piątek, 7 czerwca 2013

Roberto Bolano "Chilijski nokturn"

Roberto Bolano Chilijski Nokturn

Chilijski nokturn to pierwsza z powieści Bolano, która dotarła do Polski. Wydana przez MUZĘ SA w 2006 r. w serii SALSA imitującej klasyczną serię Proza Iberoamerykańska Wydawnictwa Literackiego z lat 70. i 80. 

Bolano trafił pod polskie strzechy na fali rozgłosu, jaki przyniosła mu zarówno powieść (nazywana jego opera prima) czyli Dzicy detektywi oraz w związku przyznaniem mu dwóch najważniejszych nagród dla literatury hiszpańskojęzycznej i iberoamerykańskiej w latach 1998 i 1999.

Niewielka powieść pt. Chilijski nokturn warta jest przeczytania. To jest żywa literatura, oparta na nośnym koncepcie i z problematyką, która nienachalnie ujawnia się czytelnikowi, wywołując uczucie niepokoju. Spisana jako monolog  konającego bohatera w dwóch akapitach,  z czego ten drugi to zaledwie jedno zdanie:

A potem rozpęta się nawałnica gówna. 

Smutne zakończenie żywota, nie uważacie?

Nokturn znalazłam szczęśliwie u siebie na półce. Po przeczytaniu pierwszej z pięciu części tzw. „monumentalnej” powieści 2666, raczej nie kupiłabym  tak szybko następnej książki tego autora… A szkoda by było. Bo Nokturn jest literaturą wysokiej klasy i w odróżnieniu od 2066 nie pozostawia mnie obojętną. Wiem, że moje jednoznaczne oceny mogą niekiedy razić. Ale tak się składa, że sam Bolano zachęca do odważnych interpretacji jako wyrazu poważnego traktowania literatury. Ja uważam podobnie! Bolano za życia słynął z tego, że gnioty nazywał gniotami właśnie. Odbieram to jako zgodę na pisanie o szczerze o moim odbiorze jego dzieła.


Problematyka Chilijskiego nokturnu wydaje się być zbieżna z motywami przewijającymi się także przez ostatnią, pośmiertną powieść Bolano. Bohaterem jest znowu krytyk literacki (poza tym ksiądz) i poeta w jednej osobie. Dobry krytyk i słaby poeta. Człowiek, którego myśli zaprząta uznanie ze strony świata, który o tym rozmyśla, marzy o tym i dziwi się, że sławę przynoszą mu poboczne prace, a nie właściwa praca twórcza. Tematami są:  niezdolność literatury do zmiany świata, jej porażka wobec okrucieństwa świata rzeczywistego, świata, w których piękne i gładkie idee urzeczywistniają się w postaci walki o władzę i dominację. W którym prym wiodą politycy i ich pospolite umysły, ludzi się torturuje w piwnicach, co jednakowoż nie przeszkadza śmietance intelektualnej debatować na piętrze tego samego budynku o nowinkach literackich przy kieliszku chilijskiego wina. Po chwili czytamy o maniakach, którzy życie poświęcali na utrwalenie swojej osoby w pamięci innych. Bez skutku zresztą. Ten temat - bycia zapamiętanym - jest jednym z centralnych motywów Bolano.

Natykamy się też - co jakoś mnie już nie dziwi - na tajemniczego niemieckiego pisarza w mundurze Wehrmachtu, dyskutującego o literaturze w podbitym Paryżu. Ten paradoks, że nie wystarczy być kulturalnym, żeby nie stać się faszystą, musiał chyba mocno zajmować uwagę Bolano, skądinąd autora książek o tytułach Literatura faszystowska w obu Amerykach (1996) oraz III Rzesza (wydanie pośmiertne 2010).  A propos, czy Wy wiecie, że armia chilijska do dziś korzysta z  mundurów wzorowanych na mundurach hitlerowskich??? Po dziś dzień korzysta w galowych momentach z hełmu niemieckiego typu Stahlhelm? Co za wstyd.

Na koniec wspomnę, że w Nokturnie pojawia się także  zajawkowo nazwisko Archimboldi, jako synonim czegoś wielkiego, za czym się goni...

Ważna jest też próba opisania fenomenu chilijskości, szczególnie w wydaniu wyższych warstw społecznych, funkcjonujących od wieków w nieuświadomionym dobrobycie, kiedy to  przywoływanie służącej pstryknięciem palców jest naturalne jak oddychanie, nawet jeśli jesteśmy w zaledwie średnio zamożnym chilijskim domu. Mamy więc do czynienia z pytaniem: Co to znaczy przynależeć do elity w Chile?

I taka była prawda. Nudziliśmy się. Czytaliśmy i nudziliśmy się. Intelektualiści. Bo nie można czytać przez cały dzień i całą noc. Bo nie można pisać przez cały dzień i całą noc.

Wyczuwam ogromne pokłady poczucia winy z powodu jałowego w gruncie rzeczy życia, jakie staje się udziałem bohaterów Bolano, podobnych do niego okularników, jednostek pozbawionych w gruncie rzeczy problemów i jednocześnie pozbawionych innych niż czytanie i pisanie umiejętności.

Ciekawostka: kiedy Bolano opisuje podróż, jaką jego bohater odbył po Europie, opisuje w gruncie rzeczy marzenie każdego mola książkowego. Opłacona z góry (przez enigmatycznych mocodawców) podróż po pięknych, historycznych miejscach, zadziwiające spotkania (tu np. z sokolnikami chroniącymi zabytki przed gołębiami), bezstresowe zadanie do wykonania (raport o ochronie zabytków europejskich) i możliwość czytania bez końca:

[…] nikt prócz cieni grzeszników , które bardzo uważały, żeby mi nie przeszkadzać, bardzo uważały, żeby nie wtrącać się do moich lektur, szczęście, szczęście, radość odzyskana […].

Jedynym wymaganiem tajemniczych mocodawców jest brak zainteresowania dla ich działań, nieme na nie przyzwolenie. A rzecz ma miejsce za czasów gen. Pinocheta…  I choć niewiele wiem o Chile i juncie Pinocheta, to jednak nawet u nas w Polsce mówiono i pisano w swoim czasie, a także ostatnio (przy okazji zainteresowania nowym papieżem, trochę tylko starszym od Bolano) można było przeczytać o niewyobrażalnych okrucieństwach, jakich wojskowi dopuszczali się, zwalczając zwolenników obalonego socjalizującego prezydenta Allende: tortury przechodzące ludzkie wyobrażenie; odbieranie dzieci więźniarkom, żeby przekazać je zwolennikom junty, a matki zgładzić; zjawisko desaparecidos, czyli znikanie ludzi, niedawno wyjaśnione jako praktyka zrzucania więźniów  do morza z helikopterów jako najskuteczniejszy sposób na pozbycie się człowieka  bez śladu… 

Myslę, że to właśnie o odpowiedzialności wszystkich Chilijczyków, a szczególnie elit chilijskich za te zdarzenia pisze Bolano, stosując więcej przemilczeń i sugestii niż opisów wprost. Wyczuwam to przez skórę w tych krótkich momentach, kiedy autor Chilijskiego nokturnu nie jest w stanie ukryć domieszki pogardy w odniesieniu do bohaterów swojej powieści. I choć Sebastian Urrutia Lacroix w pierwszym zdaniu oświadcza, że jest pogodzony ze sobą, to akurat nie jest prawda. Prawdą jest natomiast, że:

Trzeba być odpowiedzialnym za własne czyny i za własne słowa, a także za własne milczenie […].


Powieść krótka i dobra. Niebanalnie mówi o odpowiedzialności moralnej za zło.
_______________________ 
Z półki, Z literą w tle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.