Wzięłam tę książkę z półki, gdzie zalegała od jakichś pięciu lat, bo potrzebowałam do skompletowania marcowej Trójki e-pik coś z TOP 100 BBC, a nie mogłam nigdzie dostać Znowu w Brideshead Evelyna Waugha ani Okruchów dnia Kazuo Ishiguro.
Przyjemnie jest czytać powieść, której akcja toczy się w Barcelonie. Wraz z bohaterem jechać tramwajem po wąskich uliczkach tego miasta w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, wyskakiwać na rogu, spacerować po Rambli, wchodzić do księgarni, wpadać na kawę z pianką i cynamonem. To lekkie, łatwe i przyjemne. Choć mogłoby być jeszcze lepiej. Np. u Zafona Barcelona niestety nie leży nad morzem, nie jest portem, nie jest rozrysowana według planu Cerdy 20m (szerokość ulicy) x 113m x 113m (wymiary budynku), nie jest katalońska… Brak tam zapachów i sugestywnych kolorów. Dobrze oddane są tylko budynki, pomieszczenia, ciemne zakamarki.
Udanym nawiązaniem do tradycji literackiej jest wprowadzenie dwóch kontrastowych postaci głównych: idealisty, romantyka, i przy okazji, prawiczka Daniela oraz realisty, brutalisty i używającego życia Fermina. Wyczuwacie to? Coś jak Don Kichot i Sancho Pansa. To niesie powieść całkiem długo i skutecznie. Niestety z czasem zostaje zapaćkane nadmiarem postaci drugoplanowych.
Inna dobra rzecz: najciekawszym wątkiem powieści jest wątek ojca i syna Semperów – księgarza i jego następcy oraz nieobecnej fizycznie, ale mentalnie tak, zmarłej matki chłopca. Powieść się zaczyna od pokazania ich bliskości, ich więzi, ich tajemnicy. Pomysł jest dobry i wart skupienia się na nim. Niestety wszystko to jest psute niepotrzebną banalną ckliwością, już od pierwszego dialogu, na który się natykamy w książce:
- Danielu, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachować wyłącznie dla siebie – ostrzegł mnie ojciec. – Nikomu ani słowa. Nikomu. Nawet twojemu przyjacielowi Tomasowi. - Nawet mamie? – spytałem cichutko.
‘Spytałem cichutko?’ Oj, niedobrze… Źle się to zapowiada…
No, i niestety moje obawy sprawdziły się co do joty.
Cień wiatru okazał się pseudoerudycyjną powieścią, niby o książkach i księgarzach, ale równie dobrze wątek chronienia za wszelką cenę książek tajemniczego Caraxa przed niezrozumiałym mścicielem, który chce je spalić, mógłby dotyczyć znaczków pocztowych…
Autor żongluje konwencjami powieściowymi, z czego najłatwiej porusza się w konwencji gotyckiej powieści typu Walter Scott i pensjonarskiej francuskiej, gorzej w kryminale. Co ciekawsze fragmenty zalatują także XIX- wieczną powieścią o formowaniu się charakteru młodego mężczyzny.
Ale co jest owym centrum powieści, o którym tak interesująco pisał Orhan Pamuk? Co u Zafona stanowi jądro powieści, które albo jest mocne i przyciąga nas jako czytelnika, albo jest rozmyte, banalne i od dawna wyeksploatowane?
Ktoś kiedyś powiedział, że w chwili, kiedy zaczynasz zastanawiać się, czy kochasz kogoś, przestałeś go już kochać na zawsze.
No bo niestety, Zafonowi tak naprawdę chodzi w Cieniu wiatru o to, komu odda swoje serduszko młody Daniel Sempere. Autor mnoży konwencje, postaci, zwroty akcji, szukając w gruncie rzeczy odpowiedzi tylko na jedno proste pytanie: czy młody niedoświadczony seksualnie bohater wybierze na swój pierwszy raz kobietę-anioła czy raczej kobietę-ladacznicę. Miliony pensjonarek znają to: „w wyobraźni błądził swoimi delikatnymi dłońmi po jej ciele”, miliony pensjonarek to lubią…
- Kocham cię.
Zaczęły bić dzwony […]
Wewnętrzna historia jest mdła, dlatego Zafon wprowadza wciąż nowe postaci, nowe wątki, nowe zwroty akcji, a jak nie wie, co z daną postacią począć, to po prostu ją uśmierca (np. Nurię Monfort) i każe jej zostawić list, w którym wyjaśnia postępowanie tej postaci, objaśnia jej charakter i jej wpływ na akcję powieści. Słabizna.
A już najbardziej mnie bulwersuje sposób odwoływania się do czasów frankistowskich, traktowania prześladowań, tortur jak jakiegoś elementu wystroju sceny. Negatywny bohater Fumero - policjant, raz śledczy, raz krążący po ulicach niczym stójkowy – a to sika na pobitego przez siebie Fermina, a to zabija aresztanta strzałem w usta. Zafon wtrąca takie obrazki - powiedzmy sobie szczerze z innej bajki, bardzo naturalistyczne w formie i przygniatające w treści - na luziku, bez najmniejszego komentarza, podczas, kiedy każde mrugnięcie powiek jakiejś panny jest analizowane po stokroć. Coś tu nie gra. Nie można pisać o wszystkim, bo wychodzi o niczym, panie Zafon.
Zdarzają się tu perełki w postaci pojedynczych zdań, jak to, że odczytanie powieści bywa różne, bo utwór jest jak lustro - czytelnik widzi w nim przede wszystkim to, co sam przyniósł. W lustrze, które postawił przede mną Zafon, widać konsternację i komunikat 'Brak połączenia. Spróbuj jeszcze raz".
No bo niestety, Zafonowi tak naprawdę chodzi w Cieniu wiatru o to, komu odda swoje serduszko młody Daniel Sempere. Autor mnoży konwencje, postaci, zwroty akcji, szukając w gruncie rzeczy odpowiedzi tylko na jedno proste pytanie: czy młody niedoświadczony seksualnie bohater wybierze na swój pierwszy raz kobietę-anioła czy raczej kobietę-ladacznicę. Miliony pensjonarek znają to: „w wyobraźni błądził swoimi delikatnymi dłońmi po jej ciele”, miliony pensjonarek to lubią…
- Kocham cię.
Zaczęły bić dzwony […]
Wewnętrzna historia jest mdła, dlatego Zafon wprowadza wciąż nowe postaci, nowe wątki, nowe zwroty akcji, a jak nie wie, co z daną postacią począć, to po prostu ją uśmierca (np. Nurię Monfort) i każe jej zostawić list, w którym wyjaśnia postępowanie tej postaci, objaśnia jej charakter i jej wpływ na akcję powieści. Słabizna.
A już najbardziej mnie bulwersuje sposób odwoływania się do czasów frankistowskich, traktowania prześladowań, tortur jak jakiegoś elementu wystroju sceny. Negatywny bohater Fumero - policjant, raz śledczy, raz krążący po ulicach niczym stójkowy – a to sika na pobitego przez siebie Fermina, a to zabija aresztanta strzałem w usta. Zafon wtrąca takie obrazki - powiedzmy sobie szczerze z innej bajki, bardzo naturalistyczne w formie i przygniatające w treści - na luziku, bez najmniejszego komentarza, podczas, kiedy każde mrugnięcie powiek jakiejś panny jest analizowane po stokroć. Coś tu nie gra. Nie można pisać o wszystkim, bo wychodzi o niczym, panie Zafon.
Zdarzają się tu perełki w postaci pojedynczych zdań, jak to, że odczytanie powieści bywa różne, bo utwór jest jak lustro - czytelnik widzi w nim przede wszystkim to, co sam przyniósł. W lustrze, które postawił przede mną Zafon, widać konsternację i komunikat 'Brak połączenia. Spróbuj jeszcze raz".
________________________________________
Trójka e-pik i Z półki
Ja miałem przy Cieniu wiatru komunikat "Brak połączenia", bez ponownej próby. Efektowna wydmuszka to jest, mnie bardziej nudziła i irytowała, niż zachwyciła.
OdpowiedzUsuńPrzede wszytkim za dużo tu napchane wszytkiego... Najpierw autor namnożył postaci, a potem coś trzeba było z nimi zrobić. Albo zabić, albo podpalić, albo połączyć związkiem kazirodczym, albo porwać i zamknąć w opustoszałym domostwie, no... ostatecznie wysłać do Argentyny.
OdpowiedzUsuńBrazylijski serial niemalże:) Argentyński:P
UsuńMam książkę na półce od lat, ale zero pociągu, odpycha mnie za każdym razem, nieracjonalne, bo nigdy nawet do niej nie zajrzałam. Może kiedyś przełamię niechęć, na emeryturze ;)
OdpowiedzUsuńU mnie zalega na półce i obrasta kurzem, kiedyś zaczęłam czytać i zostawiłam bo jakoś nie szło przeczytać do końca. Nudne...
OdpowiedzUsuńNo wlaśnie, coś jest na rzeczy...
OdpowiedzUsuńA teraz kupiłam sobie innego Katalończyka Jaume Cabre. Może będzie lepszy.
Zafona nie czytałam, a po powyższych wpisach dochodzę do wniosku, że nie przeczytam. U Cabre na początku narracja jest dość trudna, ale można się wciągnąć, może miejscami przegadany, ale nie będziesz się nudzić :)
Usuń