera

Już wiem, że tak Salinger (podobnie jak jego bohater Holden) pochodził z mieszanej rodziny (matka katoliczka, ojciec innej religii), że miał nieudane epizody w różnych szkołach średnich, że jego talent pisarski został zdiagnozowany wcześnie. Że jako dorosły był skrajnym  outsiderem i człowiekiem pełnym obsesji i kompulsji (co opisala jego córka).

W Buszującym Salinger ustami Holdena ujawnia, że podziwia literaturę Scotta Fitzgeralda i Isaka Dinesena. Może to także jest akcent autobiograficzny? A swoją drogą, ciekawe, czy wiedział, że Dinesen to pseudonim pisarski kobiety, bo w powieści pozostawia to bez komentarza. Myślę, że wiedział,  ale - jak już wspomniałam - jako autor nie pozwalał swojemu 16-letniemu bohaterowi  na ‘wychodzenie poza nastoletnie emploi’. Sukces tej powieści zasadza się właśnie na tym idealnym odwzorowaniu psychiki nastolatka i ukryciu w tej pseudodokumentalnej opowieści innych, ogólniejszych, dorosłych treści.

Jeszcze inna myśl zasiedliła mój umysł w czasie czytania o Holdenie, który nie może pogodzić  się z obłudą wyższych klas społecznych, podwójnymi statndardami studentów, antyintelektualizmem procesu edukacji, antypedagogicznym działaniem instytucji oświatowych – szkół i internatów. Nagle olśniła mnie myśl, że ja miałam już niedawno do czynienia z baaardzo podobnym bohaterem!

P. Roth

To Marcus Messner we Wzburzenia Philipa Rotha. Podobna konstrukcja mentalna bohatera, intelektualisty rzuconego w środowisko pełne obłudy, syna Żyda handlującego mięsem. Ten bohater,  tak jak Salinger i jak Caulfield, wyrzucony zostaje z uczelni z powodu braku pokory, a następnie jak Salinger wzięty do wojska, trafia koniec końców do Korei, bo mamy 1951 rok...

Toż to spleciona w jedną biografię  historia pisarza Jeroma Davida Salingera i jednocześnie bohatera jego powieści - Holdena Caulfielda. Napisana pod koniec życia Rotha - w 2008 roku – wygląda mi na pisarski hołd dla Salingera i dzieła jego życia.

11 komentarzy:

  1. Przyznam bez bicia, że Buszujący w zbożu jeszcze przede mną. Z pewnością nadrobię jednak tę niezręczną zaległość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto i trzeba, bo jest to pozycja juz klasyczna, do której odnoszą się inni twórcy bez wspominania tytułu.

      Usuń
  2. To jedna z tych powieści, która krążyła wśród moich znajomych w czasie studiów jako "żelazny repertuar" i w końcu musiałam ją przeczytać;) I nie zawiodłam się. Bohater jest irytujący, ale niejednoznaczność znaczeniowa utworu sprawia, że ulega się jego urokowi.
    A jakie wydawnictwo szykuje biografię Salingera? Nic by o tym nie wiedziała, gdyby nie Ty.

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym przypadku chodzi o nową rzecz autorstwa Shields David, Salerno Shane wydaną przez PWN. Jest też na rynku całkiem nowa rzecz Slavenskiego wyd. Albatros.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja, zanim przeczytalam "Buszujacego", wysluchalam go w radio. O ile dobrze pamietam, bylo to w ramach "Rozglosni harcerskiej" programu 4 PR (juz nie istniejacego). Nie pamietam, niestety, kto czytal. I przyznam, ze Twoja jest najlepsza i najpelniejsza analiza powiesci Salinger'a, jaka mialam okazje przeczytac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, miło mi widziec takie słowa :) Przyznaję, że 'Buszujący' mocno mnie poruszył. Tak dzialają na mnie niektóre baśnie. Jakby na skróty. Ciągle wracam do tej lektury myslami. Odslani przede mną wciąż nowe tajemnice - słowa, sceny, postaci. Bardzo znaczące, jedna po drugiej. Rzadko mam ostatnio okazję czytać takie treściowo dojmujące rzeczy i do tego tak przemyślane formalnie, choć bez żadnych fajerwerków.
      A co do słuchania, no, masz rację absolutną - ten tekst napisany potocznym językiem nadaje się do tego jak mało który! Uwielbiam głos Adama Ferencego - w jego wykonaniu bym chętnie posłuchała 'Buszującego'. A Rafała Mohra bym obsadziła w roli Holdena w filmie. Z młodszego pokolenia może Dawid Ogrodnik?

      Usuń
  5. U mnie też "Buszujący..." ciągle w kategorii "literacki wyrzut sumienia", ale mam na celowniku, zresztą, tę bio również :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam tą książkę dawno temu i chyba właśnie na studiach po nią sięgnęłam. Bardzo mi się spodobała i dorwałam ją po długich próbach zakupu całkiem przez przypadek. Ale że jest ona teraz lekturą to nie miałam zielonego pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja córka miała fajną polonistkę w gimnazjum. Bo jednak omawianie z nastolatkami powieści, w których bohater w ich wieku zamawai prostytutkę, wymaga dobrego przygotowania i bycia autorytetem dla dzieciaków. Ale ta polonistka, pani Ania Żuczek, nie wahala się zadawać dzieciakom nawet napisania na nowo dialogu Hamleta z ze słynnym 'Być albo nie być'. To mi sie strasznie podobało :)

      Usuń
  7. Należę do tych co czytają "Buszującego ..." płytko, i to mimo świadomości istnienia podtekstów ale to może dlatego, że kiedy czytałem go pierwszy raz miałem już za sobą Sturm und Drang periode :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbyś sięgnął powtornie, to warto czytać między liniami. Robi się wtedy naprawdę ciekawie.

      Usuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.