niedziela, 26 października 2014

Colin Thubron 'Góra w Tybecie'

Colin Thubron Góra w Tybecie. Pielgrzymka na święty szczyt
(Tyt. oryg. To a Mountain in Tibet)
Tłum. Paweł Lipszyc
Wydawnictwo Czarne 2014, seria Orient Express


Książka przeczytana jednym tchem! Zdecydowałam się nie zjeść kolacji o czasie, byle tylko doczytać do końca J

Autor, Colin Thubron, jest uznanym i nagradzanym na świecie twórcą literatury podróżniczej. Ja jednak zetknęłam się z jego literaturą po raz pierwszy. Na szczęście w serii ORIENT EXPRESS wydawnictwa Czarne znalazłam więcej jego dzieł (Po Syberii, Cień Jedwabnego Szlaku, Utracone serce Azji).

Po Górę w Tybecie sięgnęłam, bo dwa dni temu obejrzałam w telewizji film o nieszczęsnej wyprawie zimowej na Broad Peak w 2013 roku, jednocześnie zwycięskiej (górę zdobyto) i tragicznej - dwóch wspinaczy (M. Berbeka i T. Kowalski) zginęło podczas zejścia. Ta wyprawa bardzo mnie porusza. Tomek Kowalski był niemal równolatkiem mojego syna, a nawet mieli wspólnych znajomych w środowisku sportów wytrzymałościowych, a z kolei Berbeka był niemal moim równolatkiem. Krótko mówiąc, temat Himalajów nie jest dla mnie obojętny. TU o mojej lekturze książki Hugo-Badera.

Tak więc obejrzałam film… i kolejny raz zszokowało mnie moje kompletne niezrozumienie dla idei wspinania się w Himalajach. Dlaczego jestem tak bardzo obojętna wobec tego pragnienia stanięcia na szczycie? Wobec Himalajów... Wobec Tybetu...Sięgnęłam na półkę, gdzie książka Thubrona - z kosmicznie wyglądającym, ośnieżonym szczytem na okładce - czekała na taką okazję.

Colin Thubron (ur. 1939 r.)
Rzecz jest o co prawda nie o wspinaczce himalajskiej, ale o wyprawie pieszej (trekkingu z przewodnikiem i kucharzem oraz momentami dodatkowym tragarzem konnym) z Simikot w Nepalu do podnóża świętej góry Kajlas w Tybecie.


Góra ta jest uznawana za świętą w tamtejszych religiach: hinduizmie, buddyzmie, dżinizmie i religii bon. Hinduiści wierzą, że jest to siedziba boga Śiwy. Znajduje się ona nie samych Himalajach, lecz w Transhimalajach w Tybecie.

Ludzie pielgrzymują do jej stóp, aby tam obejść jej podnóże (na wysokości około 6000  m n.p.m.) po okręgu długości pięćdziesięciu kilometrów, idąc pielgrzymkową trasą w kierunku ruchu wskazówek zegara. Niektórzy robią to na osiołkach, jakach, niektórzy na kolanach i padając co kilka metrów na ziemię. Wszystko to przynosi przebłaganie bóstw i odpuszczenie win doczesnych. Oczywiście używam tu niepoprawnych sformułowań z kręgu religii chrześcijańskiej. Za to  Colin Thubron wyjaśnia podstawy tych wierzeń bardzo umiejętnie, choć bez złudzeń osoby wierzącej w jakiegokolwiek boga.


A więc góra jest święta. Jejpolska nazwa to Kajlas angielska nazwa to Mount Kailash. W mitologiach jest znana jako Meru. Posłuchajcie gawędy samego Colina Thubrona o wypiętrzaniu się tamtejszych szczytów:

Tu patrzymy na dno dawnego Oceanu Tetydy. Czterdzieści pięć milionów lat temu, kiedy Plata tektoniczna Indii – wówczas stanowiących oddzielny kontynent – uderzyła w podbrzusze Azji, Ana południu wypiętrzyły się Himalaje, a ten pradawny ocean wysechł. Morskie skamieliny, do dziś występujące na płaskowyżu tybetańskim, zdradzają, że ten najwyżej położony kraj na świecie leżał niegdyś w głębi oceanu.


Kajlas – jako góra z łupku, nie z granitu - nie jest typowa dla szczytów himalajskich. Łupki pękają pod najmniejszym naciskiem, czy to kijka trekkingowego, czy to czekana. Jest jedyna w swoim rodzaju. Ma kopulasty, irracjonalnie geometryczny i regularny  kształt. Stoi samotnie na płaskowyżu sp. Wszystko to sprawia, że od zawsze się wyróżniała. Jej religijne znaczenie - przypisywana jej świętość, sprawiły, że POZOSTAJE NIEZDOBYTA PRZEZ CZŁOWIEKA. To jest absolutnie niezwykłe. Wysoki szczyt (6714 m n.p.m.), trudny technicznie, położony w Tybetańskim Regionie Autonomicznym kontrolowanym przez Chiny, w sumie niedaleko ośmiotysięczników typu Mount Everest pozostaje NIEZDOBYTY? W dzisiejszych czasach, kiedy wydaje się, że człowiek zostawił swoje ślady w postaci plastiku i innych śmieci, a często także trupów, już praktycznie wszędzie? Reinhold Messner próbował, ale pogoda nie pozwoliła. W 2001 władze chińskie udzieliły zezwolenia na wspinaczkę hiszpańskiemuu alpiniście Jesue M. Novasowi, jednak po fali protestów środowisk wspinaczkowych i mediów, ten zrezygnował (za Wikipedią). Odtąd już nikt się nie poważył jej tknąć, nawet siejący zniszczenie Chińczycy.

Teraz narzucające się, rzecz jasna, pytanie, co sprawiło, że Colin Thubron, starszy pan, Anglik, absolwent Eton College, zawodowy podróżnik, wybrał się na tę górę w Tybecie?

Tak o swoim marzeniu sam pisze:

Tybet rozbrzmiewa jak wspomnienie o czymś utraconym, co przetrwało z czystszej epoki; nie tyle kraj, ile obszar umysłu. […]
Krajowi towarzyszyła oniryczna aura, jakby czas się w nim zatrzymał. Podróżnicy czuli, że wracają do dzieciństwa albo wkraczają w niewinną, nieskrępowaną podświadomość. Inni porównywali podróż po Tybecie, mimo niebotycznych gór, do zejścia do podziemi, natomiast niezwykła atmosfera coraz popularniejszej Tybetańskiej księgi umarłych, wydawanej w licznych przekładach, udzieliła się także i mnie.


Reportaż Thubrona jest tylko i aż szczegółową relacją z codziennego przemierzania szlaku. Niesamowicie wciągającą relacją. Na podstawie swoich codziennych notatek autor zdołał odtworzyć każdy zakręt na trasie, każdą perspektywę na dolinę, każde załamanie terenu, każdego napotkanego człowieka. A przynajmniej stworzył takie wrażenie - podróży w skali 1:1, po prostu przeniesienie się w czasie. Absolutne mistrzostwo świata! Budowanie nastroju takimi zdaniami, jak:

Nad doliną na wschodzie zwisają łachmany nocnego deszczu.

Thubron w sposób godny najwyższego podziwu panuje nad tym, co chce napisać i jak chce to zrobić. Czytając go, czuję się jak pod najlepszą ‘specjalistyczną opieką’. Użycie czasu teraźniejszego, koncentracja na szczegółach dotyczących kolorów ubrań, chmur, trawy, rzek i skał. Niesamowicie wierne opisy zmieniającej się roślinności. Wiedza przyrodnicza, antropologiczna, kulturoznawcza, antropologiczna widoczna na każdym kroku. Wszystko to  razem złożyło się na niezwykle wymowną, malowniczą literaturę. Sprawiło, że wciągnęłam się w spokojną, medytacyjną, surową atmosferę pielgrzymki do świętej góry. Całkowicie to mną zawładnęło. Jakbym tak była.

Autor dba jednak, żeby zbytnio nie oderwać się od rzeczywistości. Jest powściągliwym realistą. Od czasu do czasu burzy nasze iluzje:

Podróż nie sprzyja refleksji, na co niegdyś liczyłem. Wędrówka jest zbyt uciążliwa, droga zbyt stroma. Każdy krok na kamiennym szlaku wymaga drobnej, półświadomej decyzji, którą podejmuje się niepostrzeżenie.


Także kiedy autor napotyka na swej drodze ludzi: mieszkańców wiosek, mnichów, na koniec chińskich żołnierzy i nawet obcokrajowców, którzy tak jak on dotarli do Kajlas, iluzja Arkadii musi rozpłynąć się w obliczu tragicznej rzeczywistości. Opis zachowań ludzkich, ludzkiej nędzy działa jak kontrapunkt dla metafizyki, która pojawia się w naszej lekturze w sposób nieunikniony. Oto np. współcześni mnisi buddyjscy:

Mnisi się bardzo podniecają [oglądając mecze piłki nożnej w telewizji] . […] Chodziło o Manchester United. Wszyscy mnisi uwielbiają piłkę nożną. Wczoraj złościli się podczas meczu Ligi Mistrzów. Barcelona pokonała Manchester United, a wszyscy mnisi kochają Manchester United. Szkoda, że nie widziałeś, jak sprzeczali się przed telewizorem.


Góra w Tybecie ma także bardzo skondensowana i powściągliwą, ale znaczącą warstwę osobistą. Autorowi zmarła niedawno matka. Jest teraz ostatni ze swojego rodu. Kiedy idzie po szlaku nad przepaścią i braknie mu tchu, przypomni sobie, jak podawał tlen umierającej matce. Kiedy na mapie dostrzeże znajomą nazwę powróci wspomnieniem do swego arystokratycznego ojca, brytyjskiego oficera, który stacjonował w Indiach i urządzał tam polowania. Kiedy spojrzy na skałę – wyglądającą jak w Alpach – wspomni młodą siostrę, która zginęła porwana przez lawinę w Alpach. Kiedy się jest na szlaku do Kajlas, Tybetańska księga umarłych czyta się sama.

Posłuchajcie więc o Kajlas:

Mimo swej ogromnej masy ta góra jest światłem. Według ludowych wierzeń tybetańskich przyleciała tu z innej nieznanej krainy - wiele tybetańskich gór lata – i została umocowana flagami modlitewnymi oraz łańcuchami, zanim diabły zdążyły wciągnąć ją pod ziemię. Później, aby niebiańscy bogowie nie unieśli Kaljas i nie zwrócili jej tam, skąd pochodziła, Budda przybił ją do ziemi czterema odciskami stopy.

Czy warto zdecydować się na ogromny wysiłek pielgrzymki? Nie pytaj góry… Ona Ci nie odpowie. Milczy i milczeć będzie, nieporuszona.

Wywiad z autorem, dla zainteresowanych.




4 komentarze:

  1. Będę musiała przeczytać . Odpowiedź na Twoje pytanie brzmi : pasja . Tak myślę , ja tam ich rozumiem choć po górach nie chodzę .

    OdpowiedzUsuń
  2. Gora jest na prawde niesamowita! Ksiazka godna uwagi.

    Co do gor to nigdy mnie nie pociagaly i nie wiem co ludzi do nich tak ciagnie, nawet za cene zycia!? Slowo pasja nie pasuje mi tu ni troche...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak jest to coś w rodzaju pasji, miłości poteżnej, uzależniającej... Nie pojmuję, ale przyjmuję jako fakt.

      Usuń
  3. Chciałabym tam znaleźć się pewnego dnia.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.