niedziela, 26 maja 2013

10 książek, które według prof. Mikołejki każdy maturzysta znać powinien

Biblia (Księgi Psalmów, Koheleta i Hioba, przynajmniej jedna z Ewangelii)
Uczta Platona
Król Edyp Sofoklesa 
Opowieści o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu
Boska Komedia (Piekło) Dantego
Hamlet Szekspira
Faust (część pierwsza) Goethego
Dziady Mickiewicza
Zbrodnia i kara Dostojewskiego
Tako rzecze Zaratustra Nietzschego
Proces Kafki. 

Powinno się to uzupełnić antologiami piśmiennictwa Wschodu i Zachodu - wyborami poezji, opowiadań, dramatów, fragmentami tekstów filozoficznych i ''mądrościowych''.

Cóż tu dodać? To jest literatura pozwalająca zastanowić się nad naprawdę istotnymi kwestiami. Genialna. Natchniona. Moim zdaniem nie trzeba tych lektur nawet "przerabiać". Trzeba tylko sprawić, że uczniowie zapoznają się z tymi tekstami. One zadziałają same swoją wewnętrzną siłą i prawdą. Czyli, mówiąc wprost, uważam, że lepiej, żeby nauczyciel przeczytał te teksty na głos w klasie, niż tak jak teraz wszyscy udawali, że niby przeczytali... W ogóle w dzisiejszych czasach za dużo jest w szkole udawania. Dzieci udają, że się uczą, nauczyciele udają, że uczą ich, rodzice udają, że się interesują rozwojem swoich dzieci, instytucje edukacyjne udają, że troszczą się o jakość edukacji, itd.

Wracając do profesora Mikołejko... To nie tylko doskonały religioznawca, ale - może przede wszystkim - wyśmienity, niezwykle inspirujący nauczyciel, za którym ciągną wierni słuchacze (miałam okazję sama się o tym przekonać na studiach podyplomowych z Wiedzy o Kulturze przy IBL PAN), wie o czym mówi, mówiąc o polskiej szkole w krótkim, acz treściwym artykule dla GW


Jego główna myśl, z którą w 100% zgadzam się, brzmi: trzeba przyłożyć się do nauki! 

W pełni zgadzam się z takimi jego twierdzeniami: 

Sprawa edukacji to polski problem numer jeden.

[...] kiedy mowa o młodych, [społeczeństwo] staje się nadmiernie liberalne, a nawet dobrotliwe.

Nie wszyscy muszą studiować i nie wszyscy muszą mieć maturę, choć każdy powinien mieć na to szanse. 

 ''A po co młodemu człowiekowi >>anafora<<''? I zaraz będzie: a po co mu wiedza o tym, co to jest anakonda albo anoda? Tymczasem, jak powiedział Wittgenstein, granice mojego języka są granicami mojego świata. 

Trzeba postawić sprawę mocno: albo wybieramy dla Polski rozwój i w związku z tym przywracamy szkolnictwo w dość tradycyjnym wymiarze, albo chcemy mieć społeczeństwo peryferyjne, świadczące usługi krajom bardziej od nas rozwiniętym.

Krew, pot i łzy - taki jest świat. 


Szkoła powinna przyjaźnie wymagać, a nie ciągle zmniejszać wymagania (intelektualne, nie formalne czy finansowe) wobec dzieci, młodzieży i młodych dorosłych. Opowiadam się za zaprzestaniem infantylizowania uczniów i studentów! 

Domyślam się, że prof. Mikołejko - mający upodobanie do kontrowersji - bez problemu zaakceptował tytuł Szkoła potrzebuje represji. Będąć antropologiem, profesor wskazuje na to, że ciągłe zmniejszanie wymagań intelektualnych jest na dłuższą metę społecznie groźne. Szkoła jako narzędzie edukacji masowej powinna przede wszystkim umożliwiać rozwój, który dokonuje się zawsze z trudem, bo wymaga pokonywania swoich ograniczeń!  Powinna dawać okazję do poznawania swoich talentów! Pozwalać uczniom radzić sobie z trudnościami, bo w ten sposób poznają swoją siłę! 

Traktujmy uczniów i studentów poważnie! Nie pozwalajmy na to, żeby można było uzyskać bezwartościowy dyplom wyższej uczelni, nie mając w ręku ani jednej książki w ciągu 3 czy 5 lat studiów!

Mam nadzieję, że to poważna debata na temat polskiej edukacji wreszcie się zacznie. I że będą brali w niej udział kolejni intelektualiści. My też nie wahajmy się brać w niej udziału, w ramach naszych możliwości! Promujmy poglądy nam bliskie! Walczmy o jakość edukacji naszych dzieci! Oto to mój apel w Dniu Matki :)

5 komentarzy:

  1. Hoho, ja znałam wszystkie - były jedynie Dziady, których nie wybrałam.

    Tak naprawdę sukces można osiągnąć tylko własną nauką, wysiłkiem. I nie ma co patrzeć na zestawienia książek, które "musisz znać"

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzyciel w tego Profesora :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli większość maturzystów czytało przynajmniej dwie (czytało, a nie korzystało z opracowania) książki z tej listy to farbuję włosy na różowo i zaczynam hodować kaktusa na ręce;)

    Lektury, co tu dużo mówić niestety najlepiej smakują po szkole, a jeśli już człowiek się przymusi to nie znajdzie tam nic co by go w wieku osiemnastu lat zaciekawiło, nic z dreszczykiem... ja na przykład do lektur dla młodzieży wsadziłabym coś D.H Lawrence'a żeby wiedzieli, co kiedyś budziło wstrząs, co sprawiło, że zerwano z tabu...

    Marzy mi się taka klasa maturalna, jak w "Zawsze jakieś jutro" Janiny Wieczerskiej - pełna kultura, język poetów, klasa sama w sobie...aż się człowiek naprawdę rozpływa w zachwycie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dołączam do grupy farbujących włosy na różowo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Profesor tym różni się od wielu innych nauczyceli, że nie traktuje ucznia protekcjonalnie jak jakiejś niedojdy. A u nas króluje postawa, że zanim jeszcze uczeń spróbuje się przyłożyć, już się zaczyna ułatwiać, "bo i tak nie da sobie rady"... Jest to też zgodne z formułą, że nauczyciel tyle wymaga od innych, co od siebie samego.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.