środa, 30 kwietnia 2014

Magiczny świat konsumpcji

George Ritzer Magiczny świat konsumpcji
tł. Ludwik Stawowy

Książka o cudzie mniemanym... Tłumacz naprawdę zgrabnie przełożył tytuł oryginału Enchanting a Disenchanted World, podkreślając słowa klucze, jakimi dla opisywanego zjawiska są magia, cuda, magiczne myślenie, oczarowanie i zaczarowanie (Weberowskie). W tej książce z 1999 roku, wydanej u nas w 2001, George Ritzer - słynny jako autor pojęcia „makdonaldyzacja społeczeństwa” - poddaje wnikliwej analizie zjawisko konsumpcji, konsumeryzmu i hiperkonsumpjonizmu jako stylu i sensu życia polegającego na tworzeniu i uleganiu iluzji. 


Pojęcie konsumpcjonizmu pojawiło się w piśmiennictwie już w latach 20. XX wieku dzięki dziennikarzowi Samuelowi Straussowi. To niesamowite, ale w USA już w XIX wieku ubolewano nad tym, że: Zasadniczą cechą tej kultury było: kupowanie i konsumowanie jako środek do szczęścia; kult nowości; demokratyzacja pragnień oraz wartość pieniężna jako dominująca miara wszelkiej wartości w społeczeństwie.” (Leach za Juliet B. Schorr) 
Pod koniec XIX wieku, moi państwo!

Jak łatwo dostrzec ten wzór kulturowy związany jest z amerykańskimi wartościami – ekonomizacji, produktywności, sprawności, indywidualizmu i hedonizmu - które tak ochoczo, jednakowoż nieco bezmyślnie, przejęliśmy.


Książka Ritzera pokazuje jak takie miejsca jak: sklepy, kościoły, miejsca wypoczynku (określane przez niego postmarksistowsko jako środki konsumpcji ) czy uniwersytety stają się świątyniami nowej religii człowieka współczesnego – religii konsumpcji. Jak zapewniają jednostce to samo uczucie magicznego bezpieczeństwa, poczucia wspólnoty, spokoju, uwznioślenia, a nawet iluzji równości w traktowaniu, które zwykle oferuje swoim wyznawcom dowolny kult religijny.

Kiedy świat wokół nie jest bezpieczny, bywa często groźny i nieprzewidywalny, najłatwiejszym (i w gruncie rzeczy infantylnym rozwiązaniem, nie oszukujmy się) jest ucieczka, najchętniej ucieczka do jakiegoś „cudownego” miejsca, która pozwoli po prostu nie myśleć, poddać się biegowi zdarzeń. Takimi właśnie miejscami ucieczki wg Ritzera są centra handlowe, wielkie sklepy internetowe typu Amazon czy Allegro, parki rozrywki, statki wycieczkowe, zamknięte osiedla, a nawet przeskalowane, ogromne świątynie nastawione na formatowanie przeżyć religijnych wielkich rzesz konsumentów (u nas byłyby to z pewnością Łagiewniki czy świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie). Wszędzie tam, gdzie liczy się  ilość, nie jakość i „konsument masowy”.

Czyż nie jest prawdą, że - przynajmniej w Warszawie - ludzie ciągną do centrów handlowych w niedzielę niczym do kościoła? Często świątecznie odziani… Czyż galeria hadlowa nie jest jak miasto cudów? Zawsze jest tam jasno - nigdy nie zapada noc, non stop gra muzyka – nigdy nie zapada cisza, niezależnie od tego co na zewnątrz - nigdy nie jest zimno, nie pada deszcz; jest bezpiecznie. Czas jakby stanął - nigdzie nie ma zegarów. Cały czas jest czysto, można bezkarnie napluć na podłogę, czy rzucić przymierzane ubrania na podłogę, bo natychmiast pojawi się osoba, która po nas wszystko poprawi, posprząta po nas. Wszelkie zachowania służące konsumpcji są dozwolone. Można śmierdzieć. Można przeklinać, hałaśliwie czy chamsko się zachowywać. Dopóki w ręku klienta jest karta płatnicza, można nawet naubliżać sprzedawcy z powodu jakiegoś uchybienia. 

Wszystko można zrobić, bo to jest rozrywka, która ma nam, konsumentom, poprawić samopoczucie. W centrach handlowych dostępna jest, niczym w magicznym Sezamie, niezliczona ilość przedmiotów, których nigdy nie brakuje. Nam nie brakuje pieniędzy – mamy karty lub wyciągamy pieniądze „ze ściany”. Wszyscy się uśmiechają i prowadzą gładkie rozmowy wg wcześniej ustalonego scenariusza. Nie musimy wchodzić w prawdziwe interakcje z ludźmi. Wszystko jest tak pomyślane, żeby zaprowadzić nas do kasy tak często, jak się tylko da. Wszystko jest wystandaryzowane i zoptymalizowane, żeby klient (czyli konsument) nie odczuł jakiejś niewygody. Żeby mógł swobodnie realizować swój cel, czyli uwznioślić się, gromadząc oznaki statusu, dokonując kolejnych zakupów.

George Ritzer wiki am.

Oczywiście Ritzer w 1999 roku nie był w stanie przewidzieć w 100% jak wielkie spustoszenia poczyni konsumpcjonizm w całym naszym życiu. Pisze o już wówczas zaobserwowanej monopolizacji rynku przez potentatów sieciowych, „wielkich zabójcach” – supermarketach - zabijających małe sklepy lokalne czy specjalistyczne.  O dehumanizacji pracowników centrów handlowych - „nowoczesnych niewolnikach”, spędzających po 12 godzin w świecie będącym iluzją, symulacją raju (symulakry Baudrillarda). My jednak wiemy, że macki religii konsumpcjonistycznej sięgają dalej i głębiej. Konsumpcja stała się normą kulturową w większości dziedzin życia. Konsumujemy nie tylko przedmioty, ale i idee, związki, a nawet sztukę. Wszystko ma być gładko podane i bezproblemowe, takie same dla wszystkich, a kiedy nie spełnia naszych oczekiwań, chcemy to zwrócić  lub po prostu wyrzucić. Takie warunki mają spełniać i książka, i dziecko, i partner, i np. uczelnia.

A najważniejsze, czego przewidzieć nie mógł Ritzer w 1999 r. to media społecznościowe i ich udział w zachęcaniu do konsumowaniu świata. Cenne stały się tylko rzeczy, miejsca i ludzie, z którymi dobrze wychodzi się na zdjęciu. Ważniejsze jest relacjonowanie przeżycia niż samo przeżycie, a do tego pożądane jest „dobre” tło. Dobre to znaczy robiące wrażenie na innych. Ritzer podkreśla, że liczy się w tym procesie spektakl, spektakularność, choć wmawia się nam, że to my jesteśmy najważniejsi: „Kupujący musi coś przeżyć, żeby coś kupił.”Przeżycia, przedmioty, ludzi trzeba mnożyć – zaopatrywać się we wciąż nowe egzemplarze. Bo stare stają się niemodne, albo po prostu nieefektowne, a więc właśnie mało spektakularne.

Jak łatwo uczynić z kontaktu z drugim człowiekiem sformatowany, płytki i pozbawiony znaczenia egzystencjalnego kontakt typu „To Ci się opłaca.” nie muszę już chyba nikogo przekonywać. Wszyscy to znamy. Nie powiem, że lubimy.
______________________
Czytamy serie wydawnicze...
Z półki


3 komentarze:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej z wymienionych tu książek. Nie słyszałam o autorze. Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytałam "Makdonaldyzację..." i była to dla mnie (jest nadal) szalenie pouczająca i otwierająca oczy lektura. Nauczyła mnie krytycyzmu i dystansu wobec tego wszystkiego dookoła, od czego jednak - niestety - chyba nie ma ucieczki. Widzę, że podobne wątki pojawiają się także w "Magicznym świecie konsumpcji". Fajnie się to czyta - mimo wszystko. Jeszcze fajniej sprawdza się to w życiu, w obserwacji. Oby to była krytyczna obserwacja - choć trochę pozwalająca uwolnić się ze schematyzmu, sterowania i bezmyślności. ..

    OdpowiedzUsuń
  3. Podpisuję się obydwiema rękami. Otweira oczy. Np. dzisiaj przy śniadaniu słyszę, jak prowadzący audycję (?) radia X dodzwoni się do kogoś i oferuje mozliwość wybrania nagrody. "Jestem taka szczęśliwa. Tak bardzo czekałam na ten telefon.."
    "Wiem, radio X uszczęśliwia swoich słuchaczy." itp.itd.
    No, po prostu raj na ziemi. Uczestnicy tego zdarzenia świetnie odgrywają swoje role. Kapłan nowej religii trzyma swe błogosławiące dłonie na głowie uwznioślonej wyznawczyni... Pozostali wierni placzą z rozrzewnienia.
    A najgłębsza myśl, ktora stoi za zachowaniem spikera, radiosłuchaczki: "To tylko gra. To mi się opłaca." Zgroza.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.