Nowy Jork 1896. Theodor Roosevelt nie jest jeszcze prezydentem,
lecz dowodzi wydziałem policji w skorumpowanym (jak zawsze) Nowym Jorku. Jego
pomocnikami w śledztwie przeciwko seryjnemu mordercy młodych prostytuujących się
chłopców są: John Schuyler Moore - młodzieniec będący dziennikarzem oraz ‘czarną owcą” w bardzo bogatej rodzinie oraz lekarz psychiatra, naonczas zwany ‘alienistą’ - Węgier z pochodzenia Laszlo Kreizler. Dołącza do nich też młoda kobieta Sara, jedna z pierwszych emancypantek,
pragnąca zostać policjantką ku zgrozie… praktycznie wszystkich. No cóż trafiliśmy do epoki wiktoriańskiej, drodzy Państwo.
Książka została wydana w 1997 roku, co oznacza, że powstała
na fali zainteresowania medialnego pracą 'profilerów' policyjnych.
Zainteresowanie to bardzo wzmogło się na całym świecie od momentu ukazania się najpierw
powieści Thomasa Harrisa (pierwsza Czerwony smok w latach 80., tł. polskie 1990), a potem filmu (Milczenie
owiec z 1991) z Hannibalem Lecterem i starającymi dotrzymać mu kroku policyjnymi
profilerami właśnie.
Jak na tym tle wypada Alienista?
Doceniam sugestywność scenerii nowojorskiej. Widać
wypracowane w szczegółach tło, historyczne detale i pracę z mapą w ręce. Jest
to precyzyjne, nawet aż za bardzo. Trzeba jednak przyznać, że dzięki temu poruszamy się wraz naszymi bohaterami w realistycznej scenografii. I trzeba jasno powiedzieć,
że nie jest to sceneria z Kevina (nawet jeśli) samego w Nowym Jorku, raczej byłabym bliższa
porównania tej wersji NJ z Gotham City. Bo Nowy Jork końca XIX wieku to ciemne
zaułki czającego się wszędzie zła, kraina skrajnych nierówności społecznych i żywych
uprzedzeń pomiędzy różnymi nacjami. Niedawno przez kraj przetoczyła się wojna secesyjna, a wielkimi krokami zbliża się wojna z Hiszpanią o ostateczny kształt USA.
Drugi cenny wątek to pokazanie początków psychologii.
Znajdziemy to liczne nawiązania do najważniejszych nurtów psychologicznych:
psychologii zachowań i psychologii poznawczej oraz zainteresowania sferą
nieświadomą psychiki ludzkiej. Jak wiadomo zawód psychologa i psychoterapeuty
ma w USA wysoki prestiż i dużo dłuższą historię niż choćby u nas w Polsce,
gdzie o zastosowaniu psychologii w kryminalistyce mówi się stosunkowo od niedawna,
a zdobycie takiej specjalizacji jeszcze 10 lat temu było praktycznie niemożliwe. Zresztą
mało kto pamięta, ale powstanie Wydziału Psychologii np. na Uniwersytecie
Warszawskim to zaledwie przełom lat 70. i 80. XX wieku.
Popkultura, głównie amerykańska (czyli jej najważniejsze 99%),
przedstawia aktualną rolę profilera policyjnego jako
powszechnie szanowanego eksperta. Można by tu wymieniać dziesiątki współczesnych filmów "z życia biura śledczego". Zaangażowanie takiego specjalisty psychologa jest obecnie uważane za oczywistość i nieuchronnie zapewnia
powodzenie śledztwa. Dlatego klimaty dziewiętnastowieczne, kiedy nie było to takie oczywiste, także w tym względzie
wydały mi się ciekawe i pouczające.
Następna sprawa to fakt, że powieść kryminalna, w której ofiary
mają wydłubywane oczy i obcinane genitalia, nie jest w stanie wzbudzić u
dzisiejszego czytelnika oczekiwanego przez autora strachu i obrzydzenia. Podobnie
sprawca będący ofiarą bezlitosnych opiekunów, to także codzienność wszelkich
filmów amerykańskich. Tę wiedzę psychologiczną rzeczywiście Amerykanie świetnie
sobie przyswoili.
Czyli, podsumowując: nic nowego pod słońcem, chociaż
doceniam wysiłek autora. Czyta się przyjemnie, choć bez większego zaangażowania. Niewątliwie liczba szczegółów topograficznych może być przydatna, gdybyśmy chcieli zwiedzać Nowy Jork tematycznie, np. z książką w ręku.
PS. Wiele wyjaśniła mi informacja, że autor jest sam rodowitym nowojorczykiem, a z wykształcenia jest historykiem militarystą.
______________________________
Jest to moja ostatnia książka przeczytana w grudniu w ramach wyzwania Z literą (C) w tle.
Wolę jednak takie historie detektywistyczne, w których morderstwa są w miarę "zwyczajne", bez obcinania i wydłubywania poszczególnych części ciała...
OdpowiedzUsuńNatomiast tło obyczajowe i historyczne oraz wątek początków psychologii brzmią ciekawie - i myślę, że z ich powodu warto by "Alienistę" przeczytać. Jeśli nadarzy mi się okazja, spróbuję.
Zdaje się, że Caleb Carr akurat tę część roboty pisarskiej lubi najbardziej - straszyć okropnościami na granicy tabu. Przeczytałam, że jest także scenarzystą filmu Egzorcysta,a to mówi samo za siebie:)
UsuńZ miłą chęcią bym się zapoznała. ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno jest pozycja jakościowo powyżej przeciętnej, choćby ze względu na takie smaczki jak nieprzeoczenie faktu, że most X w końcu XIX wieku był dopiero w budowie, itp. Czyli superdokładna dokumentacja. Naprawdę robota prawdziwego szczególarza. Troszkę mniej wiarygodnie wypadają bohaterowie. Chodzi mi to, że są tak samo dokładnie... przemyślani, zupełnie jak szczegóły scenografii.
OdpowiedzUsuń