sobota, 15 sierpnia 2015

Z punktu widzenia nowoczesnego przedsiębiorcy o rynku książki w Polsce

Tekst Piotra Podsiedlika "NIE dla ustawy..." zamieszczony na portalu lubimyczytać.pl jest moim zdaniem jedną z wnikliwszych analiz funkcjonowania rynku książki w Polsce.


Autor opisuje książkowy świat z punktu widzenia przedsiębiorcy operującego na tym rynku. Samo to jest już wartością. Bo zwykle teksty o książkach są pisane przez ich czytelników. Jest to cenny punkt widzenia - punkt widzenia klienta, mój punkt widzenia  :) - ale nie jedyny punkt widzenia.  Tworzymy bowiem ekosystem: my - kupujący i oni - tworzący, produkujący, dystrybuujący i sprzedający.

Podam przykład na to, że trzeba słuchać także sprzedawców, przedsiębiorców, nie tylko klientów. Przypomnijcie sobie wypowiedź Henry'ego Forda, tego od fabryk samochodów: "Gdybym pytał klientów, co chcieliby, to odpowiedzieliby mi, że szybszego konia." Podobnie, gdy w branży butów do biegania - zapytano klientów warszawskich, gdzie chcieliby nowego sklepu ze sprzętem do biegania, odpowiedzieli, że koniecznie w Arkadii i nigdzie indziej. Ale wszystkie sklepy specjalistyczne, które próbują swoich szans w galeriach handlowych regularnie padają - nie wytrzymując konkurencji z Intersportem i inymi sieciami oraz surowych wymagań centrum handlowego, itp.

Podsumowując, to co dzieje sie na rynku ksiązki jest - jak na każdym innym -  zmienne, zależne od wielu czynników, w tym przede wszystkim od popytu, a jego gracze - producenci, dystrybutorzy i sprzedawcy oraz  klienci stale dostosowują się do swoich wzajemnych potrzeb i możliwości. Tak działają prawa rynkowe w liberalnej gospodarce. I nikt nie wymyślił nic lepszego. Jeśli  chodzi o książkę, nic już nie odwróci trendu przeniesienia się sprzedaży kiążek do internetu. Księgarnie muszą się jakoś - JAKOŚ - do tego dostosować. I robią to.

Podsiedlik postuluje, żeby nie grzebać w tym procesie.

Tymczasem na rynku książki, wraz z ustawami go regulującymi - pojawił się kolejny, uprzywilejowany interesariusz - państwo.

Posiedlik pisze - opierając się na faktach i myśleniu racjonalnym, a nie emocjach - POPIERAM!!! - jakie efekty przyniosła już ustawa o darmowym podręczniku. Na tej podstawie i na podstawie znajomości praw rynkowych analizuje możliwe scenariusze po wprowadzeniu ustawy o stałej cenie. Punkt po punkcie rozważa obietnice interweniującego państwa. Pisze to człowiek prowadzący firmę, wydawnictwo, które zapewne przetrwa. Dobry standing finansowy, dobre zarządzanie, dobry towar, dobra sieć dystrybucji - tacy zawsze przetrwają i będą sprzedawać w niszy, jaką będzie rynek książki jakościowej.

Ludzie będa czytać książki zawsze, będzie ich tylko bardzo niewielu, a książka o walorach intelektualnych, a nie rozrywkowych stanie się dobrem luksusowym, dostępnym w księgarniach niszowych. Stanie się to zapewne w ciągu kilku najbliższych lat.

Wniosek główny jest taki: ustawa o stałej cenie książki prze 12 miesięcy mogła pomóc, i pomogła w wielu krajach, ale 30 lat temu. Tam czytelnictwo ocalało, a wraz nim rynek książki. U nas, w 2015 roku, wprowadzenie na rynku sztywnych praw ustawowych nie pomoże czytelnictwu. Rozreguluje rynek. Utrudni gospodarkę towarową, zaburzy płynność finansową, a problemu i tak nie rozwiąże. Bo problemem jest zanik czytelnictwa.

Żadna cena, naprawdę ŻADNA CENA NIE ZACHĘCI DO CZYTANIA kogoś, kto nie czyta.

Polecam.



17 komentarzy:

  1. Zgadzam się z tym stwierdzeniem, że żadna cena nie zachęci do czytania. A już z pewnością stała, która może przynieść tylko zło.
    Gdy chcę kupić książkę a nie stać mnie na obecna cenę czekam na promocje a w ostateczności na wejście jej w drugi obieg sprzedaży...nie muszę czytać nowości w czasie, gdy jest nowością, bo i tak odkładam na półkę a ona czeka na swoją kolej. Gdyż akurat ja jestem i molem książkowym i kolekcjonerką książek...

    Załączam pozdrowienia Agnieszko ....

    OdpowiedzUsuń
  2. No wlasnie, wracamy do punktu wyjscia- ludzie nie czytają. Co z tym zrobic? Ktos ma jakis pomysl na przekonanie Polaków do czytania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę......

      Usuń
    2. Jak to mówią "Sorry, Batory", ale skoro mówimy o czytaniu, to
      - po pierwsze - przypomnijmy sobie, gdzie uczymy się czytać? W domu i w szkole. I tylko tam można naprawić sytuację w nabywaniem umiejętności i nawyku czytania ze zrozumieniem.
      - po drugie - przypomnijmy sobie po co się czytało, czyta i będzie czytać? Żeby komunikować wartości, postawy, treści, polecenia, komendy, regulacje. Po co komunikować? Żeby budować tkankę społeczną?
      I tu mamy klops... Czasy mamy bowiem takie, że wszystko z tej listy komunikuje się nie na piśmie, tylko na wiecu, na festynie, krzycząc. Dzięki temu treści absorbowane są poprzez emocje, nie rozumowo, racjonalnie. Obserwuję odejście, od kategorii "Rozumiem, myślę, szanuję" na rzecz łatwej do manipulowania kategorii "Lubię, podoba mi się." Moim zdaniem jest to widoczne i słyszalne. Jak często używamy słów: "Podoba mi się." A jak często: "Podziwiam to...? Co dominuje?

      Usuń
  3. Sama linkowałam ten wywiad - Posiedlik mówi m.in. O tym, ze ustawa jest napisana tak, jakby internet w ogóle nie istniał, co jest jednym z zasadniczych problemów. Autorzy ustawy chcą zawracać kijem Wisle, rozregulowac rynek i wcale nie po to,żeby ratować czytelnictwo, tylko samych siebie. Jak piszesz - taka ustawa mogła działać, ale 30 lat temu, nie dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to wygląda, że intencje są teoretycznie słuszne, ale proponowane rozwiązanie budzi wątpliwości i to coraz większe... No i jest przestarzałe... Podejrzewam, że pisze się tę ustawę na kolanie, od razu z myślą o tysiącach poprawek. No bo jak można pominąć w ustawie kwestię handlu interenetowego?! To jest też psucie prawa ekonomicznego...

      Usuń
  4. Przyznaję się bez bicia, że sama też głowię się nad tym, jak możnaby rozwiązać problem z czytelnictwem w Polsce. Bo włąściwie aktualnie można mowić juz tylko o tym...
    Np. temat księgarni muszę już odpouścić. Jeszcze kilka miesięcy temu płakałam w głos, że małe księgarenki w małych miasteczkach przestaną istnieć. Już jest po ptakach. ONE JUŻ PRZESTAŁY ISTNIEĆ.
    Czyli ani ta ustawa, ani nic innego ich nie przywróci... Nikt nowy nie otworzy dziś księgarni. Nawet największy fan czytania, jeśli ma choć trochę zmysłu ekonomicznego widzi, że jest to rynek zwijajacy się...
    Jedyne o co można i TRZEBA jeszcze WALCZYĆ, to żeby jak najwięcej ludzi sięgało po zwarte teksty literackie. Zwróćcie uwagę, że nie mam już nawet śmiałości napisać po książkę.... Mowię więc o czytaniu ze zrozumieniem zwartych tekstów - jako cennym ćwiczeniu dla umysłu. A tym samym dla rozoju cywilizacyjnego.
    Osobiście uważam, że mamy powrót czasów barbarzyńskich. Coraz częściej spotykam młode osoby, które wstydzą się przyznać, że fascynuje ich jakaś kwestia teoretyczna, że coś studiują z pasją(!). To jest passe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rośnie społeczeństwo złożone z bywalców portali społecznościowych i pubów a tam czytać się nie musi.....to przykre, ale prawdziwe...

      Usuń
    2. I na dodatek nie musi się myśleć... a komunikacja nie wymaga wysiłku....

      Usuń
    3. Jednak Natanno droga zdarzają się rzeczy dobre i radosne. Nie podsumowujmy naszej rozmowy takimi smutnymi konstatacjami... Myślenie jest wymagające, teraz bardziej niż kiedykolwiek, bo szkoła go nie uczy. Staje się więc mniej popularne, czyli staje się... elitarne. I to jest ta dobra wiadomość. My tu sobie siedzimy, czytamy i myślimy... i cieszymy... a wszystko w naszym wąskim elitarnym gronie ;-)
      Np. wczoraj byłam w kinie Muranów na filmie Mr Turner. Gutek go sprowadził, choć wiadomo, że zobaczy go może z 1000 osób. Żaden inny dystrybutor się nie podjął. 2,5 godziny kontaktu ze sztuką: filmową, aktorską, malarską, a nawet sztuką konwersacji. Pochłonęło mnie całkowicie. pełne zanurzenie. A rzebyś widziała, jacy (znani i jednocześnie) lubiani przez mnie, bo wartościowi ludzie na sali. Też przylecieli w te pędy do kina na brzydala Turnera... To było pocieszające doświadczenie. Jak spędzać czas to w dobrym towarzystwie :)))

      Usuń
    4. I zobacz, jak napisałam "żebyś" - ale elicie chyba wolno :)))

      Usuń
    5. Pewno wolno....albo zdarza się....
      A film, o którym już poczytałam jestem bardzo ciekawa, ale ja oglądam tylko online....więc będę musiała poczekać....

      Usuń
    6. Nie muszę czekać...już jest...dziękuję, że napisałaś o nim....

      Usuń
    7. Raczej zdarza się, jak się szybko pisze... Mam nadzieję, bo jeśli nie, to... mój dobry nastrój by prysł :)

      Usuń
    8. Jestem ciekawa twojej opinii. Oglądanie w domu ma tę zaletę, że można wstać co jakiś czas, a film trwa 2,5 h. No, w ogóle "old school".

      Usuń
    9. Już jestem na tak, bo to są moje klimaty....a poza tym niezwykle cenię brytyjskich aktorów i chociaż niestety nie uczyłam się nigdy j, angielskiego to to potrafię odróżnić angielski Brytyjczyków od angielskiego Amerykanów i wolę filmy angielskie od amerykańskich a Timothy Spalla już miałam przyjemność oglądać.

      Usuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.