środa, 27 marca 2013

...o "Niezłomnym z Nazaretu"


Ryszard Kurylczyk Niezłomny z Nazaretu

Powieść historyczna o czasach Jezusa utrzymana w konwencji archaizowanych dialogów.

Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie i na moim mężu ta nieobszerna 70-stronicowa powieść, kiedy kupiliśmy ją w 1988 r. Muszę powiedzieć, że czytając ją wówczas, byliśmy oszołomieni erudycją autora i jego niezwykłym punktem widzenia, po który sięgnął, żeby zbliżyć się nieco do tajemnicy Jezusa. [O wrażeniu, które ta książka na nas zrobiła, świadczy też fakt, że zachowaliśmy ją przez te wszystkie lata w naszych zbiorach.] Kurylczyk ujął bowiem historię Jezusa nietypowo, zaskakująco - oczami jego wrogów, a nie wyznawców. O Jezusie „proroku, a może nawet mesjaszu” się mówi, o Jezusie „wichrzycielu” się myśli, nad Jezusem „prowokatorem” się głowi, Jezus „nauczyciel” jest debatowany. A Jezus milczy i robi swoje, daleki.

Kurylczyk, jak sam zaznacza, powziął zamysł napisania tej książki mając lat 24, a zrealizował go, mając lat 42. W tym czasie poświęcił 14 lat studiując czasy starożytne, w tym nie tylko Nowy Testament, ale przede wszystkim historiografię rzymską. Udało mu się perfekcyjnie wystylizować język (zresztą swoją wcześniejszą  książkę o Persach przedstawił wydawcom jako nowe tłumaczenie tekstów staroperskich (sic!). Tekst przybiera postać dialogów, listów lub przemówień, a głos oddany zostaje trzem najważniejszym władcom regionu: Poncjuszowi Piłatowi (pewna zbieżność z Mistrzem i Małgorzatą), Herodowi Antypasowi i władcy Syrii Witeliuszowi. Nie brakuje też dyskusji toczonych w Sanhedrynie. W zaskakujących rolach pojawią się u  Kurylczyka Jan Chrzciciel, Judasz i  Weronika.

Niezwykłość tej prozy  polega na braku teologii, a koncentracji na odbiorze zachowań Jezusa, Żyda, Galilejczyka, poddanego cesarza Tyberiusza. Mamy przed sobą powieść polityczną - powieść o człowieku, który miał w sobie taką moc, że zagrażał władzy. Kurylczyk zdecydował się pokazać świat współczesny Jezusowi z Nazaretu w konwencji dramatu walki o władzę, o strefy wpływów i idące za tym prestiż i bogactwo.

A Jezus? Jest jednocześnie wszechobecny i nieobecny. Ludzie mu wspólcześni nie pojmują jego zachowania, obawiają się go i przypisują mu z tego powodu niecne intencje. Mierzą jego czyny swoją miarą. Wypowiadają się o jego postępowaniu bez zrozumienia, doszukując się w nim drugiego dna, nie przyjmując do wiadomości, że oto pojawia się nowy światopogląd, nowa duchowość, nowa moralność.

Analizuje się każdy jego krok, śledzi i knuje przeciwko niemu. Każda z zaangażowanych w  mord na Jezusie stron przypisuje mu sprzeczne ze sobą intencje: równocześnie chęć obalenia rzymskiego imperium, odebrania władzy aktualnemu panującemu (z rzymskiego nadania) władcy żydowskiemu, ale i bunt przeciw Sanhedrynowi i regułom przez niego chronionym, co traktowane jest jako zniszczenie statusu żydowskiego narodu wybranego.

Czyli o Jezusie non stop się mówi i jednocześnie non stop wymyka się on wglądowi swoich przyszłych  oprawców – przede wszystkim tych umywających ręce… Umyka im intelektualnie, emocjonalnie, duchowo – pozostaje poza sferą ich pojmowania…


Raz tylko mamy „zbliżenie” na Jezusa - w chwili ukrzyżowania widzimy go po prostu jako człowieka cierpiącego katusze. Nie ma słów. Jest człowiek, którego wrogowie nie docenili, sądząc, że zdołają go zabić.

Do tego trzeba przyznać, że powieść ma doskonałą konstrukcję. Widać tu rękę inżyniera – erudyty, którym (z pierwszego wykształcenia) jest Kurylczyk.  Historia rozpisana została na 12 godzin, które przybliżają świat do niezasłużonej kaźni Jezusa, pięknie tu nazwanego Niezłomnym z Nazaretu.

[PS. Cieszę się, że zetknęłam się z utworami Kurylczyka w latach 80., kiedy nie był jeszcze tym, kim jest teraz. Dziwnie to może brzmi, ale obawiam się, że dziś nie sięgnęłabym po Niezłomnego... Aż wstyd się przyznać - z powodu pewnych uprzedzeń… Kurylczyk bowiem interesował się władzą i jej uwarunkowaniami nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie… 
Mianowicie, już po ukończeniu kolejnych studiów i napisaniu swoich sztandarowych powieści z okresu  sięgającego najdalej XIII wieku, „poszedł w ministry”. Był wojewodą  słupskim, pomorskim, a nawet – literalnie - wiceministrem infrastruktury… Myślę, że ten fakt by mnie skutecznie odstraszył od lektury jego utworów. Boję się cynizmu, do którego nieuchronnie prowadzi polityka.]

Niezłomny z Nazaretu robi wrażenie i dziś. A to za sprawą nietuzinkowego ujęcia, pełnego powściągliwości, skłaniającego do myślenia o małości ludzkiej i jednocześnie o niewymownej wielkości Jezusa i jego roli w historii ludzkości.

3 komentarze:

  1. Świetny post. Znakomicie piszesz Agnieszko.
    Może kiedyś mi wpadnie w ręce.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dobre słowo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałem pojęcia o tym autorze. Sądząc z opisu - coś dla mnie, jako że szalenie cenię powieści Brandstaettera, Kazantzakisa i - tu ciut niżej - Burgessa o tej samej tematyce.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.