Ryszard Kurylczyk Niezłomny z Nazaretu
Powieść historyczna o czasach Jezusa utrzymana w konwencji archaizowanych dialogów.
Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie i na moim mężu ta nieobszerna 70-stronicowa powieść, kiedy kupiliśmy ją w 1988 r. Muszę powiedzieć,
że czytając ją wówczas, byliśmy oszołomieni erudycją autora i jego niezwykłym
punktem widzenia, po który sięgnął, żeby zbliżyć się nieco do tajemnicy Jezusa. [O wrażeniu, które ta książka na nas zrobiła, świadczy też fakt, że zachowaliśmy ją przez te wszystkie lata w naszych zbiorach.] Kurylczyk ujął bowiem historię Jezusa nietypowo, zaskakująco - oczami jego
wrogów, a nie wyznawców. O Jezusie „proroku, a może nawet mesjaszu” się mówi, o Jezusie „wichrzycielu”
się myśli, nad Jezusem „prowokatorem” się głowi, Jezus „nauczyciel” jest debatowany.
A Jezus milczy i robi swoje, daleki.
Kurylczyk, jak sam zaznacza, powziął zamysł napisania tej
książki mając lat 24, a zrealizował go, mając lat 42. W tym czasie poświęcił 14
lat studiując czasy starożytne, w tym nie tylko Nowy Testament, ale przede wszystkim historiografię
rzymską. Udało mu się perfekcyjnie wystylizować język (zresztą swoją wcześniejszą
książkę o Persach przedstawił wydawcom
jako nowe tłumaczenie tekstów staroperskich (sic!). Tekst przybiera postać dialogów,
listów lub przemówień, a głos oddany zostaje trzem najważniejszym władcom
regionu: Poncjuszowi Piłatowi (pewna zbieżność z Mistrzem i Małgorzatą), Herodowi Antypasowi i władcy Syrii Witeliuszowi.
Nie brakuje też dyskusji toczonych w Sanhedrynie. W zaskakujących rolach pojawią
się u Kurylczyka Jan Chrzciciel, Judasz
i Weronika.
Niezwykłość tej prozy polega na braku teologii, a
koncentracji na odbiorze zachowań Jezusa, Żyda, Galilejczyka, poddanego cesarza
Tyberiusza. Mamy przed sobą powieść polityczną - powieść o człowieku, który
miał w sobie taką moc, że zagrażał władzy. Kurylczyk zdecydował
się pokazać świat współczesny Jezusowi z Nazaretu w konwencji dramatu walki o
władzę, o strefy wpływów i idące za tym prestiż i bogactwo.
A Jezus? Jest jednocześnie wszechobecny i nieobecny. Ludzie mu wspólcześni nie pojmują jego zachowania, obawiają się go i przypisują mu z tego
powodu niecne intencje. Mierzą jego czyny swoją miarą. Wypowiadają się o jego
postępowaniu bez zrozumienia, doszukując się w nim drugiego dna, nie przyjmując
do wiadomości, że oto pojawia się nowy światopogląd, nowa duchowość, nowa
moralność.
Analizuje się każdy jego krok, śledzi i knuje przeciwko
niemu. Każda z zaangażowanych w mord na
Jezusie stron przypisuje mu sprzeczne ze sobą intencje: równocześnie chęć
obalenia rzymskiego imperium, odebrania władzy aktualnemu panującemu (z
rzymskiego nadania) władcy żydowskiemu, ale i bunt przeciw Sanhedrynowi i regułom
przez niego chronionym, co traktowane jest jako zniszczenie statusu żydowskiego
narodu wybranego.
Czyli o Jezusie non stop się mówi i jednocześnie non stop wymyka
się on wglądowi swoich przyszłych oprawców – przede wszystkim tych umywających
ręce… Umyka im intelektualnie, emocjonalnie, duchowo – pozostaje poza sferą ich
pojmowania…
Raz tylko mamy „zbliżenie” na Jezusa - w chwili ukrzyżowania
widzimy go po prostu jako człowieka cierpiącego katusze. Nie ma słów. Jest człowiek,
którego wrogowie nie docenili, sądząc, że zdołają go zabić.
Do tego trzeba przyznać, że powieść ma doskonałą konstrukcję.
Widać tu rękę inżyniera – erudyty, którym (z pierwszego wykształcenia) jest
Kurylczyk. Historia rozpisana została na
12 godzin, które przybliżają świat do niezasłużonej kaźni Jezusa, pięknie tu
nazwanego Niezłomnym z Nazaretu.
[PS. Cieszę się, że zetknęłam się z utworami Kurylczyka w
latach 80., kiedy nie był jeszcze tym, kim jest teraz. Dziwnie to może brzmi, ale obawiam się, że dziś nie sięgnęłabym po Niezłomnego...
Aż wstyd się przyznać - z powodu pewnych uprzedzeń… Kurylczyk bowiem interesował
się władzą i jej uwarunkowaniami nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie…
Mianowicie, już po ukończeniu kolejnych studiów i napisaniu swoich
sztandarowych powieści z okresu
sięgającego najdalej XIII wieku, „poszedł w ministry”. Był wojewodą słupskim, pomorskim, a nawet – literalnie -
wiceministrem infrastruktury… Myślę, że ten fakt by mnie skutecznie odstraszył
od lektury jego utworów. Boję się cynizmu, do którego nieuchronnie prowadzi polityka.]
Niezłomny z Nazaretu
robi wrażenie i dziś. A to za sprawą nietuzinkowego ujęcia, pełnego powściągliwości, skłaniającego do
myślenia o małości ludzkiej i jednocześnie o niewymownej wielkości Jezusa i
jego roli w historii ludzkości.
Świetny post. Znakomicie piszesz Agnieszko.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś mi wpadnie w ręce.)
Dzięki za dobre słowo :)
OdpowiedzUsuńNie miałem pojęcia o tym autorze. Sądząc z opisu - coś dla mnie, jako że szalenie cenię powieści Brandstaettera, Kazantzakisa i - tu ciut niżej - Burgessa o tej samej tematyce.
OdpowiedzUsuń