piątek, 23 maja 2014

5. Warszawskie Targi Książki odwiedzone


Powtórnie WTK na Stadionie Narodowym, który nie kojarzy mi się najlepiej... A to dlatego, że także moje branżowe targi tam się odbywają, a oznaczają one  dla mnie kilka dni piekielnie ciężkiej pracy, której charakteru wyjątkowo nie lubię. Księgarze, których widziałam na Targach też nie wyglądali na wypoczętych :) Bo było 29 stopni Celsjusza w cieniu, proszę państwa.

Na szczęście mąż nie zrejterował, pomimo, że to piątek po południu i powrót na drugi koniec miasta zapowiadał się z góry jako koszmar. Bibliofilia to wymagająca choroba...

I tylko ona uzasadnia dla mnie sens odwiedzenia takich targów. Gorzka to może refleksja, bo chciałoby się powiedzieć, że to było świetne doświadczenie. W rzeczywistości muszę szczerze przed sobą przyznać, że gdyby nie kilkudziesięcioletni nawyk pojawiania się na Targach, to krążenie po koronie stadionu w upale nie miało większego sensu.

Oczywiście odbyło się polowanko, ale po tym, jak nie znalazłam kilku książek, na które liczyłam - tych z mniejszych wydawnictw, zniechęciłam się, nawet więcej niż trochę. Powiedziano mi, że oferta wydawnictwa musi być zaprezentowana wybiórczo i nakierowana na nowości. Zapewne powodem tej selekcji jest cena metra kwadratowego stoiska i jego obsługi. Stąd nie udało mi się kupić nic z serii orientalistycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Za to ładnie się pokazało Centrum Manggha. 


Poza tym nie zdziwi was to, że wszystko, co znalazło się na Targach jest do kupienia nawet z większymi upustami cenowymi przez Internet. Czyli mniejsze wydatki nie są na pewno poważnym powodem do wybrania się tam. Szczególnie, jeśli czyta się literaturę popularną. Ci czytelnicy kupują być może często, ale tylko tanio. Ja nie zauważyłam jakichś znaczących wyprzedaży. 

Między stoiskami krążą za to fani-specjaliści. I Ci rzeczywiście mogą coś skorzystać. Tak jak ja z japońszczyzną, czy książkami z dobrą ilustracją dziecięcą. To mój ukochany Krecik na półkę przygotowywaną dla wnusi.



Znajdą też coś dla siebie miłośnicy typografii, czy wielbiciele sztuki przeglądający na żywo albumy ARKAD. Oraz łowcy autografów. 

Widać też, że kupowane są książki uznane czy nagradzane. Ja sama kupiłam książkę Filipa Springera o małżeństwie Hansenów. Uważam, że rok 2013 to był w Polsce rok właśnie Filipa Springera. Z nowości książkę o Broad Peak Hugo-Badera.


A "Cyklistów" kupiłam dla naszego syna. Wydawnictwo KARTA robi niesamowicie dobrą robotę. Rozmowa z ich przedstawicielem na stoisku to była przyjemność. Podobnie było na stoisku wydawnictwa Karakter. Niestety to była rzadkość, bo coraz więcej wydawnictw reprezentowanych było przez... magazynierów. Ich wiedza i umiejętności ograniczały się do nabijania sumy na kasę fiskalną. Rozmowy branżowe, które toczą się na Targach też czasmi zaskakiwały mnie swoją banalnością: 

- O cześć, co tu robisz? 
- Sprzedaję. 
- A wiesz, że ja akurat odwrotnie. Kupuję. Tonami. Dla Jeronimo Martins.

Czyli dla Biedronki.... Tonami.







3 komentarze:

  1. Dodam jeszcze, że - jak dla mnie - najprzyjemniej było na stoisku wyd. ZNAK. Stoisko było średniej wielkości. Nie ograniczało się do półki i lady, ale umożliwiało wejście do środka. Na półkach były tylko nowości. Przyjmowano platnośc kartą. Jako prezent dostałam butelkę wody z magnezem - idealny wybór na tę pogodę.
    Drugie stoisko, które mi się podobało to Manggha. Ich doceniam za mozliwośż zakupu ślicznych, kolorowych płóciennych toreb na książki oraz duże przeceny. Także za pogłębioną wiedzę dotyczącą oferty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabawne, ale ta woda magnesowa Magnesium to produkt czeski związany - jako sponsor - z najważniejszą nagrodą literacką Czech - Magnsium Litera. Jest to odpowiednik naszej Nagrody Nike. Coś podobnego! Dzięki przeglądnięciu archiwum tej nagrody okazało się, że ja nie mam najmniejszego pojęcia o literaturze naszego południowego sąsiada... Do naprawienia. I pomyśleć, że asumpt do tego odkrycia dała butelka z wodą i dołączoną ulotką o kokursie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mozliwe, że bardziej podobałoby mi się w sobotę lub niedzielę, kiedy można było zobaczyć sporo autorów na żywo. Żałuję, że nie miałam okazji skorzystać z akcji wymiany książek na płycie stadionu.
    Z tymi atrakcjami pojawiłaby się być może szansa na poczucie, że mamy do czynienia ze "świętem książki". Piszą, że w Pałacu Kultury pojemność stoisk to ok. 500, a tu weszło ponad 700 i to oznacza rozwój. Nie odczuwam tego. Może dlatego, że nie widziałam, jak dotąd, żeby ilość przeszła w jakość.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.