Bryan Mark Rigg Losy
żydowskich żołnierzy Hitlera
Bardzo wciągająca lektura. Niezwykłe historie, wiele mówiące zdjęcia, przytoczone wywiady z żywymi świadkami historii, spokojny, zobiektywizowany opis.
Mnie przyciągnął tytuł.
Jak to? Żydzi w armii hitlerowskiej? Około 130 tysięcy? Jak to możliwe?
Okazuje się, że jest to złożone zagadnienie.
Stosunek do Żydów niemieckich (w odróżnieniu od jawnej od samego początku chęci eliminacji Żydów wschodnich - Ostenjuden) doskonale odzwierciedla absurdalność ideologii
rasowej Hitlera. Wielu Żydów niemieckich było żołnierzami w czasach republiki.
Całe rody miały tradycje wojskowe z czasów I wojny światowej, wielu z nich było
zasłużonych, nosiło z dumą medale i ordery. Jednak od 1933 r., od momentu
dojścia do władzy kaprala Adolfa Hitlera świat niemieckich Żydów zwariował. Stopniowo zaczęto im odbierać prawa obywatelskie.
Ideologia nazistowska, jak wiadomo, wyrosła na gruncie
powojennego kryzysu lat dwudziestych. Niemcy były upokorzone militarnie,
politycznie, gospodarczo. Układ wersalski ograniczał liczebność armii Reichu do
100 tys. (w 1939 wynosiła już jednak 3,5 mln!). Społeczeństwo niemieckie
przeżywało kryzys. Na takim gruncie z łatwością wyrastają wszelkie radykalne
ruchy, szczególnie te, które wskażą łatwo rozpoznawalnego wroga. Na bazie
uprzedzeń do niego można łatwo stworzyć poczucie wspólnoty. Wspólnym celem było
też odzyskanie dobrego samopoczucia po porażce I wojny. To są prawidłowości
wykorzystywane przez cynicznych polityków w każdym zakątku świata, i zawsze, niestety także
dzisiaj.
Młody Adolf |
Dodajmy do tego
charyzmatycznego lidera o skłonnościach paranoidalnych, który ma obsesję antyżydowską i w efekcie państwo
niemieckie zaczyna realizować politykę apartheidu antyżydowskiego. Ustawy norymberskie z 1935 r. określają Żydów jako podludzi. Jako przyczynę wskazuje
się ich naturę, w skrócie „żydowską krew”. Z niemiecką pedanterią naziści tworzą kategorie podludzi: poł-Żyd (mieszaniec, mischling), ćwierć-Żyd, Żyd w 37,5%...
Określa się ich ograniczone prawa, zakazuje nawiązywania kontaktów (wszelkich -
biznesowych, naukowych, seksualnych) z rasą ‘nadludzi’.
Dla Żydów w 1935 r. zaczyna się gehenna upokorzeń, która od
konferencji w Wansee
(styczeń 1942 r.) przekształci się w planowy Holokaust czyli zagładę, zwaną do
końca przez Hitlera i jego funkcjonariuszy eufemistycznie Ostatecznym Rozwiązaniem
Europejskiej Kwestii Żydowskiej.
Dla części w pełni zasymilowanych Niemców pochodzenia
żydowskiego, nie poczuwających się do bycia Żydami, zaczynają się dziwne czasy.
Oni nie czują się Żydami. Czują się wpychani w kategorie, które niezgodne są z
ich poczuciem tożsamości. Początkowo są powoływani do wojska jak pozostali
Niemcy. Często zresztą sami tego pragną, bo czują się patriotami! Inni zgłaszają
się na ochotnika, sądząc, że to ochroni ich żydowskie matki…. Ale od 1942 r. ich
rodziny trafiają do obozów koncentracyjnych i zagłady tak jak pozostali Żydzi.
Tymczasem oni sami są odsyłani do domów jako „niezdolni do służby”. W 1944 r. zaczyna
się ich masowa wysyłka do obozów pracy Organizacji Todt.
To przytoczę jedną z ciekawych i charakterystycznych historii opowiedzianych Riggowi. Kiedy jeden z bohaterów książki zostaje wysłany do obozu pracy Organizacji Todt, jedzie tam (pamiętajmy, że jako niewolnik do fabryki amunicji!) razem z grupą podobnych mu straceńców... z biletem, oczywiście normalnym, który... konduktor skasuje im w przedziale. Niemcy za czasów Hitlera byli chorzy na posłuszeństwo, aż do śmierci - niestety najpierw innych, dopiero potem swojej...
Do 1942 r. opisywani bohaterowie służą jednak w armii niemieckiej. Szkolą się na pilotów, snajperów, czołgistów, walczą w Polsce, Francji.
W Związku Radzieckim płaczą z zimna i głodu w okopach zalanych najpierw błotem,
potem zamarzają w mrozie -50 st. C. Większość ginie. Autor
opisuje losy kilkunastu, którzy przeżyli, i ktorych odnalazł, skupiając się na ich aktywności na frontach II wojny światowej.
Większość jego rozmówców nie przypomina sobie (nie bez powodu, oczywiście) działalności
Wermachtu skierowanej przeciwko cywilom. Nikt z nich nie poczuwa się do
zabijania ludności cywilnej, łapanek, itp. Zresztą sam Rigg dostrzega te obszary „niepamięci”,
podobnie jak fakt, że większość z nich „nie miała pojęcia”, co dzieje się w Auschwitz.
My wiemy, że raczej „nie chciała mieć pojęcia”… Inna sprawa, że nawet gdyby wiedzieli, nic by z tym nie zrobili, bo walczyli o swoje przetrwanie. Nie ich trzeba obwiniać.
Pamiętajmy, że nie mówimy tu o prawdziwych
nazistach, tylko o Niemcach nietypowych, bo "mieszańcach" zagrożonych śmiercią (świetnie pokazała to A. Holland w „Europa, Europa…”). Niesamowicie
złożona sytuacja.
Część z nich fałszuje dokumenty, żeby zostać w armii,
większość wykazuje się męstwem wojennym i jest odznaczana. Ich żydowskie matki
są często dumne ze swoich synów w Wermahcie. Co za paradoks...
Helmut Wilberg, pół-Żyd uznany za Aryjczyka w 1935 r. Twórca taktyki Blitzkriegu |
A teraz hit! Około 30 "pół-Żydów" zostaje uznanych za Aryjczyków przez samego Hitlera. To jest dopiero historia! Oficjalna ideologia antyżydowska, przedstawiana jako naukowa, wyprowadzana z genetyki, w kilkudziesięciu przypadkach zostaje zawieszona na kołku. Ujawnia się prawda o ideologii, która się za nią kryje: 'niedobrzy' są ci, których naziści uznają za 'niedobrych' (tym razem padło na Żydów) i to jest jedyne uzasadnienie! Dlatego, jeśli ktoś ma 'dobry, niedrażniący wygląd' oraz zasłużył się Hitlerowi, można go uznać za 'dobrego'. 'Zabawa w Boga' trwa.
[Kto może podpisać odpowiedni dokument aryzujący? Tylko sam Hitler, bo to on swoją boską mądrością zaręcza, że ten konkretny potomek Żydów jednak nie ma z nimi nic wspólnego i nie jest groźny dla zdrowej tkanki niemieckej... Wszyscy klaszczą... Dom wariatów pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ale w ramach chorego systemu przekonań, który pozwala - prawem kaduka - uznać kogoś za niegodnego miana człowieka, wszystko jest możliwe... ]
[Kto może podpisać odpowiedni dokument aryzujący? Tylko sam Hitler, bo to on swoją boską mądrością zaręcza, że ten konkretny potomek Żydów jednak nie ma z nimi nic wspólnego i nie jest groźny dla zdrowej tkanki niemieckej... Wszyscy klaszczą... Dom wariatów pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ale w ramach chorego systemu przekonań, który pozwala - prawem kaduka - uznać kogoś za niegodnego miana człowieka, wszystko jest możliwe... ]
Książka traktuje jednak w większości o zwykłych szarych potomkach Żydów, niezwiązanych ani z nazistami, ani z wojskowymi rodami o znaczących osiągnięciach dla Rzeszy. Każdemu z tych nieszczęśników groził nie tylko nieprzyjaciel, ale i rodak z okopu, gdyby się wydało, że mają żydowskie korzenie. Braterstwo broni jest cnotą w każdej armii, jednak nie odnosi się do Żydów czy też raczej do ‘ludzi uważanych za
Żydów’.
Książka Rigga, Amerykanina urodzonego w 1971 r., absolwenta mi.in. Yale i doktoranta wydziału historii Cambidge, jest dziełem o ambicjach popularno-naukowych i tak
też napisana. Autor, oprócz tego, że jest naukowcem, sam był też zawodowym żołnierzem-komandosem (sic!), także specjalistą od historii wojskowości i wykładowcą amerykańskich
akademii wojskowych. W pisarstwie kieruje się najlepszymi wzorami pisarstwa popularno-naukowego,
jaki wypracowali Amerykanie. Podejście jest zobiektywizowane, historia
opowiedziana bez emocji, redakcja doskonała, zawsze obecne podsumowanie,
selekcja materiału jasna, przemyślane zdjęcia. Rozwój książki postępuje logicznie - od relacji ze spotkań i wywiadów z żołnierzami niższymi rangą, aż po historię żydowskiego feldmarszałka!!! Widać przy tym, że temat traktowany
jest przez Rigga z pasją, bo rzeczywiście historie, które opowiada, to ewenement
historyczny, a sam temat nie był dotąd badany.
Potępienie dla hitleryzmu i ideologii
nazistowskiej jest u Rigga przeprowadzone jak matematyczny dowód: rasizm
Hitlera i jego wyznawców to ideologia opierająca się na fałszywych przesłankach,
za którymi kryją interesy konkretnych grup społecznych i cyniczny pomysł na
sprawowanie władzy. Całość opiera się bardzo wysokim konformizmie i
posłuszeństwie dla autorytetów charakterystycznym dla przedwojennego społeczeństwa
niemieckiego. Zło może pojawić się znikąd, pod warunkiem, że stworzone zostaną sprzyjające mu okoliczności i sprawi się, że ludzie zrezygnują z samodzielnego myślenia na rzecz sprawujących władzę...
Bardzo ciekawe i przejmujące są także wnioski, jakie można wyciągnąć z tej lektury na temat etykietowania, kategoryzowania ludzi na siłę. Kwestia poszanowania naszej tożsamości jako podstawowego ludzkiego prawa jawi się jako papierek lakmusowy demokracji i zdrowia społecznego. Warto o tym pamiętać, kiedy odmawiamy innym praw, które uznajemy za oczywiste, pod warunkiem, że dotyczy to nas samych, nie 'ich'!
Czytałam, bardzo ciekawe informacje i włąściwie całkiem nieznane. Z Żydami mieszkającymi od pokoleń w Niemczech faktycznie było tak, że oni się uważali przede wszystkim za Niemców, a potem dopiero za Żydów.
OdpowiedzUsuńA poza tym, jest taka teoria, wg której Hitler sam miał jakoby jakieś żydowskie korzenie i chciał się od nich odciąć. Nie pomnę gdzie o tym czytałam, bo przewaliłam masę książek o II wojnie. Ale ponoć jego matka, coś tam, coś tam z jakims bogatym Żydem miała. Czego się już dziś, oczywiście nie da sprawdzić.
Faktem jest, że Hitler na Aryjczyka nie wyglądał;)
Bardzo mnie interesuje temat Żydów w czasie II wojny światowej. Widziałam tą książkę w ofertach już jakiś czas temu, ale uciekła mi z myśli. Wydaje się być bardzo interesująca i warta poznania.
OdpowiedzUsuńTemat Żydów to mnóstwo przeciekawych kwestii... Mnie też ogromnie to interesuje.
OdpowiedzUsuńNp. kwestia tożsamości, jej złożoność, pytanie: Co to znaczy być Żydem? Można analizować to na ich przykładzie, w różnych czasach, w różnych kulturach.
Potem podobny sposób myślenia przydaje się, gdy myślimy o problemach z tożsamością innych osób, innych grup społecznych.
Historia sprawiła, że są takim trochę 'laboratoryjnym przykładem' różnych złożonych zagadnień politycznych, religijnych, społecznych, psychologicznych...