sobota, 15 grudnia 2012

...tylko moli książkowych żal (Elias Canetti Auto da fe)



Elias Canetti Auto da fe

Nowatorska powieść z 1935 roku. Wielki zawód czytelniczy w 2012 roku.

W zamierzeniu autorskim studium obłędu, pochód spotwornianych postaci. W efekcie wykoncypowana narracja, sztuczne do bólu i przez to w ogóle niegroźne postaci oraz niezrozumiały sens tego wysiłku.

Niesamowity zawód, bo pierwsza scena świetna. Zarys postaci bohatera bardzo obiecujący – obsesjonat książek, mól książkowy, posiadacz największego prywatnego księgozbioru w mieście.

Niestety, pomimo wyrafinowanych pomysłów fabularnych, zindywidualizowanego języka postaci, wpływów freudowskich (Nie zemdlałem. Nie zemdlałem. - mówi bohater, ktorego własnie podnieśli z podłogi...), intensywnego wykorzystywania kiełkującej w czasie powstawania powieści wiedzy o psychopatologii jednostki i konformizmie wobec autorytetów oraz tłumów, całość jest niestrawna. Nawet nawiązania narracyjne i postaci jak z Kafki nie pomagają (Canetti wprost przyznaje się do sięgania po ten wzorzec.)

Dopiero na koniec zaskoczenie. Do powieści dołączone jest postscriptum odautorskie. Nareszcie czytanie nabiera sensu i staje się przyjemnością! To jest znany mi wspaniały Canetti - autorefleksyjny  i jednoczesnie prostolinijny - jak Elias Canetti z autobiograficznego Ocalonego języka...

Jednak jego opus magnum nie nadaje się dzisiaj do czytania.

Canetti przyznaje się, że na przełomie lat 20 i 30-tych, kiedy studiował jeszcze chemię na politechnice, opanowało go pragnienie napisania powieści, która by oddała uczucia pomylenia, splątania, niebycia sobą oraz rozpadu świata normalności, którego doświadczał, mieszkając wówczas zarówno w Wiedniu, jak i Berlinie. Wspomina, że zapalnikiem była trauma, jaką przeżył uczestnicząc w demonstracji, w której spłonął budynek ministerstwa sprawiedliwości w Wiedniu. Zginęło wtedy kilkudziesięciu robotników, ale on zapamiętał tyko człowieka w szoku, krzyczącego: „Spalą się akta! Akta spłoną!”


http://www.elias-canetti.de/
Canetti opowiada, że właśnie wtedy, w 1927 roku, zapragnął, wzorując się na Balzaku, napisać „Komedię ludzką pomyleńców”. Miało to być jego pierwsze i od razu wielkie dzieło. Obracał się w środowisku artystowskim Berlina. Przyjaźnił się z Brechtem, Musilem, Groszem, Bablem. Było to środowisko twórców radykalnie nowoczesnych, a on utożsamiał się z nimi, sam chciał sprowokować skrajny odbiór czytelników, niczym Webern i Berg w muzyce.

To wyjaśnia, skąd Canetti wziął ten panoptikon ludzki, szaleństwo, nieludzkie, pozbawione empatii  reakcje, monstrualne pragnienie wykorzystania i upokorzenia człowieka przez człowieka, a nawet seksualne perwersje, które stanowią  leitmotiv powieści. Rozumiem więc już jego intencje... Wykonanie mnie jednak nie zachwyca...

Rozumiem więc, skąd w powieści, która dopiero od czasów tłumaczenia angielskiego nosi  pociągający i wielce obiecujący tytuł Auto da fe (z portugalskiego ”akt wiary”, „oficjalne wyznanie wiary wymuszone przez inkwizycję”, a potocznie kojarzy się z płonącym stosem), pojawia się tak wiele chorobliwych, prowokujących, budzących często uczucie sprzeciwu czy obrzydzenia  motywów. Przedtem powieść miała nosić prosty tytuł Kant płonie, w rzeczywistości rozpoczęła swój żywot jako Die Blendung (wieloznaczne słowo oznaczające m.in. oślepiające światło, utkwiony wzrok). Nosiła także tytuły robocze Mól książkowy i Pożar. Bo te dwa ostatnie motywy zapoczątkowały powieść. Reszta rozwinęła się i "pisała" niespodziewanie dla samego autora…

Nie mogę się powstrzymać, żeby nie patrzeć teraz na tę powieść jak na dzieło z okresu Sturm Und Drang autora. Jakby wziął się za rzecz nie dla niego. Jakbym miała do czynienia z próbką, pokazem determinacji pisarskiej („stać mnie”) i dobrą wprawką formalną. Wierzę, kiedy Canetti przyznaje się, że w czasie rocznej pracy nad Auto da fe, chciał wielokrotnie zakończyć pracę, rzucić wszystko i tylko siłą woli dociągnął do sceny palenia książek w epilogu, z myślą o której zaczął w ogóle pisać...

Tylko moli książkowych i książek szkoda… Bo to naprawdę nie o nich mowa... 


_________________________________
Przeczytane w ramach wyzwania Z literą w tle

2 komentarze:

  1. Planuję przeczytać "Auto da fe" w najbliższym czasie - będzie to jednocześnie moje pierwsze spotkanie z Canettim - i ciekawa jestem, jakie będą moje wrażenia. Przyznam, że trochę mnie zmartwiłaś, bo sporo "bibliofilskiego" po tej książce oczekuję...

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.