niedziela, 25 sierpnia 2013

Kryminał – żart. „Pani komisarz nie znosi poezji” Georges Flipo

Georges Flipo „Pani komisarz nie znosi poezji”

Kiedyś mój synek, który miał wtedy ze 4-5 lat, zaskoczył babcię usilnie starającą się zainteresować go opowiadaną bajeczką, mówiąc: „Babciu, ja chyba zdechnę od tej bajeczki.” Tak był znudzony. Moja reakcja po przeczytaniu „Pani komisarz…” – tej powiastki kryminalnej, którą otrzymałam jako wygraną (promocja wydawnictwa) w konkursie w Książkowie - byłaby mniej więcej taka sama... Gdybym tylko miała pod ręką autora...

Jest to debiutancka powieść, o której marketingowcy niepotrzebnie napisali za dużo za dużych słów... Po pierwsze jest chwalona, bo wprowadza do gatunku nowy typ bohatera – zażywnej policjantki około 40… Powiem tak: w sumie trudno żałować, że dopiero teraz doczekaliśmy się takiej protagonistki. Jest to kompletnie nieciekawa psychologicznie postać, myśląca wyłącznie o swoim wyglądzie, diecie, frustracji seksualnej, samotności oraz o tym, jak dogryźć podwładnym. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to złośliwy obraz, mający wywołać u czytelnika uśmiech. Tylko po co przywoływać przy tak błahej okazji tuzy francuskiej literatury popularnej? Jeżeli ktoś widzi w Vivianne Lanciere żeńską wersję komisarza Maigreta, to chyba dawno nie czytał Simenona. 

Podstawową cechą Maigreta było to, że był to człowiek rozumny, a nasza "nowa bohaterka" pochodzi jak z magla. Jest po prostu głupia. Nie interesuje się niczym. Słucha Bacha, ale tylko dlatego, że przypomina jej to jej byłego… 
Maigret budził powszechny szacunek. Ona budzi przede wszystkim obawę, żeby jej nie podpaść i nie narazić się na jej złośliwość. Zupełnie nie mogę pojąć, skąd pomysł, że czytelnik uwierzy, że tego typu umysłowość i osobowość jest w stanie awansować na komisarza policji? 
Maigret nie myślał ciągle o jedzeniu i seksie, tylko po złapaniu bandytów wracał do domu, jadł i kochał się z żoną, którą – nie mamy wątpliwości – uszczęśliwiało uszczęśliwianie Maigreta. Krótko mówiąc Maigret był człowiekiem spełnionym w życiu osobistymi (może poza brakiem dzieci) i zawodowym, z którym każdy z nas chciałby spędzić czas, bo było z nim i o czym pogadać i o czym pomilczeć.

Od „Vivianki” miałabym ochotę trzymać się tak daleko, jak tylko można. Ma wszystkie negatywne cechy stereotypowo przypisywane kobietom–szefom. Kiedy o niej czytałam, miałam nieodparte wrażenie, że Georges Flipo opisał  swoją znienawidzoną byłą szefową z biura z czasów, kiedy pracował, zdaje się, w banku. Nieprzypadkiem najczęstszym słowem, które pojawia się w książce, jest słowo open space. Któregoś dnia Flipo – jak sam napisał – siedział z koleżanką nad pizzą i postanowił napisać książkę. To wtedy - mam wrażenie - postanowił stworzyć nową bohaterkę, czytaj: złośliwie odrysować taką starzejącą się, sfrustrowaną babę z biura. Ale, wiedząc już, że książki z intrygą biurową się nie sprzedają, dla niepoznaki wcisnął jej do torebki legitymację policyjną.

No więc mamy pseudopolicjantkę.  A więc pożądana byłaby fabuła kryminalna… I co my mamy? Zero napięcia, absurdalne zwroty akcji, z zasady pozbawione prawdopodobieństwa psychologicznego zachowania zbrodniarzy, którzy, tak jak i policjanci, budzą w nas wszelkie możliwe uczucia krążące wokół… litości. Najczęściej są pożałowania godni. Przypomnę tylko, że u Simenona nigdy tak nie jest. Tam się czyta o tym, że zło nie jest takie łatwe do potępienia, jakbyśmy my – porządni obywatele - chcieli, a szacunek należy się także złoczyńcom, których ludzką twarz Simenon zręcznie przed nami odkrywał.

Tutaj mamy tylko śmichy-chichy, PR i farsę. Bo to jest gatunek, w którym startuje ta opowieść. Zupełnie niepotrzebnie przywołano przy jej okazji mojego ukochanego George’a Simenona. Gdybym spodziewała się właśnie pastiszu, a nie „nowego współczesnego Simenona”, nie byłabym tak bardzo zawiedziona.

I jeśli dodać, że całkiem zręczne tłumaczenie jest od czasu do czasu okraszone jakąś banalną niezdarnością tłumaczki (bo, co ona miała na myśli, pisząc o pozostawieniu komórki na partnerze - ładowarkę? A kamionetka to chyba furgonetka? Pancake z kolei, to zwykły naleśnik chyba?) To dopełnia pretensjonalnego obrazu całości.

Jedynym jasnym punktem tej książki są cytaty z Kwiatów zła Baudelaire’a, które skontrastowane z napisanym specjalnie na potrzeby tej książeczki fałszywym, grafomańskim sonetem jakoby jego  autorstwa, podkreślają  dodatkowo przykre odczucie kontaktu z tombakiem udającym złoto. A od Simenona trzymajcie się PR-owcy i marketingowcy z daleka, dopóki go nie poczytacie.

9 komentarzy:

  1. Ładnie przyłożyłaś.
    Na taką książkę szkoda czasu.
    A to ciekawe, że dzisiaj wszyscy detektywi, czy prowadzący śledztwo muszą być sfrustrowani, niespełnieni w tym czy w tamtym a czasem alkoholicy i tak dalej, i tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, bohater ze skazą - to ma sens. Bo jest ciekawszy niż święty. Ja w to wchodzę, bo to nalezy do konwencji. Tu mamy pomieszanie konwencji. Z jednej strony pastisz kryminału, no bo jak inaczej odczytać taki zbiór nieprawdopodobieństw, jaki nam tu autor serwuje, a z drugiej ktoś nagle zabija kogoś strzałem prosto w serce. To jest z innej bajki. Realistycznej. Takich niepasujących elementów jest tu multum.

      Przyjęło się też, że policjant może być niesympatyczny, ale musi wzbudzać szacunek, być dobry w tym, co robi. A tu: za diabła nie jestem w stanie wzbudzić w sobie podziwu dla pani komisarz. Cos tu nie gra zdecydowanie.
      No i jak zwykle dałam się oszukać marketingowym zapowiedziom i teraz jestem sama na siebie zła.

      Usuń
    2. Tak, z tą konwencją masz rację.
      Kiedyś był sobie Colombo, niezdarny fajtłapa w wytartym płaszczyku ale za to łebski facet i się to oglądało bardzo fajnie.

      Usuń
  2. A ja mam ww domu tę książkę do zrecenzowania. Chyba niepotrzebnie przeczytałam Twoją opinię, bo teraz mogę się negatywnie nastawić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Promocję to ma dobrą ta książka. Wydawnictwo planuje wydawanie kolejnych książek z tego cyklu i inwestuje w to, jak widać.
      Ze swojej strony mogę powiedzieć, że moje opinie są - tylko i aż - osobiste i szczere. Ja jednak traktuję literaturę jako coś więcej niż tylko towar do sprzedania. Dla mnie literatura jest zbyt ważna, bo mnie ukształtowała bardziej niż cokolwiek. W tej chwili jednak zaczął dominować nurt myslenia o książce jako o jednym z produktów na rynku, czyli czymś o niewielkim znaczeniu w gruncie rzeczy. Dlatego chwali się książki słabej jakości, w moim odczuciu amatorsko napisane.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ale dla równowagi podsuwam link do pozytywnej recenzji tej książki:
      http://ksiazkowo.wordpress.com/2013/08/08/pani-komisarz-nie-znosi-poezji-georges-flipo/
      Czyli są tacy, którzy oceniają tę książkę jako przyjemną w czytaniu.

      Usuń
  3. I dzisiejsze hasło z fb Biblionetki:
    Czytanie może spowodować wykształcenie się swojego zdania!
    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10151874332118179&set=a.414888778178.206768.141467528178&type=1&theater

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie się ta książka prezentuje, muszę ją chyba dodać do listy planowanych książek i być może przeczytać :) Zaobserwowałem cie i myślę ze ty tez to zrobisz :)

    A w między czasie zapraszam na mojego nowego bloga także o książkach,proszę zostawić ślad po sobie
    - http://www.pozytywniezaczytany.blogspot.com/

    Pozdrawiam Damian.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.