Fiasko to ostatnia z napisanych przez Stanisława Lema powieści science fiction. Powstała w 1987 r., kiedy autor
przebywał na emigracji w czasie stanu wojennego. Sam wspomina, że napisał Fiasko z powodów finansowych, otrzymał
100 tysięcy marek zaliczki i pełną swobodę twórczą. Była to oferta nie do
odrzucenia, którą przyjął i zrealizował pomimo narastającej depresji i kłopotów
ze zdrowiem (cukrzyca).
Można więc traktować Fiasko
jako pożegnalną powieść mistrza sf, powieść o kosmosie, kosmonautach, technice podróży
na odlegle planety z wykorzystaniem niezwykłych właściwości czarnych dziur,
kolonizacji tych planet, zamrażania ludzi, a potem przywracania do życia, a
wreszcie o nieudanym spotkaniu z kosmitami – obcymi, którzy uciekają przed
kontaktem z człowiekiem, będąc sami w stanie wewnętrznej wojny, co prowadzi do
eskalacji agresji.
Ale jestem pewna, że i wy nie daliście się zwieść…
To jest oczywiście powieść o człowieku i dylematach, które przed nim stają każdego dnia. O decyzjach i intencjach, które nam przyświecają, oraz o tym, co to w ogóle znaczy być człowiekiem.
W Fiasku mamy do czynienia ze światem bardzo na P:
pesymistycznym, przygnębiającym, pełnym przemocy i pozorów postępu. Przyznaję, że książka Lema mnie zasmuciła i pozostawiła bez
nadziei.
Oczywiście są w niej momenty wspaniale, kiedy Lem ujawnia
oprócz wszechobecnej erudycji w zakresie najnowszych ustaleń fizyki,
kosmonautyki, medycyny i filozofii, także swój dawny geniusz fabularny i narracyjny.
Ulegam jego obrazowaniu – filmowemu w najlepszym tego słowa znaczeniu – kiedy opowiada
nam przygody młodego, cudownie energetycznego i młodzieńczo ryzykanckiego
pilota Angusa Parvisa, wkładającego „elektroniczną skórę”, żeby niczym (późniejszy)
filmowy Iron Man poruszać antropomorficzną maszyną kroczącą na Tytanie, księżycu Saturna. Jesteśmy
pod wrażeniem dyskusji na każdy temat, także teologicznych, także komputera pokładowego o znamiennej nazwie: GOD. Podoba mi się także fragment o poszukiwaniu jednostkowej tożsamości odpowiadającej za poczucie człowieczeństwa u odhibernowanego Parvisa/Pirxa/Tempego. Sam motyw odzykiwania świadomości w nie swoim ciele niesamowicie poruszył moją wrażliwość. Zatrwożyła mnie z kolei wizja wędrówki w labiryncie kopców termitów... I te mechanizmy, które ciągle się psują... Części zamienne i narzędzia, których zawsze brakuje pod ręką... To przypomina wybór elementów ze złego snu...
Ale już na pewno zachwyciłam się, kiedy Lem
odwoływał się do łacińskich sentencji i motywów z A.E. Poe, czy Makbeta Szekspira, żeby pokazać, że
człowiek od zawsze popełnia te same błędy: pragnie ciągle zdobywać, przekraczać
granice, pragnie panować, chciwie zagarniać coraz to nowe obszary, nie licząc się ze słowem NIE.
Wojna - jak zwykle w historii homo
sapiens - okazuje się nieunikniona. Fiasku Lema przyświeca bowiem łacińskie
motto: ‘Nikt nie zadrze z nami bezkarnie’.
Lem wydaje się mówić: człowiek to jest dziwne zwierzę. Sam
będąc efektem procesu ewolucji, czyli w gruncie rzeczy sekwencji użytecznych przypadków,
przypisuje sobie wielkość, która nie jest mu naprawdę dana. Na przykład wyruszamy
w kosmos, choć nie jest jasne po co? Deklarujemy chęć kontaktu z ewentualnymi
Obcymi, ale czemu i komu ma to służyć? Co owi hipotetyczni Obcy zyskaliby dzięki kontaktowi z naszym
gatunkiem? Jaka jest nasza oferta dla wszechświata?
Zachęcona przez Lema skorzystam przez chwilę z wyobraźni. Pogdybajcie
razem ze mną. Przecież nie musimy latać w kosmos, żeby mieć kontakt z Obcymi…. Weźmy np. delfiny. Wydaje się, że ludzie bardzo pragną
zrozumieć język delfinów. Ale co by było, gdyby np. okazało się nagle, że delfiny naprawdę są istotami
myślącymi i posiadają jakiś rodzaj kultury?
No, super! Po prostu ekstra!
Czyżby?
Jestem przekonana, że po krótkim okresie fascynacji Obcymi, jak
zwykle rozpoczęlibyśmy rywalizację, kolonizację, niewolenie i wreszcie
eksterminację. Nie pozwolilibyśmy przeżyć komuś, kto mógłby się z nami równać,
o nie!
Lem chyba myśli podobnie, skoro po latach nie zawaha się tak
podsumować naszej ludzkiej pychy:
Wcale nie chcemy
zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic.
__________________________
Przeczytane w ramach wyzwania Lemoriada i Z półki
O dokładnie, to mój ulubiony cytat z "Solaris" :) Człowiek jest pazerny i to się objawia w każdej dziedzinie życia.. Na szczęście.. na szczęście - nie wszyscy tacy jesteśmy. Może dzięki temu jeszcze się tak zupełnie nie wyniszczyliśmy. Bo przecież ta ludzka niezdolność do rozumienia "nie", do przestrzegania pewnych granic powinna nas już była dawno doprowadzić do samozagłady. A jednak.. ludzi dobrej woli jest więcej jak to śpiewał Niemen :) i dzięki temu możemy jednak trwać nadal. A że musimy ciągle więcej, ciągle coś zdobywać.. cóż, to też jest jednym z elementów ewolucji, to pozwala się rozwijać i co najważniejsze - sprawdzać nasze granice możliwości. Które może jednak kiedyś..zaczniemy przestrzegać.. Oby :)
OdpowiedzUsuńWiesz, czasami wydaje mi się, że jak się spojrzy z długiej perspektywy, to historię ludzkości można by streścić jako historię wojen i podbojów. Jednak, jak się spojrzy z perspektywy krótszej, jednego życia czy pokolenia, to już zaczyna byc widać co innego... Tylko, że to są drobiazgi, z daleka niewidoczne gesty - przyjazne albo odważne, dające wolność, a nie ją zabierające.
OdpowiedzUsuńAle właśnie na tym polega umiejętność czerpania radości z życia - na dostrzeganiu i docenianiu tych drobiazgów :)
UsuńPomyślałam nagle, że wiem, czego bardzo brakuje w Fiasku Lema - tam w ogóle nie ma kobiet! Tam są ciągłe akcje, ataki, potem analizy, duskusje, a potem znowu decyzje, kontrataki, technika, maszyny, ryzyko, itd. itp.
UsuńCiekawe, że przyszło mi do głowy, że gdyby bohaterowie powieści mieli żony albo dzieci choćby w odległości milionów kilometrów, ich zachowanie byłoby zupełnie inne.
Czyli to jest o samotności i o tym, do czego ona popycha mężczyzn.
Och, "Fiasko" to cudowna książka, chociaż mam wrażenie, że w powszechnej świadomości czytelniczej raczej dość słabo znana. Tym bardziej cieszy powyższa interesująca recenzja, która może stanie się zachętą, by sięgnąć po tę świetną lekturę.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten utwór była podwójnie smutny - świadomość, że to ostatnia powieść Mistrza działała bardzo przygnębiająco. Bolał mnie także pesymizm wylewający się z kolejnych kart. Rzeczywiście nie trudno o wrażenie, że Lem zupełnie zwątpił w ludzkość. Same techniczne nowinki zapierają dech w piersiach, chociaż stanowią one wyłącznie wisienkę na torcie. Dzieło urzeka przede wszystkim portretem ludzkiej natury - Lem fenomenalnie naświetlił tę żądzę niesienia kaganka za wszelką cenę, nawet jeśli wiązałoby się to z wciśnięciem owego symbolu postępu do gardła niepokornego dzikusa, który stara się sukcesywnie ignorować ziemskich konkwistadorów. Zakończenie bardzo, bardzo gorzkie i symboliczne - podwójna śmierć Pirxa jasno sygnalizowała, że Lem już do beletrystyki nie wróci.
Lem nasz nieoceniony! I kolejny punkt przecięcia naszych trajektorii czytelniczych. Z twardego SF polecam też "Eden" i - ale to oczywistość - "Solaris".
OdpowiedzUsuń