To są powiadania bardzo nowoczesne w wyrazie. Ciemne
i piękne. Wyczuwalna jest wielkość tej prozy złożonej z urywków, jej siła i
autentyczność, wielka osobność.
Długie ciągi zdań, jakby szeptanych do ucha w czasie snu.
Część treści wydaje się zrozumiała, czytelna, opowiada nam o czymś znanym – np.
o popołudniowym spacerze z matką po rynku. Pierwsze słowa Schulza… i już przenoszę
się na rozgrzany i pusty plac, na którym zaczyna się akcja opowiadań. Idziemy więc
w upale… Gdy nagle, bez uprzedzenia pojawiają się ciemne zdania, które mają
drugie dno, jakby coś ukrywają. Słowa płyną. Są z jednej strony jak strumień
świadomości, dyktowane przez wewnętrzne ja, a z drugiej formalnie kunsztowne do
granic możliwości. W latach 30. XX wieku niemal nikogo w Polsce nie było stać
na taką odwagę literacką, takie „bezużyteczne” szaleństwo.
Schulz wydawał się zresztą
zdawać sobie sprawę ze swojej unikalności. Liczył na bycie wydawanym. Znalazł
uznanie Nałkowskiej. Odważnie zachwycał się Witkacym i Gombrowiczem.
Obrazoburczość i niekonwencjonalność oraz nowatorstwo formalne, w tym słowotwórcze, musiały być u niego świadomym
wyborem twórczym.
Skąd się wzięła jego twórczość?
Z dzieciństwa,
prowincjonalnego życia pozbawionego bodźców intelektualnych, odrzucenia
społecznego, którego doświadczał… Sam nazwał swoje spojrzenie na świat „mityzacją rzeczywistości”.
Głęboko współodczuwam z Schulzem. Jego opowieści
(„fragmenciki”) kojarzą mi się przede wszystkim ze sposobem, w jaki dziecko,
bardzo wrażliwe intelektualnie i uczuciowo, postrzega świat dorosłych. Sklepy cynamonowe to nic innego jak zapisane
po latach wspomnienia, wytwory wyobraźni małego samotnika, wybitnie
utalentowanego „małego dorosłego”, dostrzegającego więcej niż inni.
Różniącego się bardzo od rówieśników, które miały dobry kontakt ze sobą w
grupie i żyły w czasie teraźniejszym. W prozie Schulza nie sposób znaleźć
odniesienia do zabaw dziecięcych.
Do tego mamy do czynienia z dzieckiem/dorosłym pochodzącym
ze zmarginalizowanej społeczności, Żyda-nie Żyda pochodzącego z zasymilowanej
językowo i kulturowo rodziny w polsko –
ukraińskim miasteczku na pograniczu. Dziecko to musiało być bardzo osobne, inne... Schulz wspomina, że od małego zapełniał rysunkami każdy skrawek
papieru. Możemy się domyślać, że nie uczyniło go to liderem zabaw
dziecięcych… Raczej sprawiło, że spędzał większość czasu na obserwowaniu innych
i na marzeniach… Na rysowaniu i czytaniu… Na przetwarzaniu prostych epizodów,
błahych doświadczeń, codziennych sytuacji, nieskomplikowanych obrazków w
zawiłe, tajemnicze i groźne przygody na skraju rzeczywistości.
Odbieram teksty Schulza jak snucie wspomnień, o tym, co za
dnia się zdarzyło, w łóżku przed snem, kiedy ujawniają się treści leżące tuż za
progiem świadomości. Dużo w tych opowieściach lęku i niezrozumienia tego, co i
dlaczego robią dorośli. Wiele tam stłumionego erotyzmu wynikającego z
przedwczesnych doświadczeń, takich jak np. pokazywanie mu przez starszego
kuzyna pornograficznych zdjęć dziewcząt i chłopców, obserwowanie ulgi, jaką
ojcu dostarcza lewatywa, później doświadczeń z domów rozpusty. W tym kontekście
bardziej zrozumiałe jest powiązanie przyjemności z frustracją i cierpieniem
przynoszącym w końcu chwilową ulgę.
Schulzowska proza jest nade wszystko zdominowana przez figurę
ojca - niezrozumiałego, obcego, strasznego i równocześnie śmiesznego w swojej
słabości. Snute przez Schulza marzenia półsenne pokazują świat zaludniony
mężczyznami dziwakami - nawiedzonymi, chorymi, sportretowanymi albo nad
księgami rachunkowymi albo w łóżku albo na nocniku albo właśnie z lewatywą w
ręku. Cóż za charakterystyka! W żadnej z tych sytuacji mężczyzna siłą rzeczy nie jest atrakcyjny, męski właśnie. To świat mężczyzn słabych, upokorzonych,
często wymagających pomocy kobiet, ich
siły.
Narzuca się powiązanie tego faktu z charakterystyczną fizycznością samego Schulza – brzydkiego, z odstającymi uszami, nieproporcjonalnie dużą głową, bardzo niskiego, wręcz chuderlawego.
żródło |
Narzuca się powiązanie tego faktu z charakterystyczną fizycznością samego Schulza – brzydkiego, z odstającymi uszami, nieproporcjonalnie dużą głową, bardzo niskiego, wręcz chuderlawego.
Kobiety u Schulza są z kolei niedostępne, piękne, zdrowe,
silne fizycznie, zaradne, pełne życia, płodne i ekspansywne. Dysproporcja w
ukazaniu obu płci oraz podkreślanie
męskiej niższości jest obecne zarówno w tekstach, jak i grafikach, i aż nadto pokazuje mentalność masochistyczną i
to chyba nie tylko w sferze seksu, oraz ewidentny strach przed „pożarciem”
przez kobietę. A wszystko to przy jednoczesnym ogromnym pragnieniu połączenia
się z nią, ukorzenia się przed jej wyidealizowaną potęgą. Stąd stały motyw przygniecenia
głowy mężczyzny przez kształtną nogę kobiety w Schulzowskich grafikach.
Słowa klucze do mojej lektury Schulza to: piękno,
niedostępność, gorycz, samotność.
Język jego metaforyki jest niepodrabialny. Popatrzmy, jak
Schulz opisuje zwyczajny, dojrzały słonecznik: Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na
elephantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając
się pod przerostem potwornej korpulencji. (część Sierpień, Sklepy cynamonowe) Słodki
ciężar dojrzałych nasion? O nie! Słoniowacizna, brak harmonii, dziwactwo…
Ja to czytam: Zobacz, piękno ono nigdy nie jest bez skazy. Ono też
często niesie w sobie coś spotworniałego,
zniekształconego. Przyciąga, tak, ale jednocześnie odstrasza. Z kolei coś, co wydaje się początkowo brzydkie, może mieć swoją piękną odsłonę. Może to jest apel? Rozejrzyjcie
się, spójrzcie nie tylko na to, co piękne na pierwszy rzut oka. Nie idźcie na
łatwiznę…
Ten talent do dostrzegania skazy na tym, co przyjęło się
uznawać za piękne, widoczny jest w całej jego twórczości.
ze zbiorów Muzeum Literatury w Warszawie |
Niedostępność ideału. Rzućmy okiem na najbardziej znany obraz
Brunona Schulza, ten z chasydem i pięknymi damami na spacerze. Zwykle podkreśla
się wyidealizowanie wizerunku kobiet, fetysz ich nóg, łydek, stóp odzianych w
buciki i pożądliwe spojrzenie młodego Żyda. Jednak i chasyd jest zbyt piękny, żeby był prawdziwy – on także uosabia
coś niedostępnego dla autora, w pełni zlaicyzowanego Żyda. Na obrazie jest
niewidoczna, ale wyczuwalna jeszcze trzecia osoba, ta która podgląda chasyda i
damy. To ona zazdrości tego momentu perwersyjnej, bo podszytej lękiem
nieznanego, komitywy pomiędzy tymi kobietami i mężczyzną - odległymi społecznie od siebie jak dwie komety. W takiej właśnie sytuacji był sam Schulz – obcy dla
swoich, nigdy nie stał się do końca swój dla klasy intelektualistów i artystów
polskich, do których w rzeczywistości należał. Pragnienie połączenia,
utożsamienia się, zawładnięcia uwagą jednak było stale u niego obecne.
Gdyby Schulz żył w innych czasach…
Miejsce śmierci Brunona Schulza. Jego zwłoki leżały pod murkiem cały dzień. |
Po pierwsze by żył! Nie
zabiłby go dwoma strzałami w tył głowy 100 metrów od jego dawnego domu, przy
murku na Rynku w Drohobyczu jakiś umundurowany nazistowski prostak…
Zarabiałby na swoim wyjątkowym talencie. Nie musiałby znosić upokorzeń nielubianej pracy nauczycielskiej (rysunek i roboty ręczne)…
Znalazłby niespodziewane metafory dla wielu rzeczy, zjawisk, których nie dane mu było przeżyć…
PS. Muszę podpytać córkę, jakie tematy poruszyli, "przerabiając" Sklepy cynamonowe w szkole... I pójść na Rzeczywistość przesuniętą do Muzeum Lliteratury!
W szkole mówi się o oniryzmie, czasie mitycznym, obsesyjnej symbolice ojca, ptaków, manekinów. Bogatej metaforyce.
OdpowiedzUsuńNie mówi się o stosunku do cielesności, erotyzmie pdszytym sadomasochizmem, poczuciu obcości, wpływie pogranicza i prowincji, nienawiści do zawodu nauczyciela, holokauście, trudach bycia geniuszem.
Ja niedawno przeczytałam ponownie "Sklepy cynamonowe" i uderzyło mnie to, czego przedtem nie dostrzegałam albo zdążyłam już o tym zapomnieć - groza, bolesna obfitość, wyobcowanie, coś pokątnego w ludzkiej egzystencji. Oczywiście jest to również proza urzekająca, błyskotliwa, migocąca - myślę o niej trochę tak, jak narrator myślał o sklepach cynamonowych (z czarodziejskimi szkatułkami, lunetami, osobliwymi książkami) - jako o czymś w taki sposób wyjątkowym.
OdpowiedzUsuńPoruszyła mnie końcówka tego wpisu. Jaka szkoda, że zostało nam tylko "gdyby"...
Tak, cała egzystencja Schulza jest jakoś tak... chyłkiem poruszająca.
UsuńWłaśnie dowiedziałam się na http://slowemmalowane.blogspot.com/, że ukaże się coś nowego o nim:
Świat Książki wyda Wiesława Budzyńskiego Schulz pod kluczem.
Ciekawe, nie wiedziałam o tym.
OdpowiedzUsuńZnalazłam wspaniałą stronkę Instytutu Książki poświęconą Schulzowi http://brunoschulz.eu/
OdpowiedzUsuńZnajdziemy tu np, tekst o odczytaniu psychoanaliztycznym prozy Schulza autorstwa Pawła Dybla. Super!