Literatura popularna…
Może się podobać albo nie (mnie rzadko się podoba, ale zdarza się, i pisałam o tym TU, TU, TU, a TU się nawet zachwycam :), ale bez wątpienia po prostu nas otacza. Jesteśmy zanurzeni w popkulturze. Kultura wysoka jest
niszowa z definicji.
Jednak jestem, i
zawsze będę, zwolenniczką aspirowania do kultury wysokiej, stawiania sobie
wymagań, rozwijania się w tym właśnie kierunku oraz zachęcania do tego innych J Odrzucam myśl o równaniu w dół. A trzeba
powiedzieć, że tutaj toczy się zażarta walka. Także na słowa, o czym później…
Dzisiaj piszę o literaturze popularnej, bo mam przed sobą broszurę promocyjną EMPIKu opatrzoną
tytułem: Bestsellery EMPIKu 2012 rozdane! Jest to sieć sprzedaży, więc
oczywiste jest, że decydującym kryterium jest ilość sprzedanych egzemplarzy,
czyli „popularność” danej pozycji.
Oczywiście domyślacie się, kto się w Polsce najlepiej sprzedaje…
Fikcja literacka: Katarzyna Grochola, E.L. James; literatura faktu: Danuta Wałęsa.
Poradniki: tu nie podany jest nawet autor, widnieje tylko tytuł: Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Literatura
dla dzieci: Chylińska (ta piosenkarka? ciekawe), Literatura młodzieżowa: Igrzyska Śmierci Suzanne Collins.
To są fakty. I szlus.
Są rzeczy, które podobają
mi się w tej broszurce, o ogromnym zasięgu, a więc dużej sile rażenia.
Np. Uważny czytelnik wywiadu z autorką prozy młodzieżowej
Aimee Agresti może się sporo dowiedzieć o konwencji literackiej charakterystycznej
dla tego typu literatury. Pisarka określa wymagania, które sobie stawia, pisząc
powieść młodzieżową:
„Zamierzałam napisać
taką książkę, jaką sama chciałabym przeczytać jako nastolatka: z historią
miłosną, zagadką, przygodami oraz, przede wszystkim, z silną główną bohaterką.”
Co więcej zdradza nam być może kulisy sukcesu
tej konkretnej książki (chodzi o Olśnienie).
Mowa o problematyce utworu, czyli tym
czymś, co kryje się pod spodem intrygi, fabuły, dialogów i opisów. „[…] zalążkiem
opowieści był dla mnie pomysł, aby przedstawić nastolatkom dwa moje ulubione
dzieła: „Fausta” i „Portret Doriana Greya”. […] zastanawiałam się, co skłoniłoby młodą osobę do zaprzedania
swojej duszy.”
Następny wywiad. Autorka popularnych kryminałów szwedzkich Asa
Larsson (kolejny raz nagrodzona za swój utwór) zdradza nam z kolei, czego sama
oczekuje od kryminału, do czego aspiruje w ramach swojej konwencji, z czego
możemy ją rozliczać: „Pisarka PD James powiedziała, że kryminał musi być
połączeniem dobrego opisu miejsca, kreacji ciekawych postaci i intrygi.
Niesłychanie trudno to zrobić. […] myślę, że dużą rolę odgrywa tu także
ciekawość czytelników.[…] W przypadku mojej twórczości jest też tak, że dzika
północ ma w sobie coś egzotycznego.”
To wiele wyjaśnia, prawda? Myślę, że takie krótkie wywiady odsłaniające
tajniki danej konwencji wzbogacają naszą lekturę książek popularnych. A może
nawet zachęcą kogoś do sięgnięcia po kanoniczny utwór (literaturę wysoką), w którym ktoś kiedyś wzorcowo „opracował literacko” daną problematykę. Czego sobie i Państwu życzę. J
A gdzie walka na słowa? I na czym polega? (Bo teraz będzie o tym, co mi się nie podoba,
czego nie jestem w stanie zaaakceptować nawet w tekstach marketingowych). To
jest nadużywanie słów, banalizowanie znaczeń, czasami wręcz uwłaczanie inteligencji czytelników.
Podam tylko jeden przykład z broszurki EMPIKu. Pochodzi z
rekomendacji Ciemniejszej strony Greya. Wspomnę tylko (bo mam za słabą psychikę, żeby cytować po całości) o tym, że napisano
tu, że jest to utwór przedstawiający „losy (?)
burzliwego związku (?) młodziutkiej Anastazji i charyzmatycznego (???) miliardera Greya.”
Czy ja czegoś nie wiem? Wyczyny łóżkowe, choćby najbardziej pociągające,
jako synonim charyzmy?
Dlaczego wcześniej nikt mi tego nie powiedział?!
Powiem przekornie i z odrobiną uszczypliwości ;) również mam aspirację do wyższej kultury dlatego omijam sieci typu Empik szerokim łukiem ;) a ich zestawienia - cóż, jak sama wspomniałaś, to zestawienia sprzedaży. Dokładnie tyle znaczy szumne słowo bestseller - najlepiej się sprzedający. A to wcale nie mówi o wartości literackiej danego bestsellera ;)
OdpowiedzUsuńŁo, yes! Nie zaszkodzi jednak powiedzieć to głośno.
OdpowiedzUsuńNapisz jeszcze, jak ci się podoba nowe rozumienie słowa 'charyzma' i 'charyzmatyczny'?
Nie znam niestety Greya więc nie do końca mogę się wypowiedzieć. Bazując na opiniach internetowych, oraz na tym, że książka ciągle jest właśnie bestsellerem ta jego charyzma musi być niezwykła! ;) W końcu przyciąga rzesze czytelniczek. Oto jakiej scenki rodzajowej byłam skromnym świadkiem w księgarni. Przy stosie książek w Matrasie stoję ja i dwie dziewczyny lat na oko około dwudziestu kilku. Obie sięgają po Greya, jedna mówi do drugiej - Słuchaj, to jest podobno super! Druga odpowiada - nooo coś słyszałam, Pierwsza dodaje - to co bierzemy? Zgodne kiwanie głowami i biegną do kasy. Ja trzymałam w dłoniach akurat Orianę Fallaci, na którą żadna nawet nie zerknęła.. Inna scenka w księgarni w moim mieście - pani pyta sprzedawczynię, co kupić dziewczynie, która dużo czyta, na co sprzedająca podaje jej z uśmiechem.. Greya. Dlaczego? Skoro sama nie czytała? Bo się najlepiej sprzedaje! Kółeczko zamknięte. Charyzma tkwi w sile marketingu i fakt, znalazła dla siebie zupełnie nowe znaczenie.
OdpowiedzUsuńPrzy czym chciałabym dodać, że ja nie mam nic przeciwko czytelnikom Greya! Każdy czyta to co lubi i niech tak zostanie. Przykre jest tylko to, że sprzedaje się TYLKO Grey czy inne pozycje w tym duchu, a pozycje wartościowe.. trzeba szukać na Allegro i w antykwariatach, mając nadzieję, że jeszcze się człowiek dogrzebie do egzemplarza dla siebie (jak ja ostatnio szukając książek z literatury japońskiej czy książek Iris Murdoch..)
Te scenki są znaczące. Doskonale obrazują sposób, w jaki kształtuje się u nas gusta czytelnicze. Bo jest takie pojęcie jak "kształtowanie gustu"... Moim zdaniem oddaliśmy to za bardzo w ręce handlowców i marketingowców z ich wskaźnikami sprzedaży i popularności. Potrzebna jest jakaś kontra.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, jak się dobrze zastanowić, to może powinnam się cieszyć, że "charyzma" (co prawda tylko w rozumieniu "charyzma Greya") stała się nagle dostępna i dla mnie :)))
Co do bestesellerów Empiku aczkolwiek nie zamieszczonych w broszurze :-). Początek stycznia tego roku, Empik w Arkadii, stoisko z napisem bestseller (jedno z kilku) a tam m.in. powieści H. Millera wydane ... 10 lat temu i "Czarodziejska góra" niewiele młodsza :-) Czego to specjaliści od marketingu nie wymyślą :-)
OdpowiedzUsuńPrzez pomyłkę przeczytać 'Czarodziejską górę'? Podoba mi się.
UsuńOsobiście, bardzo sceptycznie podchodzę do notek wydawniczych o książkach i z dużym dystansem podchodzę do tekstów na odwrocie okładki. Zwykle zupełnie nie oddają treści ani problematyki książki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wypracowałem sobie własny sposób wyłuskiwania interesujących książek i rzadko jestem zawiedziony książką, którą kupiłem. I tak się zwykle składa, że są to raczej pozycje zaliczane do "wyższej" literatury :)
Zgadza się.
UsuńOpisy na okładce są z definicji (rekomendacja o charakterze marketingowym, 'blurb') nastawione na wyolbrzymienie zalet uŁatwiających jej zakup przez jak największą liczbę osób. Czyli opis oparty na skojarzeniach: lektura łatwa, wciągająca, przyjemna, równie dobra jak... (i tu wzorzec: np. Mankell).
No sami powiedzcie, czy widzieliście kiedyś na okładce tekst o tym, że książka wymaga zastanowienia i stanowi wyzwanie intelektualne?
No, ale trudno kopać się z koniem. Skoro tak już jest, że dla rekomendacji, opisu, recenzji najważniejsza jest funkcja, to chciałabym, żebyśmy przynajmniej:
1. byli tego świadomi i jako czytelnicy i jako recenzenci
2. chcieli podnosić tę jakość
2. mieli dostęp także do recenzji z wyższej półki.
Od tych kilku czytelników z wymaganiami, których znam, usłyszałam, że rynek czytelniczy jest u nas niedojrzały, bardzo mały, zwija się, a nie rozwija, a dominacja literatury typu czytadło wynosi 95% do 5%.
Czyli czytelnicy zostali rzuceni na żer rynkowi popkulturalnemu.
Co więcej, być może nowi czytelnicy nawet nie wiedzą, że mogliby czytać coś innego. Nikt ich do tego nie zachęca (środowiska opiniotwórcze, szkoła, rodzina, znajomi), nikt od nich tego nie wymaga (szkoła, rodzina, pracodawca).
Jest nad czym myśleć...
Uśmiałam się jak dzika norka. Parę miesięcy temu podczytałam w księgarni trochę Greya i powiem tak: to już Meyer była mniej zwojomózgorozprostowująca. Grey to wydany drukiem pornoblogasek!
OdpowiedzUsuńW związku z powyższym odmawiam zauważenia w cytowanym opisie słowa "charyzmatyczny". Chyba że dla autora opisu charyzmatyczny = sadomasolubny i mózgomordujący czytelnika ;)
Przyznam, że po pobieżnym przejrzeniu tej broszury Empiku - natychmiast ją wyrzuciłam. Dobiły mnie Greye i Grochole rzucające się do oczu od pierwszej strony. Brrr.
No nic, pozostanę wierna tym półkom w Empiku, na których znajdę "niebestsellerowe starocie". O ile nie znajdę tych staroci/niebestsellerów gdzie indziej za niższą cenę ("Dzicy detektywi" są w Matrasie o ponad dwadzieścia złotych tańszy niż w Empiku!).
Równania w dół nienawidzę. A mam dziwne wrażenie, że to nasza narodowa (międzynarodowa?) dyscyplina olimpijska.
I mnie się czasami zdaje, że my Polacy stratujemy czasami w niewłaściwej konkurencji: jak najskuteczniej i najszyciej sięgnąć dna... A przecież można by sięgnąć po lepsze wzorce... Np. skandynawskie, gdzie każdy Norweg średnio czyta dziennie przez 20 minut! Francuzi - tylko 25% nie sięga po książkę. U nas 2x tyle.
OdpowiedzUsuńJa wiem, że jest to pochodna dobrobytu. Ale nie tylko. Trudno czekać z czytaniem, aż będzie nas na to stać, bo jest to jednak umiejętność - nawyk, ktory łatwo zanika...
A co do zmieniania znaczenia słów. Ma to i przyjemne strony, np. kiedy mój mąż mówi do mnie ni stąd ni zowąd: Ależ ty jesteś charyzmatyczna :)))