J.D. Salinger Buszujący w zbożu
tłum. Maria Skibniewska
ISKRY, Warszawa 1998, wydanie X
Już niedługo przez blogi przeleje się zapewne fala promocji
nowej biografii Salingera. Piszę o tym, bo po raz pierwszy byłam bliska złamania
się i skorzystania z egzemplarza recenzenckiego. Biografia zapowiada się naprawdę
dobrze, a ja jestem bardzo nią zaciekawiona. Ale usiadłam w kąciku, poczekałam,
no… i przeszło mi. Dzięki temu mogę nadal pozostać bez zobowiązań wobec rynku
książki.
Za to postanowiłam nadrobić zaległości i przeczytać ‘obra prima’
autora. Do tej pory bowiem uchowałam się, nie czytając Buszującego w zbożu. Jak to możliwe? Skoro w Polsce ta książka
zawędrowała już nawet do szkół (moja córka ‘przerabiała’ ją w gimnazjum). Sama
nie wiem. Dziwne. Nie powinno się to zdarzyć, skoro do momentu, kiedy powinna
mi trafić w ręce (około 15 roku życia) było w Polsce kilka wydań… Na pewno nie
było jej w żadnej bibliotece, z której wtedy korzystałam., bo jestem pewna, że
trafiłaby w moje ‘głodne ręce’. Domyślam się, że była zbyt obrazoburcza dla pań
bibliotekarek… W czasach liceum moje lektury zostały zdominowane przez lektury
‘wolnościowe’: np. Mistrza i Małgorzatę oraz Rok
1984, a potem już poleciała poważniejsza literatura iberoamerykańska orazu kochana literatura
amerykańska: Faulkner, Bellow, Murdoch. Potem nie było jakoś okazji wracać do problematyki tożsamości i depresji nastolatka. A szkoda, bo warto by było.
Buszujący w zbożu przy pierwszej lekturze i bez
znajomości biografii pisarza wydać się może rzeczywiście zaledwie przykładem
literatury dla młodzieży. Tak jest najczęściej odczytywany. Z pozoru jest
amerykańską wersją typowej historii o
outsiderze i buntowniku tak kochanej przez literaturę i kino tamtych czasów (np. film Buntownik bez powodu w Stanach z 1955., ale i u nas: serial TV Stawiam na Tolka Banana z 1973 w Polsce,
czy równie niezły film i serial Szaleństwa
Majki Skowron z 1976). Gdyby tak było, i tak trzeba by bić brawo Buszującemu w zbożu, bo był pierwowzorem
dla wszystkich tych dzieł kultury – został bowiem wydany w 1951 roku.
Jednak gdyby to była tylko literatura dla młodzieży, nie
sprawiałaby takiej satysfakcji dorosłym czytającym, ‘jako i mi sprawiła’.
Moją lekturę Buszującego
zdominowała myśl, że powieść ta jest
jednym wielkim przemilczeniem i niedopowiedzeniem oraz grą z tym, co nieuświadomione, ale silnie obecne.
[Edit: Cchcę powiedzieć, że prawdziwa problematyka powieści kryje się, moim zdaniem, w tych elementach, które pojawiają się jako poboczne, drobne, ale wciąż powracające napomknięcia. Stąd w moim odbiorze nie jest to powieść o ucieczce ze szkoły i błąkaniu się po mieście 16-latka.
Jest to powieść o: lęku przed śmiercią, o bezradności żołnierza i innych skoszarowanych, wcielonych w szeregi, walczących za sprawę, pozostawionych samymi sobie. Może więc być też o niewidocznych dla innych ranach wojennych (symbolizowanych przez zabawę pt. "jestem ranny w brzuch") Także o nieufności w stosunku do autorytetów pod postacią całkowicie nieobecnego ojca-adwokata. Przede wszystkim o lęku przed odrzuceniem przez otoczenie i ośmieszeniem - jak w historii o koledze, który nękany przez chłopaków wyskoczył przez okno. Nie brak tu oczywiście lęku przed śmiercią, swoją i bliskich - jak w historii o śmierci, pogrzebie i grobie brata. Nie mówi się wprost, ale jasne jest, że chodzi tez o lęk przed bliskością, szczególnie z kobietami, co do których bohater ma ambiwalentne odczucia - jednocześnie pożąda ich, idealizuje je, gardzi nimi i współczuje.]
I żeby nie było tak strasznie poważnie, ilustracja powyższego:
Weźmy wojnę. Powieść napisana została tuż po II wojnie światowej, w okresie realnych zimnowojennych obaw przed atakiem atomowym. Do tego przez 32-letniego człowieka, który jako 25-latek przeżył krwawy desant na plaże Normandii, a cały udział w II wojnie światowej przypłacił załamaniem nerwowym i pobytem w szpitalu. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że cierpiał na szok postraumatyczny. A z niego nie wychodzi się szybko... Naturalne byłoby, gdyby temat ten stał się podstawowym materiałem powieściowym. Jednak jest dokladnie odwrotnie. Temat ten jest wielkim nieobecnym w Buszującym. Nieobecnym, ale jakoś ciążącym motywem...
[Edit: Cchcę powiedzieć, że prawdziwa problematyka powieści kryje się, moim zdaniem, w tych elementach, które pojawiają się jako poboczne, drobne, ale wciąż powracające napomknięcia. Stąd w moim odbiorze nie jest to powieść o ucieczce ze szkoły i błąkaniu się po mieście 16-latka.
Jest to powieść o: lęku przed śmiercią, o bezradności żołnierza i innych skoszarowanych, wcielonych w szeregi, walczących za sprawę, pozostawionych samymi sobie. Może więc być też o niewidocznych dla innych ranach wojennych (symbolizowanych przez zabawę pt. "jestem ranny w brzuch") Także o nieufności w stosunku do autorytetów pod postacią całkowicie nieobecnego ojca-adwokata. Przede wszystkim o lęku przed odrzuceniem przez otoczenie i ośmieszeniem - jak w historii o koledze, który nękany przez chłopaków wyskoczył przez okno. Nie brak tu oczywiście lęku przed śmiercią, swoją i bliskich - jak w historii o śmierci, pogrzebie i grobie brata. Nie mówi się wprost, ale jasne jest, że chodzi tez o lęk przed bliskością, szczególnie z kobietami, co do których bohater ma ambiwalentne odczucia - jednocześnie pożąda ich, idealizuje je, gardzi nimi i współczuje.]
I żeby nie było tak strasznie poważnie, ilustracja powyższego:
Weźmy wojnę. Powieść napisana została tuż po II wojnie światowej, w okresie realnych zimnowojennych obaw przed atakiem atomowym. Do tego przez 32-letniego człowieka, który jako 25-latek przeżył krwawy desant na plaże Normandii, a cały udział w II wojnie światowej przypłacił załamaniem nerwowym i pobytem w szpitalu. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że cierpiał na szok postraumatyczny. A z niego nie wychodzi się szybko... Naturalne byłoby, gdyby temat ten stał się podstawowym materiałem powieściowym. Jednak jest dokladnie odwrotnie. Temat ten jest wielkim nieobecnym w Buszującym. Nieobecnym, ale jakoś ciążącym motywem...
Powieść zawiera w sumie zaledwie trzy wypowiedziane wprost sarkastyczno-ironiczno-bagatelizujące zdania o wojnie. Jednak, jeśli się zastanowić, cała książka skierowana jest przeciw establiszmentowi, przeciw obojętności wobec jednostki. Dla mnie jest to ciekawy trop. Salinger wkłada owe zdania w
usta enigmatycznego brata głównego bohatera D.B., którego traumę wojenną kwituje
się stwierdzeniem, że ‘wojna, a szczególnie wojsko jest do d…. ‘. Co prowadzi
młodego bohatera do wniosku, że lepiej dać się wystrzelić razem z bombą atomową
niż do wojska iść. Innymi słowy: „Wojna jest głupia.” lub jak mówi Holden
Caulfield: „Nienawidzę tego.”
Znacie przecież ten dziecinny sposób mówienia o rzeczach trudnych,
bolesnych, niezrozumiałych, o rzeczach sprawiających, że czujemy się bezradni? ‘Pani
nauczycielka jest głupia i wredna. Chłopcy są głupi. Piłka nożna jest głupia.
Matematyka jest głupia. Skaleczona noga jest głupia.’ Taka dziecięca nieumiejętność nazwania swoich uczuć, brak
kontaktu z nimi jest właśnie motywem przewodnim powieści Buszujący w zbożu.
Główny bohater pozostając w pełni szczery,
kłamie jednocześnie jak najęty. W swojej
opowieści o życiu serwuje czytelnikowi po kolei przykłady wszelkich znanych
mechanizmów obronnych opisanych przez psychoanalizę i psychologię psychodynamiczną. Mamy więc bohatera, który wypiera prawdę,
zaprzecza rzeczywistości, przypisuje innym swoje własne uczucia. Jego myśli, fantazje
i zachowania mogłyby po prostu posłużyć jako ‘opis przypadku’ dla studentów psychoanalitycznego
podejścia. Jego autoagresywne, autodestrukcyjne zachowania są nieznośnie typowe
dla ludzi niedostosowanych społecznie.
Holden to bohater, który aż wola o
pomoc, ale jednocześnie odrzuca od siebie agresją i wszelkiej maści prowokacją.
Robi wszystko na odwrót. Odwrotnie niż należy. Mówi, kiedy nie powinien, wychodzi, kiedy powinien zostać.
Krzyczy, kiedy powinien milczeć, obraża, kiedy powinien okazać wdzięczność, no
i przede wszystkim nie przyjmuje pomocy, jak to zwykle bywa u osób toksycznych,
wywołując poczucie winy u niewinnych świadków swego psychicznego cierpienia.
Salinger pokazuje swój kunszt we wszystkich tych sytuacjach,
w których nasz bohater jest bliski dostrzeżenia, jak bardzo cierpi. Np. po
stracie młodszego brata Alika, zmarłego na białaczkę.
Jeżeli ktoś umarł, to jeszcze nie powód, żeby go przestać lubić, zwłaszcza jeżeli to był ktoś tysiąc razy sympatyczniejszy niż inne znajome osoby, które żyją.
Autor doprowadza swojego
bohatera do samej granicy, na sam brzeg świadomości swego bólu… i robi krok wstecz,
ukrywając tę praprzyczynę wszelkich nieszczęść bohatera i jego buntu. Znowu trafiają do sfery nieuświadomionej. Doprawdy sztuką jest tak umiejętnie przeplatać prawdę faktów i prawdę emocji, a także banał z patosem!
Ta właśnie umiejętna gra
z czytelnikiem polegająca na ciągłym ocieraniu się o istotę problemu i nieprzekracaniu tej 'cienkiej czerwonej linii', poza którą rzeczy nazwane zostałyby po imieniu oraz mistrzowskie operowanie naprzemiennie nastrojami depresyjnej bierności i euforycznej aktywności wywołuje
niezwykłe napięcie u czytelnika. Jesteśmy jednocześnie bardzo wciągnięci w tę
historię i bardzo bezradni wobec niej.
Wracając do mającej się ukazać biografii Salingera... Liczę, że znajdziemy
w niej więcej szczegółów dotyczących możliwych interpretacji Buszującego. Liczę też, że wymienione będą wszystkie powiązania tego
dzieła z biografią Salingera. Muszę powiedzieć, że taka socjologia literatury
jest dla mnie najciekawsza.
Jedno z unikalnych zdjęć J.D. Salingera |
Już wiem, że tak Salinger (podobnie jak jego bohater Holden) pochodził z mieszanej rodziny
(matka katoliczka, ojciec innej religii), że miał nieudane epizody w różnych
szkołach średnich, że jego talent pisarski został zdiagnozowany wcześnie. Że jako dorosły był
skrajnym outsiderem i człowiekiem pełnym
obsesji i kompulsji (co opisala jego córka).
W Buszującym Salinger
ustami Holdena ujawnia, że podziwia literaturę Scotta Fitzgeralda i Isaka
Dinesena. Może to także jest akcent autobiograficzny? A swoją drogą, ciekawe,
czy wiedział, że Dinesen to pseudonim pisarski kobiety, bo w powieści pozostawia
to bez komentarza. Myślę, że wiedział, ale
- jak już wspomniałam - jako autor nie pozwalał swojemu 16-letniemu bohaterowi na ‘wychodzenie poza nastoletnie emploi’.
Sukces tej powieści zasadza się właśnie na tym idealnym odwzorowaniu psychiki nastolatka i ukryciu w tej pseudodokumentalnej opowieści innych, ogólniejszych, dorosłych treści.
Jeszcze inna myśl zasiedliła mój umysł w czasie czytania o
Holdenie, który nie może pogodzić się z
obłudą wyższych klas społecznych, podwójnymi statndardami studentów, antyintelektualizmem
procesu edukacji, antypedagogicznym działaniem instytucji oświatowych – szkół i
internatów. Nagle olśniła mnie myśl, że ja miałam już niedawno do czynienia z baaardzo
podobnym bohaterem!
P. Roth |
To Marcus Messner we Wzburzenia
Philipa Rotha. Podobna konstrukcja mentalna bohatera, intelektualisty rzuconego
w środowisko pełne obłudy, syna Żyda handlującego mięsem. Ten bohater, tak jak
Salinger i jak Caulfield, wyrzucony zostaje z uczelni z powodu braku pokory, a następnie jak Salinger wzięty do wojska, trafia koniec końców do Korei, bo mamy 1951 rok...
Toż to spleciona w jedną
biografię historia pisarza Jeroma Davida
Salingera i jednocześnie bohatera jego powieści - Holdena Caulfielda. Napisana pod
koniec życia Rotha - w 2008 roku – wygląda mi na pisarski hołd dla Salingera i
dzieła jego życia.
Przyznam bez bicia, że Buszujący w zbożu jeszcze przede mną. Z pewnością nadrobię jednak tę niezręczną zaległość.
OdpowiedzUsuńWarto i trzeba, bo jest to pozycja juz klasyczna, do której odnoszą się inni twórcy bez wspominania tytułu.
UsuńTo jedna z tych powieści, która krążyła wśród moich znajomych w czasie studiów jako "żelazny repertuar" i w końcu musiałam ją przeczytać;) I nie zawiodłam się. Bohater jest irytujący, ale niejednoznaczność znaczeniowa utworu sprawia, że ulega się jego urokowi.
OdpowiedzUsuńA jakie wydawnictwo szykuje biografię Salingera? Nic by o tym nie wiedziała, gdyby nie Ty.
W tym przypadku chodzi o nową rzecz autorstwa Shields David, Salerno Shane wydaną przez PWN. Jest też na rynku całkiem nowa rzecz Slavenskiego wyd. Albatros.
OdpowiedzUsuńA ja, zanim przeczytalam "Buszujacego", wysluchalam go w radio. O ile dobrze pamietam, bylo to w ramach "Rozglosni harcerskiej" programu 4 PR (juz nie istniejacego). Nie pamietam, niestety, kto czytal. I przyznam, ze Twoja jest najlepsza i najpelniejsza analiza powiesci Salinger'a, jaka mialam okazje przeczytac.
OdpowiedzUsuńDzięki, miło mi widziec takie słowa :) Przyznaję, że 'Buszujący' mocno mnie poruszył. Tak dzialają na mnie niektóre baśnie. Jakby na skróty. Ciągle wracam do tej lektury myslami. Odslani przede mną wciąż nowe tajemnice - słowa, sceny, postaci. Bardzo znaczące, jedna po drugiej. Rzadko mam ostatnio okazję czytać takie treściowo dojmujące rzeczy i do tego tak przemyślane formalnie, choć bez żadnych fajerwerków.
UsuńA co do słuchania, no, masz rację absolutną - ten tekst napisany potocznym językiem nadaje się do tego jak mało który! Uwielbiam głos Adama Ferencego - w jego wykonaniu bym chętnie posłuchała 'Buszującego'. A Rafała Mohra bym obsadziła w roli Holdena w filmie. Z młodszego pokolenia może Dawid Ogrodnik?
U mnie też "Buszujący..." ciągle w kategorii "literacki wyrzut sumienia", ale mam na celowniku, zresztą, tę bio również :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę dawno temu i chyba właśnie na studiach po nią sięgnęłam. Bardzo mi się spodobała i dorwałam ją po długich próbach zakupu całkiem przez przypadek. Ale że jest ona teraz lekturą to nie miałam zielonego pojęcia.
OdpowiedzUsuńMoja córka miała fajną polonistkę w gimnazjum. Bo jednak omawianie z nastolatkami powieści, w których bohater w ich wieku zamawai prostytutkę, wymaga dobrego przygotowania i bycia autorytetem dla dzieciaków. Ale ta polonistka, pani Ania Żuczek, nie wahala się zadawać dzieciakom nawet napisania na nowo dialogu Hamleta z ze słynnym 'Być albo nie być'. To mi sie strasznie podobało :)
UsuńNależę do tych co czytają "Buszującego ..." płytko, i to mimo świadomości istnienia podtekstów ale to może dlatego, że kiedy czytałem go pierwszy raz miałem już za sobą Sturm und Drang periode :-)
OdpowiedzUsuńJakbyś sięgnął powtornie, to warto czytać między liniami. Robi się wtedy naprawdę ciekawie.
Usuń