poniedziałek, 4 marca 2013

...dziwne losy żydowskich żołnierzy Hitlera


Bryan Mark Rigg Losy żydowskich żołnierzy Hitlera

Bardzo wciągająca lektura. Niezwykłe historie, wiele mówiące zdjęcia, przytoczone wywiady z żywymi świadkami historii, spokojny, zobiektywizowany opis.

Mnie przyciągnął tytuł. Jak to? Żydzi w armii hitlerowskiej? Około 130 tysięcy?  Jak to możliwe?

Okazuje się, że jest to złożone zagadnienie. Stosunek do Żydów niemieckich (w odróżnieniu od jawnej od samego początku chęci eliminacji Żydów wschodnich - Ostenjuden) doskonale odzwierciedla absurdalność ideologii rasowej Hitlera. Wielu Żydów niemieckich było żołnierzami w czasach republiki. Całe rody miały tradycje wojskowe z czasów I wojny światowej, wielu z nich było zasłużonych, nosiło z dumą medale i ordery. Jednak od 1933 r., od momentu dojścia do władzy kaprala Adolfa Hitlera świat niemieckich Żydów zwariował. Stopniowo zaczęto im odbierać prawa obywatelskie.

Ideologia nazistowska, jak wiadomo, wyrosła na gruncie powojennego kryzysu lat dwudziestych. Niemcy były upokorzone militarnie, politycznie, gospodarczo. Układ wersalski ograniczał liczebność armii Reichu do 100 tys. (w 1939 wynosiła już jednak 3,5 mln!). Społeczeństwo niemieckie przeżywało kryzys. Na takim gruncie z łatwością wyrastają wszelkie radykalne ruchy, szczególnie te, które wskażą łatwo rozpoznawalnego wroga. Na bazie uprzedzeń do niego można łatwo stworzyć poczucie wspólnoty. Wspólnym celem było też odzyskanie dobrego samopoczucia po porażce I wojny. To są prawidłowości wykorzystywane przez cynicznych polityków w każdym zakątku świata, i zawsze, niestety także dzisiaj.

Młody Adolf
Dodajmy do tego charyzmatycznego lidera o skłonnościach paranoidalnych, który ma obsesję antyżydowską i w efekcie państwo niemieckie zaczyna realizować politykę apartheidu antyżydowskiego. Ustawy norymberskie z 1935 r. określają Żydów jako podludzi. Jako przyczynę wskazuje się ich naturę, w skrócie „żydowską krew”. Z niemiecką pedanterią naziści tworzą kategorie podludzi: poł-Żyd (mieszaniec, mischling), ćwierć-Żyd, Żyd w 37,5%... Określa się ich ograniczone prawa, zakazuje nawiązywania kontaktów (wszelkich - biznesowych, naukowych, seksualnych) z rasą ‘nadludzi’.

Dla Żydów w 1935 r. zaczyna się gehenna upokorzeń, która od konferencji w Wansee (styczeń 1942 r.) przekształci się w planowy Holokaust czyli zagładę, zwaną do końca przez Hitlera i jego funkcjonariuszy eufemistycznie Ostatecznym Rozwiązaniem Europejskiej Kwestii Żydowskiej.


Dla części w pełni zasymilowanych Niemców pochodzenia żydowskiego, nie poczuwających się do bycia Żydami, zaczynają się dziwne czasy. Oni nie czują się Żydami. Czują się wpychani w kategorie, które niezgodne są z ich poczuciem tożsamości. Początkowo są powoływani do wojska jak pozostali Niemcy. Często zresztą sami tego pragną, bo czują się patriotami! Inni zgłaszają się na ochotnika, sądząc, że to ochroni ich żydowskie matki…. Ale od 1942 r. ich rodziny trafiają do obozów koncentracyjnych i zagłady tak jak pozostali Żydzi. Tymczasem oni sami są odsyłani do domów jako „niezdolni do służby”. W 1944 r. zaczyna się ich masowa wysyłka do obozów pracy Organizacji Todt.
To przytoczę jedną z ciekawych i charakterystycznych historii opowiedzianych Riggowi. Kiedy jeden z bohaterów książki zostaje wysłany do obozu pracy  Organizacji Todt, jedzie tam (pamiętajmy, że jako niewolnik do fabryki amunicji!) razem z grupą podobnych mu straceńców... z biletem, oczywiście normalnym, który... konduktor skasuje im w przedziale. Niemcy za czasów Hitlera byli chorzy na posłuszeństwo, aż do śmierci - niestety najpierw innych, dopiero potem swojej...

Do 1942 r. opisywani bohaterowie służą jednak w armii niemieckiej. Szkolą się na pilotów, snajperów, czołgistów, walczą w Polsce, Francji. W Związku Radzieckim płaczą z zimna i głodu w okopach zalanych najpierw błotem, potem zamarzają w mrozie -50 st. C.  Większość ginie. Autor opisuje losy kilkunastu, którzy przeżyli, i ktorych odnalazł, skupiając się na ich aktywności na frontach II wojny światowej. Większość jego rozmówców nie przypomina sobie (nie bez powodu, oczywiście) działalności Wermachtu skierowanej przeciwko cywilom. Nikt z nich nie poczuwa się do zabijania ludności cywilnej, łapanek, itp. Zresztą sam Rigg dostrzega te obszary „niepamięci”, podobnie jak fakt, że większość z nich „nie miała pojęcia”, co dzieje się w Auschwitz. My wiemy, że raczej „nie chciała mieć pojęcia”… Inna sprawa, że nawet gdyby wiedzieli, nic by z tym nie zrobili, bo walczyli o swoje przetrwanie. Nie ich trzeba obwiniać.

Pamiętajmy, że nie mówimy tu o prawdziwych nazistach, tylko o Niemcach nietypowych, bo "mieszańcach" zagrożonych śmiercią (świetnie pokazała to A. Holland w „Europa, Europa…”). Niesamowicie złożona sytuacja.

Część z nich fałszuje dokumenty, żeby zostać w armii, większość wykazuje się męstwem wojennym i jest odznaczana. Ich żydowskie matki są często dumne ze swoich synów w Wermahcie. Co za paradoks...

Helmut Wilberg, pół-Żyd uznany za Aryjczyka w 1935 r.
Twórca taktyki Blitzkriegu
A teraz hit! Około 30 "pół-Żydów" zostaje uznanych za Aryjczyków przez samego Hitlera. To jest dopiero historia! Oficjalna ideologia antyżydowska, przedstawiana jako naukowa, wyprowadzana z genetyki, w kilkudziesięciu przypadkach zostaje zawieszona na kołku. Ujawnia się prawda o ideologii, która się za nią kryje: 'niedobrzy' są ci, których naziści uznają za 'niedobrych' (tym razem padło na Żydów) i to jest jedyne uzasadnienie! Dlatego, jeśli ktoś ma 'dobry, niedrażniący wygląd' oraz zasłużył się Hitlerowi, można go uznać za 'dobrego'. 'Zabawa w Boga' trwa.

[Kto może podpisać odpowiedni dokument aryzujący? Tylko sam Hitler, bo to on swoją boską mądrością zaręcza, że ten konkretny potomek Żydów jednak nie ma z nimi nic wspólnego i nie jest groźny dla zdrowej tkanki niemieckej... Wszyscy klaszczą... Dom wariatów pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ale w ramach chorego systemu przekonań, który pozwala - prawem kaduka - uznać kogoś za niegodnego miana człowieka, wszystko jest możliwe... ]

Książka traktuje jednak w większości o zwykłych szarych potomkach Żydów, niezwiązanych ani z nazistami, ani z wojskowymi rodami o znaczących osiągnięciach dla Rzeszy. Każdemu z tych nieszczęśników groził nie tylko nieprzyjaciel, ale i rodak z okopu, gdyby się wydało, że mają żydowskie korzenie. Braterstwo broni jest cnotą w każdej armii, jednak nie odnosi się do  Żydów czy też raczej do ‘ludzi uważanych za Żydów’.

Książka Rigga, Amerykanina urodzonego w 1971 r., absolwenta mi.in. Yale i doktoranta wydziału historii Cambidge, jest dziełem o ambicjach popularno-naukowych i tak też napisana. Autor, oprócz tego, że jest naukowcem, sam był też  zawodowym żołnierzem-komandosem (sic!), także specjalistą od historii wojskowości i  wykładowcą amerykańskich akademii wojskowych. W pisarstwie kieruje się najlepszymi wzorami pisarstwa popularno-naukowego, jaki wypracowali Amerykanie. Podejście jest zobiektywizowane, historia opowiedziana bez emocji, redakcja doskonała, zawsze obecne podsumowanie, selekcja materiału jasna, przemyślane zdjęcia. Rozwój książki postępuje logicznie - od relacji ze spotkań i wywiadów z żołnierzami niższymi rangą, aż po historię żydowskiego feldmarszałka!!! Widać przy tym, że temat traktowany jest przez Rigga z pasją, bo rzeczywiście historie, które opowiada, to ewenement historyczny, a sam temat nie był dotąd badany.

Potępienie dla hitleryzmu i ideologii nazistowskiej jest u Rigga  przeprowadzone jak matematyczny dowód: rasizm Hitlera i jego wyznawców to ideologia opierająca się na fałszywych przesłankach, za którymi kryją interesy konkretnych grup społecznych i cyniczny pomysł na sprawowanie władzy. Całość opiera się bardzo wysokim konformizmie i posłuszeństwie dla autorytetów charakterystycznym dla przedwojennego społeczeństwa niemieckiego. Zło może pojawić się znikąd, pod warunkiem, że stworzone zostaną  sprzyjające mu okoliczności i sprawi się, że ludzie zrezygnują z samodzielnego myślenia na rzecz sprawujących władzę...

Bardzo ciekawe i przejmujące są także wnioski, jakie można wyciągnąć z tej lektury na temat etykietowania, kategoryzowania ludzi na siłę. Kwestia poszanowania naszej tożsamości jako podstawowego ludzkiego prawa jawi się jako papierek lakmusowy demokracji i zdrowia społecznego. Warto o tym pamiętać, kiedy odmawiamy innym praw, które uznajemy za oczywiste, pod warunkiem, że dotyczy to nas samych, nie 'ich'!

3 komentarze:

  1. Anonimowy11:33

    Czytałam, bardzo ciekawe informacje i włąściwie całkiem nieznane. Z Żydami mieszkającymi od pokoleń w Niemczech faktycznie było tak, że oni się uważali przede wszystkim za Niemców, a potem dopiero za Żydów.
    A poza tym, jest taka teoria, wg której Hitler sam miał jakoby jakieś żydowskie korzenie i chciał się od nich odciąć. Nie pomnę gdzie o tym czytałam, bo przewaliłam masę książek o II wojnie. Ale ponoć jego matka, coś tam, coś tam z jakims bogatym Żydem miała. Czego się już dziś, oczywiście nie da sprawdzić.
    Faktem jest, że Hitler na Aryjczyka nie wyglądał;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy15:35

    Bardzo mnie interesuje temat Żydów w czasie II wojny światowej. Widziałam tą książkę w ofertach już jakiś czas temu, ale uciekła mi z myśli. Wydaje się być bardzo interesująca i warta poznania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat Żydów to mnóstwo przeciekawych kwestii... Mnie też ogromnie to interesuje.
    Np. kwestia tożsamości, jej złożoność, pytanie: Co to znaczy być Żydem? Można analizować to na ich przykładzie, w różnych czasach, w różnych kulturach.
    Potem podobny sposób myślenia przydaje się, gdy myślimy o problemach z tożsamością innych osób, innych grup społecznych.
    Historia sprawiła, że są takim trochę 'laboratoryjnym przykładem' różnych złożonych zagadnień politycznych, religijnych, społecznych, psychologicznych...

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.