Witold Gombrowicz Ferdydurke
Po 11 dniach pracy bez dnia przerwy mam wreszcie wolne! Zasiadam więc i nadrabiam wpisy na blogu :) Na pierwszy ogień idzie Gombrowicz...
Dotąd znałam Ferdydurke mniej więcej tak jak moja córka –
tegoroczna maturzystka – we fragmentach, czyli… wcale. Ale nie ma tego złego...
(a mam tu na myśli maturę córki), bo ostatnio z powodu tejże przerabiałyśmy
podręcznik poetyki. Dzięki temu przypomniałam sobie to, co umiałam w jej wieku i proszę, znowu
rozróżniam metonimię, peryfrazę, a parenteza tak mi się spodobała, że zaczęłam
ją stosować w moich wpisach na blogu.
Ale ja nie o tym, tylko o ironii. Ironia wg Zarysu poetyki to typ metaforycznego ujęcia rzeczywistości polegający na przypisywaniu przedmiotom bądż osobom, o ktorych się mówi, cech absolutnie im obcych badź przeciwnych.Tak jak w
powiedzeniu o Pałacu Kultury i Nauki, że jest „mały, ale gustowny”. Jest to rodzaj gry z czytelnikiem. Jej funkcją jest nadanie "charakteru" tekstowi, wskazanie na złożoność, niejednoznaczność treści, danie do myślenia, zaczepka intelektualna. Ironia jako środek stylistyczny jakoś tak... wyjątkowo pasuje do naszych dziwnych czasów, w których nic nie jest takie, jakie się wydaje...
I tak wyposażona w wiedzę, wzięłam się wreszcie za Gombrowicza. Przy okazji wspomnę,
że moja nieznajomość z 'Jaśniepaniczem' polskiej literatury wynika z faktu, że w czasach mojej młodości
Gombrowicz był nieobecny w oficjalnym obiegu literackim w Polsce. Od 1957 był
częściowo (poza dramatami) niepublikowany w Polsce, a od 1963 aż do 1986 zakazano
go całkowicie. Nie wolno było go drukować, wspominać go, ani go cytować.
Wszelkie próby obejścia tego zakazu kończyły się ingerencją urzędu cenzorskiego.
Sito było na tyle gęste, że skończyłam studia (w 1987 r.), znając Gombrowicza jedynie w
urywkach z jakiś kopii odbitych na powielaczu. [To napisałam dla mojej córki,
gdyby przypadkiem coś przygnało ją na stronę mojego bloga :) Pozdrawiam Cię
córko i życzę Ci zdania wspomnianego, jakże cudownie pomyślanego, egzaminu
dojrzałości…. Jak widzicie ironia jest zaraźliwa!].
I wreszcie w 2013 r. przyszedł czas dla mnie i Gombrowicza! I co się okazało?
Wszystko wskazuje na to, że to właśnie ironiczny stosunek do świata sprawia, że pasuje mi pisarstwo Gombrowicza, ale także Rudnickiego czy
Karpowicza, jego dalekich naśladowców. Mam na myśli oczywiście ich postawę pisarską. O tym, że Gombrowicz
uważany był za kontrowersyjnego pisarza, powszechnie wiadomo. Ale dlaczego? Bo się
buntował przeciw konwenansom i konwencjom, drażnił, sprzeciwiał się wciskaniu w
ramy zachowań i poglądów utrwalonych z pokolenia na pokolenie. Dzisiaj
powiedzielibyśmy, że walczył z każdą próbą „sformatowania”. Także na polu
pisarskim, próbował przełamywać tradycyjne formy i gatunki. W Ferdydurke prześmiewał się z typowej
powieści w stylu „wspomnienia z lat szkolnych”, z powieści „ z biegiem lat, z
biegiem dni”, a w końcu z sentymentalnej „powieści dworkowej” w stylu
Rodziewiczówny.
Racja była po jego – prekursora – stronie. Gatunki te przestały nagle pasować do problemów, które
chciałby wyrazić ktoś taki jaki Gombrowicz - młody, bystry chłopak widzący świat ostro jak brzytwa... Czegoś tym starym gatunkom brakowało... Może
odpowiedniej dozy niejednoznaczności i niejasności? Czegoś, co wisiało w
powietrzu już w latach 30. XX wieku. Tradycyjna powieść nie była dłużej w stanie
opowiadać o świecie współczesnym. Gombrowicz to w Ferdydurke zasygnalizował.
Jego nowoczesność wyrażała się też w autotematyczności. Jako
jeden z pierwszych na gruncie polskim uczynił swoją osobę i swoje dylematy tematem
głównym swoich utworów. Z naszej, dzisiejszej perspektywy widać doskonale, że Gombrowicz
niczym ‘trendsetter” przedstawia w swoich utworach zjawiska, które już niedługo
zdominują i świat i literaturę. A są to: niedojrzałość, egocentryzm, lęki egzystencjalne,
poczucie bezsensu oraz obawa przed zaangażowaniem i odpowiedzialnością.
Gombrowicz jest prekursorem odkrycia, że człowiek współczesny pozostaje
egoistycznym dzieckiem w świecie, świecie którego nie aprobuje, który wyśmiewa,
ale od którego żąda ciągłego zainteresowania, a nawet uznania.
Na koniec słowo o Klubie Ferdydurkistek. Dowiedziałam się o
jego istnieniu, czytając o Iwaszkiewiczu w „Pra.” Ludwiki Włodek. Córki
Iwaszkiewicza jako nastolatki dały się uwieść Gombrowiczowi (sam Iwaszkiewicz
też był jego admiratorem). Wymyśliły tajny Klub Ferdydurkistek z tajnym
językiem. Opierał się on na ulubionej przez pana G. grze słów, chytrze wykorzystującej
mechanizm ironii, a więc mówienia jednego, żeby przemycić coś wręcz
przeciwnego. Kiedy chciały spotkać się w nocy dworze za domem, mówiły: „Omińmy się w domu w ciągu dnia.” „ Nie mów o
niczym ojcu” to rzecz jasna „Powiedz
wszystko matce”.
Ot, taka zmyłka, żeby wreszcie było ciekawie. I żeby wszystko
było odrobinę mniej banalne.
___________________
Z literą w tle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.