Książki. Magazyn literacki nr 1/2013 (196)
lub
Magazyn literacki KSIĄŻKI nr 1/2013 (196)
lub
Magazyn literacki KSIĄŻKI nr 1/2013 (196)
Od jakiegoś czasu szukam niezależnego pisma z dobrymi
recenzjami książek. Pisałam już o moich bezowocnych jak dotąd poszukiwaniach
Nowych Książek, które doprowadziły mnie do Zeszytów Literackich TU, które
okazały się bardzo porządną lekturą, jednak z bardzo małą porcją recenzji.
Teraz przedstawię miesięcznik Książki. Magazyn literacki nr 1/2013 (196). Jest to miesięcznik wydawany pod redakcją Piotra Dobrołęckiego z silnie zaznaczoną obecnością Łukasza Gołębiewskiego, prezesa spółki Biblioteka Analiz, będącej właścielem Książek.
Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Ładne wydanie, przyjemny, trochę grubszy niż zwykle, błyszczący papier. Sporo informacji w tabelach. Atutem Książek
jest niewątpliwie dział Wydarzenia (choć tu wepchnięto wywiad z autorem komiksu),
dział Kalendarium Rynku książki, dla zainteresowanych dział
Bestsellery.
Tu znalazłam coś, co mnie naprowadziło na trop charakteru tego czasopisma. Mówię o słowach autorstwa niewątpliwej
gwiazdy miesięcznika Książki, Krzysztofa Masłonia, który tak skomentował nokaut
sprzedażowy E.L. James: „Widać świat
najbardziej potrzebuje książek o tym, jak się rżnąć.”
O, kurde! – myślę sobie, trzymając się nieco stylistyki Masłonia.
Coś jest nie tak… No i jest… A mówi to
osoba, która przeczytała cały numer, wszyściutko - od deski do deski.
W ogóle, to musicie wiedzieć, że zachęciła mnie okładka z Davidem Bowie, którego Let's dance uwielbiam, i fakt, że na samej
górze umieszczono pochlebną rekomendację z amerykańskiego Kirkus Reviews. Jednak o książce
więcej się już nie wspomina w środku czasopisma. Szybko okazuje się, że w środku
już niczego równie ciekawego, co w reklamie na okładce, nie znajdę.
Ale szukam. Szukam i widzę, że nie wspomina się nawet słowem
o nagrodzie Nike, ani o zwycięskiej Morfinie
Szczepana Twardocha. A jesteśmy tuż po jej wręczeniu… Dziwne…
Ani słowa o innych książkach, które znam z półek
księgarskich. O tytułach, które mnie interesują. Co jest grane? Skąd takie, a nie
inne recenzowane tytuły?
Po chwili już wiem. To są po prostu wykupione recenzje,
wywiady, boksy, szpalty, strony reklamowe. Recenzje pozytywne, w absolutnej
większości pozbawione wyrazu rekomendacje marketingowe (z wyjątkiem autentycznego entuzjazmu dla bohatera trylogii Syberiada polska). Choć może znajdziemy
nieco drobnych prztyczków w nos, szczególnie w przypadku utworów debiutanckich, wydanych
zdaje się w ramach self publishing, a reklamowanych w Książkach recenzją w pakiecie z wywiadem. Niekiedy zresztą kuriozalnym.
Szczególnych emocji dostarczyły mi teksty w wykonaniu eksperta
o inicjałach TO-RT. W wywiadzie z młodym podróżnikiem, autorem książki o wyprawie trasą „Długiego marszu” z łagru na Syberii do Nepalu TO-RT zajmuje 4 linijki tekstu, żeby poinformować cały świat - z
wykrzyknikiem! - że szukał w internecie i znalazł informację, że nakręcono o tym film w Hollywood. Hurra! Czy aby na pewno recenzentowi
wskazanemu przez redakcję wypada chwalić się nieznajomością powszechnie znanego i cenionego filmu
Petera Weira (w dodatku z silnym wątkiem polskim)? Chwalenie się niewiedzą nie jest chyba jeszcze obowiązkowe?
Wydaje mi się, że warto, żeby redaktor przyjrzał się także innym
enuncjacjom TO-RTa, jak np. że:
- napisał w jednym zdaniu o pewnej debiutanckiej powieści,
że „skłania do refleksji nad wolnością i […] zrobiłaby
furorę jako literatura wagonowa.”
Que?
Szczerze mówiąc, nie rozumiem, jaki charakter ma taka recenzja?
Toż to wygląda po prostu jak kpina z autora i z czytelników.
I to nieuprawniona, bo sam szacowny miesięcznik Książki wprost
roi się od literówek, błędów interpunkcyjnych i, co gorsza, stylistycznych. [Ktoś powie, że się mądrzę, a sama nie jestem lepsza w swojej pisaninie, ale... ja nie mam ani redaktora, ani korektorki. A szkoda, wiem :)]
Dzieje się tak szczególnie, gdy piórem włada właśnie TO-RT, autor stwierdzenia, że pewna książka zawiera „historie ewidentnie inspirowane autopsją”. Jest to człowiek wyraźnie z predylekcją do słowa „via” (via Stambuł, via Czechosłowacja, via Korpus Bezpieczeństwa). On także jest autorem takiego oto majstersztyku stylistycznego:
Dzieje się tak szczególnie, gdy piórem włada właśnie TO-RT, autor stwierdzenia, że pewna książka zawiera „historie ewidentnie inspirowane autopsją”. Jest to człowiek wyraźnie z predylekcją do słowa „via” (via Stambuł, via Czechosłowacja, via Korpus Bezpieczeństwa). On także jest autorem takiego oto majstersztyku stylistycznego:
„Spojony artystycznymi aspiracjami klan
Janssonów – Finów szwedzkiego pochodzenia, posługujących się głównie językiem
Augusta Strindberga – był częścią skandynawskiej cyganerii.”
Tak pisać w czasopiśmie o książkach, z podtytułem magazyn
literacki?
A dalej jest tylko gorzej. Gdzieś zapodziewają się nawet pozory
obiektywizmu. O braku jakiegokolwiek odniesienia do Nagrody Literackiej Nike już
pisałam.
O Oldze Tokarczuk Masłoń bez skrępowania pisze, uderzając ad personam: „wciąż
niespełniona „nadzieja” rodzimej prozy” „sygnatariuszka
listów w najrozmaitszych, ale – jej zdaniem – zawsze istotnych społecznie kwestiach
[…] i dalej w tym tonie…
Dla Daniela Passenta poszukano takich określeń jak „primadonna PRL”, „TW” i „felietonista wyróżniający się lekkością
pióra i błahością przemyśleń”, obecnie cierpiący na sklerozę.
Zmarłego Andrzeja Łapickiego „w
rozmowie z małżonką w rodzinnych pieleszach” TO-RT skwitował jako najwybitniejszego lektora w dziejach
Polskiej Kroniki Filmowej…
Pilchowi dostaje się, że „uparł się jednak, by dać wyraz protuskowym poglądom.”
A wszystko to znajdziemy pod znamiennym tytułem felietonu Nie może być gorzej...
A wszystko to znajdziemy pod znamiennym tytułem felietonu Nie może być gorzej...
Ale najgorzej w Książkach dostało się chyba jednak Białoszewskiemu i
jego miłośnikom, do których i ja się zaliczam. Ciężko mi teraz pomyśleć,
że zapłaciłam 14,50 pln, żeby zobaczyć, że w 2013 r. w czasopiśmie skierowanym do inteligentów polskich można o uznawanym powszechnie za genialnego, awangardowym polskim poecie napisać - cytuję - „ten gejowski poeta”…
A oto jak postrzega się redakcja Książek:
Dziś "Magazyn Literacki KSIĄŻKI" to profesjonalny miesięcznik poświęcony rynkowi wydawniczemu i księgarskiemu, skierowany do wszystkich miłośników książek, księgarzy, bibliotekarzy, wydawców i dystrybutorów książek.
Co miesiąc "Magazyn" odnotowuje najistotniejsze wydarzenia branżowe, jest również cennym przewodnikiem po nowościach wydawniczych. W każdym numerze recenzujemy ok. 100 nowych tytułów, prezentujemy listę bestsellerów, listę bestprinterów, zamieszczamy porównanie cen książek w różnych kanałach dystrybucji.
Dużym zainteresowaniem Czytelników cieszą się publikowane na łamach miesięcznika wywiady. Dla księgarzy i bibliotekarzy "Magazyn Literacki KSIĄŻKI" stanowi ważny informator o bieżącej ofercie tytułowej, dla wydawców - źródło informacji o działaniach konkurencji. Od 2004 roku nasza redakcja przyznaje Nagrody "Magazynu Literackiego KSIĄŻKI".
Bardzo wnikliwa recenzja. Kilka razy zastanawiałam się, czy kupić to czasopismo, ale ostatecznie nigdy nie czułam się całkowicie przekonana. Teraz wiem, że nie warto było nawet zwracać na nie uwagi.
OdpowiedzUsuńNatomiast kilka dobrych recenzji udało mi się przeczytać w "Lampie" i "Chimerze".
Ja żałuję każdej złotówki wydanej na to. Ale nie żałuję, że przeczytałam, chociaż kolejne złudzenie prysło. Czegoś się jednak dowiedzialam, choć raczej nie jest to związane z literaturą.
UsuńLampę i Chimerę włączam do mojego prywatnego "śledztwa" :)
Nie sądziłam, że to pismo reprezentuje tak hm, specyficzny poziom.
OdpowiedzUsuńZ dużym opóźnieniem trafiłam na Nowe Książki i b. mi odpowiadają, zwłaszcza jeśli wywiadu udziela ktoś, kogo lubię.;) Niestety nie znajduję na rynku żadnego czasopisma lit., które mogłabym uznać za świetne.
Tylko dlaczego dotąd nigdzie w Warszawie nie udało mi się kupić Nowych Książek? Może jutro gdzieś znowu spróbuję, bo dędę na mieście.
OdpowiedzUsuńWidziałam w empiku na Marszałkowskiej, pewnie jest i w Trafficu.;)
UsuńPolecam Nowe Książki, najstarszy magazyn literacki, ostatni bastion prawdziwej krytyki literackiej na poziomie. To pismo elitarne i raczej branżowe, ale za to nie ma w nim reklam, pstrokatych kolorów, zapychających strony zdjęć. Za to są recenzje na poziomie. Myślałam, że już nie istnieje, ale ostatnio znów wpadł mi w ręce po latach i znowu zaprenumerowałam
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawa sprawa z tymi Nowymi Książkami. Jak ktoś dotrze do nich, to mu się podobają. Ale np. w mojej bibliotece w zeszłym tygodniu pani kierowniczka powiedziala: 'Nie, ja tego już nie prenumeruję... Tego nikt nie czyta, ja też, bo mam wszystko w internecie. Jak Pani chce dam pani numery z 2009 roku...
UsuńNo, po prostu uśmiałam się przez łzy.
Czyli, moje pytanie brzmi - do kogo skierowane jest to czasopismo w dzisiejszych czasach? W jakm sensie ono jest branżowe?
Naklad zmiejszył się ostatnio z 4 tysięcy do 2700. Samych bibliotek publicznych jest ponad 8 tys. w Polsce.
Dla mnie jest to coś tajemniczego, co chciałabym zrozumieć...