piątek, 8 lutego 2013

...dobra analogia czyni cuda - 'Zen i sztuka obsługi motocykla'


Robert M. Pirsig Zen i sztuka obsługi motocykla

W podtytule znajdziecie następujące słowa: Światowy bestseller. Kultowa książka. To dlaczego o niej dotąd nie słyszałam, i dopiero mąż mi ją podsunął do przeczytania w ramach rozważań o jakości?

Już wyjaśniam. Książka wydana została w USA w 1974 i była wznawiana w milionach egzemplarzy (naprawdę!). Miała wiernych fanów. Powstało nawet  określenie ZMM Route (Zen Art Motorcycle Maintenance Route) na określenie podróży śladami Roberta Pirsiga z północy na południe Stanów. Wielu ludzi przemierza ją co roku w poszukiwaniu oświecenia.
Ale… na gruncie polskim przetłumaczona została  dopiero w 1991 r., a następnie poprawiona w 1994 r. Te 20 lat zrobiły różnicę, którą czuje się jeszcze bardziej teraz, po kolejnych 20 latach.

Co się zestarzało? Nie forma. Ta jest nietknięta zębem czasu. Jest to amerykańska powieść drogi o wakacjach spędzonych z synem i znajomymi w podróży motocyklem z Minnesoty do Kalifornii. Utrzymana w gawędziarskim stylu opowieść, o tym, co się dzieje z nami i światem, kiedy wyruszamy z domu w drogę. A dużo się dzieje… Okazało się, że Pirsig ma dar:  potrafi dobrać niesamowicie zaskakujące metafory i analogie. Tłumaczy nam, jak on znalazł sposób na szczęście w życiu, tak jakby tłumaczył  konstrukcję jakiegoś mechanizmu. Jego analogie są zaskakujące, niezwykle trafne i plastyczne.

Zestarzała się problematyka książki. Dylemat, nad którym głowi się autor. Najkrócej mówiąc, autor pragnie zachęcić nas do zadbania o nasz motocykl, który jest metaforą rozumu, głębszego, analitycznego, intelektualnego życia.
Dzięki moim niedawnym lekturom zorientowałam się, że obsunięcie się życia intelektualnego, które obserwujemy, i bezwzględne zwycięstwo traktowania spraw po łebkach, powierzchownie, na zasadzie skojarzenia, zaczęło się  na Zachodzie w latach 70. XX wieku, do nas dotarło „z siłą wodospadu” w latach 90. wraz World Wide Web - tak się kiedyś mówiło na Internet J. Odtąd bycie refleksyjnym, analizowanie i wgłębianie się stało się niemodne, niepraktyczne, niszowe. Zresztą wraz z zanikiem wiedzy filozoficznej, do której odwołuje się Pirsig, stało się po prostu niedostępne dla większości z nas.

Wracajmy do zen i motocykla. Nie do uwierzenia, ale czytały to dzieci kwiaty, gospodynie domowe i mechanicy w warsztatach. Jak to możliwe? Chodzi o genialną nomen omen równowagę pomiędzy powagą a sarkazmem, dar obserwacji życia takim, jakie jest, dziwną - trochę obcesową bezpośredniość, jakiej do tej pory nie widziano. W USA pojawiły się szybko dziesiątki naśladowców Pirsiga, jego stylu i jego przemyśleń. Jednak trzeba podkreślić, że literatura anglosaska nie zapomniała o Pirsigu i jego nowatorstwie. Znajduje się wysoko na liście wszechczasów J, czyli Liście 50 duchowych klasyków, czyli 50 książek, które zmieniły nasz sposób myślenia, tuż obok Św. Augustyna, Jiddu Krishnamurti, Carla Gustava Junga i in.

Ja polecam książkę, jednak nie jako wykład o filozofii poznania, lecz jako powieść o tym, jak dziwnie może postrzegać świat osoba genialna. Bo do takich nieszczęśników należy główny bohater, będący porte parole autora. Dokładnie rzecz biorąc, był on genialnym dzieckiem i genialnym młodzieńcem. W wieku 9 lat jego IQ  oceniono w teście na 170. Tak jak większość skrajnie uzdolnionych ludzi cierpiał na trudności w życiu codziennym, szczególnie w kontaktach z innymi i był bardzo samotny. Niemniej podążał rutynową drogą kariery akademickiej, aż do momentu, gdy będąc bliski osiągnięcia doskonałości (w swoim mniemaniu), doznał olśnienia - zdał sobie sprawę, że nauka nie odpowiada na wszystkie pytania i stanowi w gruncie rzeczy zaledwie zbiór hipotez. Co robi geniusz w sytuacji, kiedy zdaje sobie sprawę, że nigdy, przenigdy nie ogarnie świata? Doznaje zapaści psychicznej. W szpitalu psychiatrycznym jest poddawany elektrowstrząsom. Wychodzi i… zmienia swoje życie. Być może po prostu wysokie potencjały zmieniły nieco struktury jego mózgu i stracił trochę swojego geniuszu... Podobno to bardzo ułatwia przystosowanie się… Ważne, że okazało się to dla niego korzystne. Założył rodzinę, miał dzieci, pracował jako… autor skomplikowanych instrukcji obsługi. Nauczył się medytować i korzystać z dobrodziejstwa bycia tu i teraz. Odkrył, że każdemu może pomóc elastyczniejsze korzystanie z dwóch dostępnych nam rejestrów myślenia: ‘klasycznego’ (analitycznego, dogłębnego, racjonalnego ) i ‘romantycznego’ (syntetyzującego, powierzchownego i irracjonalnego). [Teraz nazywa się to wolnym i szybkim myśleniem.]

I wreszcie spisał swoje przemyślenia (oczywiście o niebo ciekawsze od mojego tu streszczenia). Wysłał do  121 wydawców, a 122. mu je wydał jako Zen i sztukę dbania o motocykl.

A jakość? To według jego filozofii – bo ostatecznie tak się określa Pirsiga, jako filozofa – to nie punkt do osiągnięcia, to raczej dynamiczna zasada, umiejętność działania celowego, korzystania z zasobów świadomych i nieświadomych, ale zawsze z pełnym zaangażowaniem i osobistym ustosunkowaniem, z naciskiem na pełne zaangażowanie.

PS. Warto wspomnieć, że przy dzisiejszym stanie wiedzy psychologicznej, łatwo rozpoznać u bohatera książki Pirsiga elementy zespołu Aspergera: kiedy ożywia się tylko gdy opowiada o maszynach, kiedy nie wie, co miałby powiedzieć synowi, który płacze i właściwie - dlaczego on płacze? Kiedy nie rozumie intencji innych ludzi i co ktoś chce przekazać, kiedy się do niego uśmiecha lub macha mu zwyczajnie ręką…

Na koniec polecam wam wywiad z Johnem Elderem Robinsonem, genialnym inżynierem z zespołem Aspergera. Tekst Wszyscy byliśmy dziwakami ukazał się akurat w aktualnym numerze POLITYKI nr 6 /2013. Świetnie tłumaczy, na czym polega niepełnosprawność emocjonalna osób lekko autystycznych i jak im służy współczesne życie przez Internet. To kolejny facet, który jako 3-letnie dziecko wolał rozkręcić rowerek niż na nim jeżdzić...



_______________________ 
Wyzwanie Z półki

4 komentarze:

  1. Już sam tytuł zachęcał, teraz ten opis - muszę przeczytać! Zespół Aspergera interesuje mnie bardzo, w ogóle wszelkie zaburzenia w spektrum autyzmu czy innych zaburzeń psychicznych. Świat widziany oczami takiego człowieka jest niezwykły! Nie wiem czy czytałaś cokolwiek Richarda Feynmana, fizyka, jego opowieści też mają niesamowity wymiar, to też był genialny człowiek, choć on nie miał tego typu problemów. W każdym razie jakoś tak skojarzyło mi się to też z nim :) Może przez to, że on z kolei miał na pieńku z psychiatrami i psychologami ;) bardzo ich nie lubił i traktował trochę jak..wariatów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak, jak ten inżynier z wywiadu w POLITYCE, któremu postawiono diagnozę dopiero jak był po 40... On o nieautystykach mówi 'neurotypowi'. Myśl, że jet tylko nietypowy,a nie zły z gruntu, wszystko mu wyjasniła. I ma wreszcie spokój.
      Mnie z kolei bardzo zajmuje tematyka geniuszu. Jak się dziwnie potrafi objawiać... Np. gdzieś dziś przeczytałam o Stefanie Kisielewskim, że był wybitnym dzieckiem i "wprawiał dorosłych w konsternację swoimi pytaniami".
      To ładne.

      Usuń
    2. No właśnie, taki był Feynman ;) Jako dzieciak też wolał rozkładać radia na przykład :) albo robić własne eksperymenty z prądem :) i też miał dziwne pytania.. Polecam Ci "Pan raczy żartować panie Feynman!" ;)

      Usuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.