czwartek, 7 marca 2013

...Inkwizycja hiszpańska w wydaniu pop



Arturo Perez-Reverte W cieniu inkwizycji 
(oryg. Limpieza de sangre)
tłum. Filip Łobodziński

Trochę się namęczyłam z tą powieścią przygodową… Brzmi to jak oksymoron – męczący odpoczynek J Brnęłam przez tę historyjkę, jakbym przedzierała się w śniegu po pas szczególnie przez pierwszą część. Nudne to jest dla mnie niestety.…

Wzięłam się za Perez-Reverte, bo chciałam przeczytać coś w ramach rozrywki i do tego na literę P. Poza tym jest to jedna z książek o Inkwizycji czekająca już od dawna na mojej półce. Tytuł oryginalny brzmi Czystość krwi. Co za zbieg okoliczności… Tuż po lekturze doskonałej książki o Losach żydowskich żołnierzy Hitlera, która dotyczy bardzo zbliżonego zagadnienia, a mianowicie planowych i zinstytucjonalizowanych prześladowań wobec Żydów i ich potomków w czasie II wojny światowej, trafiła w moje ręce powieść przygodowa osadzona ok. 1620 r., ale na ten sam temat…

Chwalebna to intencja, że autor podjął próbę zbeletryzowania tego motywu, stanowiącego plamę na honorze Hiszpanii wieków XV-XVIII. Narratorem opowieści jest wspominający dawne czasy Bask Inigo - wychowanek kapitana Diego Alatriste – dawniej żołnierza, obecnie zawodowego zabijaki. W czasie, kiedy toczy się akcja Inigo ma zaledwie 13 lat. W wyniku pewnej intrygi skierowanej przeciwko Alatriste jego podopieczny Inigo trafia wprost z bójki ulicznej do kazamatów Świętego Oficjum. Oskarżony o tzw. judaizowanie i spiskowanie przeciwko chrześcijańskiemu królestwu Hiszpanii ma spłonąć na stosie. Ale od czego jest heros, główna postać serii dzieł Pereza-Reverte -  małomówny kapitan Alatriste! Jego spryt i determinacja zaprowadzą go do właściwych ludzi na szczytach władzy. Tam okaże się, że główny oskarżyciel w procesie sam ma przodków Żydów, i że da się go zaszantażować i małego uwolnić.

Tę historyjkę autor rozpisuje na 250 stronach, pełnych: siedzenia w tawernach, chwytania za rapier albo lewak (krótką broń leworęczną) z byle powodu, spotkań z dawnymi towarzyszami broni, wizyt na korridzie i spacerowania po ulicach Madrytu.

Gdzie tu szybkie tempo akcji, skomplikowana intryga, próby charakteru, dowcipne skontrastowane postaci? W wydaniu Perez-Reverte już samo chodzenie po ulicach Madrytu ma świadczyć o bohaterstwie kapitana Alatriste, bo oznacza ryzykowanie życia w każdym zaułku, a to z powodu grasujących rzezimieszków (czmychających jednakowoż po  kichnięciu Alatriste), a to lejących się z okien na ulicę nieczystości...

Niestety taka objętość dzieła Pereza-Reverte nie daje się też wytłumaczyć ani malowniczością opisu miast hiszpańskich (jak można nie zająknąć się nawet słowem o tym, jak wygląda Toledo?), ani charakterystycznym klimatem i rodzajowością Madrytu i okolic (gdyby nie napomknięta korrida, równie dobrze historia mogłaby się toczyć w Paryżu), ani nawet wyjątkowością czasów pod panowaniem Filipa IV  (choć komplikacje po połączeniu z koroną portugalską i walka o zjednoczenie wciąż odrębnych krain wchodzących w skład Królestwa Hiszpanii pod koroną Habsburgów zostają wspomniane). Jednak wszystkiemu brak kolorytu Hiszpanii, jej zapachów, smaków i kolorów. Na domiar złego ilustracje do polskiego wydania zostały wystylizowane na obrazki z życia muszkieterów francuskich, a bohater wygląda jak Cyrano de Bergerac…

Teraz słowo o bohaterach. I tu muszę wspomnieć, że jednym z bohaterów powieści obok kapitana i jego giermka, jest sam Francisco de Quevedo, autor m.in. powieści łotrzykowskiej Żywot młodzika niepoczciwego (La Vida del Buscón llamado Don Pablos, 1626).
Wspaniały to wzór! Niestety absolutnie niedościgły dla autora W cieniu inkwizycji. Mam Żywot na półce, więc nie omieszkałam zerknąć i sobie przypomnieć. Szczególnie postać małomównego kapitana Alatriste wydaje się po tej konfrontacji drewniana jak kłoda. Opisuje go zbyt wiele przymiotników, a zbyt mało działań, które uzasadniałyby jego legendę jako zbira z zasadami.

Trudno mi także wybaczyć autorowi wybranie na ofiarę Inkwizycji 13-letniego dziecka. Oceniam to na pójście na łatwiznę. Bardzo to wzruszające, ale nieprawdziwe, podobnie jak zgarnięcie Inigo nocą z ulicy (niemal jakby zrobiło to Gestapo…). W rzeczywistości wśród ofiar Inkwizycji zdecydowanie dominowały kobiety, a aresztowanie niemal zawsze było efektem sąsiedzkiego donosu lub zeznania wydobytego dzięki torturom.

[Bo to jest właśnie cała tajemnica antyżydowskiego (ale nie tylko) działania Świętego Oficjum na Płw. Iberyjskim (i jednocześnie podobieństwo z działaniami instytucji nazistowskich)! 
Była to zorganizowana akcja przeciwko mniejszościowej grupie społecznej, przeciwko ludziom, którzy odróżniali się wyraźnie od pozostałych królewskich poddanych (religią i obyczajowością). To zapewniało skuteczność akcji - bardzo ułatwiało ich wyłapywanie. Celem było wskazanie tej grupy jako wspólnego wroga, jednoczącego (także tożsamościowo) pozostałych. Chodziło więc o pewnego rodzaju zastępcze skanalizowanie energii społecznej, poprzez danie zajęcia najgorszym instynktom ludzkim. Nie bez znaczenia były także przyczyny ekonomiczne, w tym przypadku początkowo chodziło  o przejęcie majątków po rodach żydowskich wygnanych z Portugalii i Kastylii, Aragonu i Katalonii oraz nasilającą się walkę konkurencyjną na europejskim rynku finansowym pomiędzy bankierami z półwyspu, a bankierami weneckimi. Perez- Reverte  trochę o tej grze wpływów w zachodniej Europie XVII wieku wspomina, co zaliczam na plus tej opowiastki.
Do tego Inkwizycja dawała możnym tamtego świata możliwość usuwania wrogów politycznych na życzenie - wystarczyło rzucić oskarżenie o 'nieczystą krew'. Było to więc wygodne narzędzie eliminowania przeciwników.]

Perez-Reverte odnosi się też do uprzedzeń religijnych, które zawsze są zaledwie pretekstem do wywołania wojny czy konfliktu i zawsze gwarantują 100% skuteczność. Dlatego są często wykorzystywane w cynicznej grze o władzę. Zawsze się sięga po szarganie świętości, kiedy trzeba odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów społecznych. Czy nie tak jest  najłatwiej manipulować całymi społeczeństwami – właśnie powołując się na względy religijne, bardzo ważne z punktu widzenia jednostek?

Pamiętajmy, że ok. 1620-30 r. Hiszpania panowała nad wielką częśćią znanego świata (całą Ameryką Południową), król wraz niewielką grupką możnowładzców - arystokracji i dostojników kościelnych dysponowali władzą absolutną, a kiesa królewska była pełna dzięki wpływom z kolonii własnych i portugalskich. 
Do pełni szczęścia pozostawało jeszcze zapewnić zajęcie pospólstwu. 

Dlatego ówcześni Hiszpanie nie ustają w podglądaniu swoich sąsiadów. Czy aby nie unikają oni wieprzowiny? Czy aby nie zmieniają koszuli w sobotę, a nie  niedzielę? To wystarcza, żeby napisać donos (stając się bezpiecznym ‘krewniakiem’ inkwizycji), który doprowadzi do uwięzienia delikwenta. Potem już idzie gładko… Inkwizytorzy ‘wypełniają swoją powinność’, aplikują tortury wg zaleceń podręcznika dla inkwizytorów, spisują i archiwizują każde słowo, w końcu w trakcie auto da fe (wyznania wiary) w najlepszym przypadku upokarzają publicznie, w najgorszym palą żywcem na stosie.

Taką też historię chciał nakreślić Arturo Perez-Reverte, tylko ciurka ta historia ‘jak krew z nosa’. 
Przede mną jeszcze Szachownica flamandzka Pereza-Reverte… Oby była to żwawsza lektura.
___________________
Przeczytane w ramach wyzwań:  Z literą w tle i Z półki

6 komentarzy:

  1. Po cyklu o kapitanie Alatriste obiecywałem sobie czegoś na kształt "Muszkieterów" Dumas ale gdzie Rzym, gdzie Krym ... Czytałem, z uporem godnym lepszej sprawy, większość wydanych u nas książek AP-R, owszem mają w sobie "coś" ale nie jest to porywająca literatura - chyba "Klub Dumas" jest najciekawszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście wygląda na to, że nie ma facet tego nerwu przygodowego...

      Usuń
  2. http://www.narzedziatortur.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, plakat zapraszający, żeby wstąpić, jak byłam w niedzielę w Trafficu.
      Ale nie wstąpiłam.

      Jedno, że znam te narzędzi z rycin na tyle, na ile mi potrzeba, mam sporo literatury na ten temat, także Młot na czarownice, na podstawie którego zapewne konstruowano te imitacje.
      Po drugie, no... nie mogę. To jest jakaś perwersja...

      Narzędzia inkwizytorskich tortur w Trafficu, niedaleko rekonstrukcja rzezi na Wołyniu. Toż to jakaś pornografia śmierci.
      Centrum miasta to nie miejsce i czas na takie rzeczy. Żeby wpaść i pooglądać...
      Moim zdaniem.

      Usuń
  3. Anonimowy20:58

    U mnie ta książka leży od kilku lat na półce i też nie mogę jej dokończyć. Ale mimo to Perez-Reverte jest jednym z moich ulubionych autorów. "Szachownica flamandzka" jest niezła. Sam pomysł na fabułę bardzo dobry, ale naprawdę polecam "Królową Południa" i "Klub Dumas". Miodzio. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba naprawdę trafiłam na jego słabszą rzecz. Mój mąż też czytał z satysfakcją Klub Dumas...

      Usuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.