niedziela, 24 marca 2013

...Cień wiatru czyli sentymentalizm do potęgi

Carlos Ruiz Zafon Cień wiatru 

Wzięłam tę książkę z półki, gdzie zalegała od jakichś pięciu lat, bo potrzebowałam do skompletowania marcowej Trójki e-pik coś z TOP 100 BBC, a nie mogłam nigdzie dostać Znowu w Brideshead Evelyna Waugha ani Okruchów dnia Kazuo Ishiguro. 


Przyjemnie jest czytać powieść, której akcja toczy się w Barcelonie. Wraz z bohaterem jechać tramwajem po wąskich uliczkach tego miasta w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, wyskakiwać na rogu, spacerować po Rambli, wchodzić do księgarni, wpadać na kawę z pianką i cynamonem. To lekkie, łatwe i przyjemne. Choć mogłoby być jeszcze lepiej. Np. u Zafona Barcelona niestety nie leży nad morzem, nie jest portem, nie jest rozrysowana według planu Cerdy 20m (szerokość ulicy) x 113m x 113m (wymiary budynku), nie jest katalońska… Brak tam zapachów i sugestywnych kolorów. Dobrze oddane są tylko budynki, pomieszczenia, ciemne zakamarki. 

Udanym nawiązaniem do tradycji literackiej jest wprowadzenie dwóch kontrastowych postaci głównych: idealisty, romantyka, i przy okazji, prawiczka Daniela oraz realisty, brutalisty i używającego życia Fermina. Wyczuwacie to? Coś jak Don Kichot i Sancho Pansa. To niesie powieść całkiem długo i skutecznie. Niestety z czasem zostaje zapaćkane nadmiarem postaci drugoplanowych.

Inna dobra rzecz: najciekawszym wątkiem powieści jest wątek ojca i syna Semperów – księgarza i jego następcy oraz nieobecnej fizycznie, ale mentalnie tak, zmarłej matki chłopca. Powieść się zaczyna od pokazania ich bliskości, ich więzi, ich tajemnicy. Pomysł jest dobry i wart skupienia się na nim. Niestety wszystko to jest psute niepotrzebną banalną ckliwością, już od pierwszego dialogu, na który się natykamy w książce:

- Danielu, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachować wyłącznie dla siebie – ostrzegł mnie ojciec. – Nikomu ani słowa. Nikomu. Nawet twojemu przyjacielowi Tomasowi.
- Nawet mamie? – spytałem cichutko. 

‘Spytałem cichutko?’ Oj, niedobrze… Źle się to zapowiada…
No, i niestety moje obawy sprawdziły się co do joty.

Cień wiatru okazał się pseudoerudycyjną powieścią, niby o książkach i księgarzach, ale równie dobrze wątek chronienia za wszelką cenę książek tajemniczego Caraxa przed niezrozumiałym mścicielem, który chce je spalić, mógłby dotyczyć znaczków pocztowych…

Autor żongluje konwencjami powieściowymi, z czego najłatwiej porusza się w konwencji gotyckiej powieści typu Walter Scott i pensjonarskiej francuskiej, gorzej w kryminale. Co ciekawsze fragmenty zalatują także XIX- wieczną powieścią o formowaniu się charakteru młodego mężczyzny.

Ale co jest owym centrum powieści, o którym tak interesująco pisał Orhan Pamuk? Co u Zafona stanowi jądro powieści, które albo jest mocne i przyciąga nas jako czytelnika, albo jest rozmyte, banalne i od dawna wyeksploatowane? 



Ktoś kiedyś powiedział, że w chwili, kiedy zaczynasz zastanawiać się, czy kochasz kogoś, przestałeś go już kochać na zawsze.

No bo niestety, Zafonowi tak naprawdę chodzi w Cieniu wiatru o to, komu odda swoje serduszko młody Daniel Sempere. Autor mnoży konwencje, postaci, zwroty akcji, szukając w gruncie rzeczy odpowiedzi tylko na jedno proste pytanie: czy młody niedoświadczony seksualnie bohater wybierze na swój pierwszy raz kobietę-anioła czy raczej kobietę-ladacznicę. Miliony pensjonarek znają to: „w wyobraźni błądził swoimi delikatnymi dłońmi po jej ciele”, miliony pensjonarek to lubią…

- Kocham cię. 

Zaczęły bić dzwony […] 

Wewnętrzna historia jest mdła, dlatego Zafon wprowadza wciąż nowe postaci, nowe wątki, nowe zwroty akcji, a jak nie wie, co z daną postacią począć, to po prostu ją uśmierca (np. Nurię Monfort) i każe jej zostawić list, w którym wyjaśnia postępowanie tej postaci, objaśnia jej charakter i jej wpływ na akcję powieści. Słabizna.

A już najbardziej mnie bulwersuje sposób odwoływania się do czasów frankistowskich, traktowania prześladowań, tortur jak jakiegoś elementu wystroju sceny. Negatywny bohater Fumero - policjant, raz śledczy, raz krążący po ulicach niczym stójkowy – a to sika na pobitego przez siebie Fermina, a to zabija aresztanta strzałem w usta. Zafon wtrąca takie obrazki - powiedzmy sobie szczerze z innej bajki, bardzo naturalistyczne w formie i przygniatające w treści - na luziku, bez najmniejszego komentarza, podczas, kiedy każde mrugnięcie powiek jakiejś panny jest analizowane po stokroć. Coś tu nie gra. Nie można pisać o wszystkim, bo wychodzi o niczym, panie Zafon.

Zdarzają się tu perełki w postaci pojedynczych zdań, jak to, że odczytanie powieści bywa różne, bo utwór jest jak lustro - czytelnik widzi w nim przede wszystkim to, co sam przyniósł. W lustrze, które postawił przede mną Zafon, widać konsternację i komunikat 'Brak połączenia. Spróbuj jeszcze raz".





________________________________________
Trójka e-pik i Z półki


7 komentarzy:

  1. Ja miałem przy Cieniu wiatru komunikat "Brak połączenia", bez ponownej próby. Efektowna wydmuszka to jest, mnie bardziej nudziła i irytowała, niż zachwyciła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszytkim za dużo tu napchane wszytkiego... Najpierw autor namnożył postaci, a potem coś trzeba było z nimi zrobić. Albo zabić, albo podpalić, albo połączyć związkiem kazirodczym, albo porwać i zamknąć w opustoszałym domostwie, no... ostatecznie wysłać do Argentyny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam książkę na półce od lat, ale zero pociągu, odpycha mnie za każdym razem, nieracjonalne, bo nigdy nawet do niej nie zajrzałam. Może kiedyś przełamię niechęć, na emeryturze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie zalega na półce i obrasta kurzem, kiedyś zaczęłam czytać i zostawiłam bo jakoś nie szło przeczytać do końca. Nudne...

    OdpowiedzUsuń
  5. No wlaśnie, coś jest na rzeczy...
    A teraz kupiłam sobie innego Katalończyka Jaume Cabre. Może będzie lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zafona nie czytałam, a po powyższych wpisach dochodzę do wniosku, że nie przeczytam. U Cabre na początku narracja jest dość trudna, ale można się wciągnąć, może miejscami przegadany, ale nie będziesz się nudzić :)

      Usuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.