Laurence Rees Złowroga charyzma Adolfa Hitlera. Miliony
prowadzone ku przepaści
Książka godna polecenia. Zarówno dla tegorocznego
maturzysty, który chciałby zrozumieć, dlaczego Adolf Hitler, mały krzyczący pokurcz
z wąsikiem zdołał doprowadzić do tego, że cała nasza planeta stanęła w płomieniach.
Jak i dla czytelnika, który chciałby dokładniej prześledzić przebieg kariery
nieślubnego dziecka austriackiego celnika spod Linzu pana Schiklgrubera i jego służącej; słabeusza,
aspołecznego samotnika, chłopaka bez wykształcenia, który próbował zarabiać, malując akwarelki, a potem służył w wojsku jako
goniec biegający miedzy okopami Wielkiej Wojny. Człowieka, który prezentując wszelkie
objawy (niepoddającej się leczeniu) osobowości aspołecznej (kiedyś mówiło się psychopatii)
oraz kilku dających się leczyć chorób
psychicznych (manii i depresji oraz paranoi z obsesjami), z kaprala awansował od
razu na Fuhrera - Wodza III Rzeszy… Jest to książka także dla czytelnika, którego interesuje
psychologia – osoba tyrana, szaleńca,
obsesyjnego mordercy zza biurka, jak i socjologia – jakie potrzeby narodu
niemieckiego spełniał przywódca taki jak Hitler? Dla miłośnika poznania specyficznych
zjawisk historii współczesnej, które pojawiły się około 1914 roku i odtąd wciąż
powtarzają wraz z cyklami ekonomicznymi, kryzysami społecznymi, związaną z nimi frustracją i stanowią typowe sposoby jej rozładowania.
Po tym przydługim wstępie, który dobrze oddaje mój podziw
dla tej książki, dodam, że najbardziej podoba mi się w niej to, że nie jest to zwykły
zbiór faktów opatrzony zdjęciami. Na szczęście książka ma przemyślaną
konstrukcję. Pokazuje momenty kluczowe dla kariery Hitlera – te, w których zachodziła
interakcja pomiędzy jego urojeniami a zapotrzebowaniem społecznym. Bo to jest
właśnie mechanizm działania tak zwanych CHARYZMATYCZNYCH POSTACI.
Rees pokazuje, jak w 1918 roku części sfrustrowanych Niemców potrzeba było nowego przywództwa, człowieka z poczuciem misji, który przywróciłby wiarę w wielkość Niemiec - podniósł by ich z klęczek, byłby namaszczonym wodzem, bohaterem bez skazy, pozbawionym
wahań, zawsze pewnym siebie kimś, kto dawałby nadzieję na wyjście z kryzysu ( w latach 20. zapałki kosztowały 3 mld marek, a bezrobotnych było więcej niż pracujących ). Te same cechy Hitlera, które pozwoliły jego
partii NSDAP dojść do władzy, z czasem nie ulegają zmianie, tylko się wyolbrzymiają. Wódz III Rzeszy nie zawaha się sięgnąć po więcej, docelowo po władzę ogólnoświatową. Zabijając po drodze dziesiątki milionów ludzi z czystym przekonaniem, że robi to dla "swoich Niemców". Stopniowo jednak okazuje się, że jednoosobowe podejmowanie decyzji przez Hitlera
prowadzi do przegranych bitew, Niemcy muszą wycofywać się z podkulonym ogonem,
jego misja powiększenia przestrzeni życiowej Niemców jest (nie to że chora, o
nie…) zbyt kosztowna, brakuje benzyny do
czołgów, a sam Hitler maniakalnie krąży po korytarzach bunkra w Berlinie…
Hitler zawsze był taki sam, nigdy się nie zmienił (co jest
charakterystyczne dla patologicznych osobników). To jego odbiór się zmieniał. I
w tej interakcji powstawało wrażenie tzw. charyzmy.
Adolf Hitler był zgorzkniałym, narzekającym człowiekiem,
przekonanym o tym, że został ograbiony z tego, co mu się należy, przez Traktat
Wersalski, Żydów, bolszewików. Swoje wyznanie wiary zawarł w Mein Kampf (dobrze opisanej przez Reesa)
i pozostał mu wierny do samobójstwa w 1945 roku:
Ludzie są
zwierzętami, które muszą ze sobą walczyć. Wygrywa silniejszy. Słabszy nie jest
nic wart. Liczy się moralność silniejszego. Demokracja jest dla słabych. „Chcę
niszczyć i zrobię to!”.
I pomyśleć, że pod
tymi hasłami podpisał się wielomilionowy naród!
Boże, chroń nas przed radykałami chorymi z urojenia. Zawsze
znajdą cynicznych popleczników, którzy windują się dzięki nim. A ci z kolei
znajdą rzesze bezwolnych, zmanipulowanych wyznawców, którzy inaczej nie osiągają poprawy nastroju jak tylko dzięki pogardzie dla innych.
POLECAM też Pomocnik Historyczny POLITYKI, stanowiący doskonałe uzupełnienie powyższej lektury. Więcej o zawartości TU
"Mały krzyczący pokurcz z wąsikiem" mnie pokonał padłam ze śmiechu. Jednak na poważnie zawsze mnie pociągał temat Hitlera , pociąga nadal. Ostatnio rozmawiałam o nim z synem i zdziwiony był tym jak "porządny" był Adolf H. i jak wysokie miał wymagania powiedzmy moralne w stosunku do ludzi go otaczających. Gorzej ze sobą choćby Geli czy Ewa , jednak już kwestia nałogów warta wręcz naśladowania prawda ?Może poza lekomanią.
OdpowiedzUsuńKsiążka w każdym razie ląduje na liście do przeczytania!
O, tak... Wielu uważało go za bardzo grzecznego pana, który ani nie jest pijakiem, ani kobieciarzem, tylko całą swoją energię składa na ołtarzu ojczyzny. A co uczynił dla świata? Pozory jedno, działani i manipulacje drugie. Można być ideałem mieszczanina z przylizaną grzywką, a jednocześnie całe narody uważać za niewolników ("brudni Polacy"), albo "wszy, które trzeba rozgnieść" (ludzie pochodzenia żydowskiego). To jest właśnie spójność, jaką osiągnąć może tylko człowiek chory. No i ta niezachwiana pewność siebie! Ktoś wspomina, że jak Hitler się zapienił, gdy usłyszał nie, to krzyczał falsetem "Będę budował u -booty. Będę budowal u booty. Będę budował u-booty. 15 razy...
OdpowiedzUsuńCo innego, że jego chora energia płynęła, jak sama piszesz z lekomanii. Z relacji jego lekarza wynika, że strychnina była nieskuteczna, ale za to amfetamina się sprawdzała świetnie, i kokaina na zatoki...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńInteresująca pozycja. To prawda. Warto ją kiedyś przeczytać.
OdpowiedzUsuń