Philip Roth Wzburzenie
Podpisuję się pod apelem: Nagroda Nobla dla Philipa Rotha.
Dopóki żyje. W 2013 przeszedł na pisarską emeryturę. Jego czas jest, co
oczywiste, policzony. Szanowne jury wciąż
ma jednak szansę nagrodzić pisarza, którego podziwia tak wielu czytelników. Za
racjonalizm, krystalicznie czysty niczym przeźroczysta woda sty, pozbawiony jakichkolwiek
udziwnień, bohaterów z krwi i kości, opowieści o podstawowych problemach
egzystencjalnych człowieka, często z dodatkiem aktualnych zagadnień
społecznych.
Amerykanie szczególnie powinni go kochać, bo Roth nie wstydzi się
przynależności do tego narodu. Choć jest bezwzględny dla jego ciemnych stron. Krytyczny wobec kabotyńskiej mocarstwowości. Przeciwny uleganiu lobby militarnemu. I
to chyba utrudnia jego odbiór.
Ja lubię w pisaniu Rotha przede wszystkim jego bohaterów – ludzi
postawionych wobec zagadek losu. Często są to młodzi ludzie, którzy chcą jak
najlepiej, ale coś idzie nie tak… Tak miały się sprawy także we wcześniej
przeze mnie czytanej powieści Nemesis. O tym jest też Wzburzenie. O płaceniu ceny za bycie intelektualistą. O byciu outsiderem. O wolności wyboru i odpowiedzialności.
Poza tym lubię go za zakamuflowaną erudycję. Jego
umiejętność odniesienia się w swoich powieściach do klasycznych tekstów kultury
amerykańskiej i światowej jest wręcz legendarna. We Wzburzeniu spotkamy się z ideami Bertranda Russella z eseju Dlaczego nie jestem chrześcijaninem.
Roth w Princeton 1964 r. |
Wzburzenie (Indignation)
to powieść z suspensem. Postaram się więc go nie zdradzić. Wspomnę tylko o budzącym
szczerą sympatię bohaterze tej książki – młodym chłopaku, który wyrywa się z
domu, gdzie pomagał ojcu, rzeźnikowi. Będąc bardzo utalentowanym młodym
człowiekiem z ubogiej rodziny, pozbawionym zakorzenienia wśród inteligencji, wybiera
przypadkowy college, byle dalej od domu. Marzy o karierze prawniczej. Ma
wszystkie atuty – błyskotliwy umysł, pracowitość, doskonałą pamięć, talent
oratorski, jasność i bezkompromisowość w myśleniu. Jednak ma też nieugięty
charakter, jest indywidualistą, który nie na wszystko się zgodzi. Przyjdzie mu
za to zapłacić. Jego prostolinijność i wierność liberalnym wartościom pokazana
jest w starciu z wszechobecną hipokryzją Ameryki lat 50. Przygody młodego żydowskiego
studenta Marcusa na konserwatywnej chrześcijańskiej uczelni w Ohio, gdzie udział w 40 mszach
jest warunkiem ukończenia studiów, rozśmieszają i zasmucają jednocześnie. Szczególnie w obliczu koniunkturalnych, nieszczerych, bo nie majacych nic wspólnego z wyznawanym głośno Bogiem, ale za to opłacalnych politycznie, dzisiejszych prób zdominowania życia życiem publicznego przez życie wyznaniowe w Polsce AD 2014...
Jaką cenę trzeba zapłacić za bycie sobą, jeśli jest się w ateistycznej mniejszości, w dzisiejszym świecie? O tym pisze Roth. Ale bez obaw, nie są to wykłady. Roth opisuje przygody (w tym także pierwszą przygodę miłosną) młodego chłopaka na uczelni. Widzimy grzecznego, zaczytanego, ambitnego, skromnego, codziennie w tym samym uczelnianym stroju chłopaka, który musi zarabiać na siebie w kantynie. Marcus myśli, że jak będzie się bardzo starał, to wszystko jakoś się ułoży... (Jakże jest mi to bliskie.) Jednak los ma dla niego odmienne plany. Mieszkać w akademiku prowincjonalnego uniwersytetu w Ohio w 1951 roku okazuje się wyzwaniem dla skrajnego racjonalisty i do tego nonkomformisty. A rozważania, o których wspominam, pojawiają się mimochodem, ale są nie do uniknięcia dla wnikliwego czytelnika, prowadzonego przez Rotha przez lekturę... jak dobry i szczery przyjaciel. W tle jeden z najbardziej absurdalnych konfliktów zbrojnych z udziałem USA - wojna w Korei.
Jaką cenę trzeba zapłacić za bycie sobą, jeśli jest się w ateistycznej mniejszości, w dzisiejszym świecie? O tym pisze Roth. Ale bez obaw, nie są to wykłady. Roth opisuje przygody (w tym także pierwszą przygodę miłosną) młodego chłopaka na uczelni. Widzimy grzecznego, zaczytanego, ambitnego, skromnego, codziennie w tym samym uczelnianym stroju chłopaka, który musi zarabiać na siebie w kantynie. Marcus myśli, że jak będzie się bardzo starał, to wszystko jakoś się ułoży... (Jakże jest mi to bliskie.) Jednak los ma dla niego odmienne plany. Mieszkać w akademiku prowincjonalnego uniwersytetu w Ohio w 1951 roku okazuje się wyzwaniem dla skrajnego racjonalisty i do tego nonkomformisty. A rozważania, o których wspominam, pojawiają się mimochodem, ale są nie do uniknięcia dla wnikliwego czytelnika, prowadzonego przez Rotha przez lekturę... jak dobry i szczery przyjaciel. W tle jeden z najbardziej absurdalnych konfliktów zbrojnych z udziałem USA - wojna w Korei.
Życie mogłoby być takie proste, gdybyśmy tylko pozwolili żyć po swojemu... i sobie, i innym. Dziwny jest ten świat. A Philip Roth pokazuje to jak nikt.
________________________________________
Czytamy serie wydawnicze - seria Nike [Czytelnik]
Nie dawno przypominałem sobie jego "Kompleks Portnoy'a" - może kiedyś było to coś ale dzisiaj mocno przybladło i zwietrzało. Dałbym ją za to Myśliwskiemu :-).
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że Myśliwski zasługuje na Nobla. No, ale czy on jest czytany na Zachodzie? Czy jest tłumaczony?
OdpowiedzUsuń