wtorek, 10 lutego 2015

"Saladyn i krucjaty"

Pewnie nie ja jedna uległam fascynacji Saladynem i Balianem z Ibelinu w interpretacji Ridleya Scotta z Królestwa Niebieskiego (a w tych rolach odpowiednio: doskonały syryjski aktor i profesor tamtejszej szkoły aktorskiej Ghassan Massoud oraz piękny bez wątpienia Orlando Bloom). To w wersji dla pań. W wersji dla panów fascynacja zapewne dotyczyć będzie Scottowskiego wyobrażenia Sybilli Jerozolimskiej (piękna i fascynująca bez dwóch zdań Eva Green).

Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, wypadałoby coś wiedzieć o historii i tradycji dżihadu. No i wydano u nas wreszcie "biografię" Jerozolimy Simona Sebag Montefiore. Jerozolima - miasto, które nikogo nie pozostawia obojętnym...
Poza tym Ryszard Lwie Serce, Król Trędowaty... Ach ten wieczny romantyzm i pragnienie, żeby bohaterowie bez skazy naprawdę istnieli...


I jak tu nie kupić biografii Saladyna po polsku? Z takim pomnikiem na okładce?

Czyli widać już, że zakup był nieco impulsywny. Teraz już wiem, że być może lepszym wyborem  byłyby pozostałe dwie książki o Saladynie wydane po polsku - Lyonsa i Jacksona z 2006, z której obficie czerpie Piotr Solecki, albo nawet (o zgrozo!) XIX wiecznej praca Lane-Poole'a, wydanej po polsku także w 2006 roku (sic!).

Saladyn w filmie Ridleya Scotta

Nie ma jednak tego złego... Przeczytałam książkę P. Soleckiego i już coś więcej wiem o Saladynie. Najwięcej i bardzo dokładnie o jego wojennych działaniach, bitwie pod Hittin, w której wojska krzyżowców wzięto na "suchy pysk" i udar słoneczny oraz o zakulisowej walce o władzę pomiędzy dwoma islamskimi kalifatami tamtych czasów.

Jednak lektura nie sprawiła mi przyjemności. Autor ma niewątpliwie zapał popularyzatorski (jest zresztą nauczycielem historii) i przestudiował imponującą ilość literatury przedmiotu. Książka jest podzielona bardzo korzystnie i klarownie na części w układzie chronologicznym. Korpus główny dotyczący wewnętrznej walki Saladyna o władzę i potem z państwami krzyżowymi jest też najlepiej napisany.

Piotr Solecki
Niestety części początkowe i końcówka naznaczone są dużą niezdarnością. Są próbą, bardzo usilną próbą autora, żeby nadać prostemu relacjonowanu faktów wyczytanych u innych autorów (arabskich, brytyjskich i sporadycznie polskich) posmaku kontrowersji. W tych fragmentach, gdzie autor sili się na własną interpretację postaci Saladyna widać przede wszystkim brak redaktorskiej ręki. Wielokrotnie napotykałam więc zdania zawierające wewnętrzną sprzeczność. Autor nijak nie może się zdecydować, czy Jusuf ibn Ajjuba, zwany Salah ad-Din (Dobro Wiary) to wielki szlachetny wódz i strateg, czy może kurdyjski uzurpator, który miał wyjątkowo dużo szczęścia.

No, bo też w takiej popularnej pracy, w której zaledwie relacjonuje się ustalenia naukowców, nikt nie oczekuje takich decyzji od autora. To jest sprawa naukowców, a nie popularyzatorów. Po co więc takie zadęcie? Po co te przypisy w stylu niemieckim, na każdej stronie, po każdym zdaniu konstatującym kolejny fakt czy inną przepisaną z książki (lub internetu) lub zasłyszaną przez telefon (naprawdę!) opinię. W tego typu pracy wystarczy lista bibliograficzna na końcu i ewentualnie przypisy amerykańskie tylko przy cytatach (autor, data dzieła, strona). Bo niestety u P. Soleckiego część op. cit. się nie zgadza. Jakoś niektóre opusy nie były wcześniej cytowane, przynajmniej w tej wersji książki, którą ostatecznie wydano ...

Redaktorka powinna też usunąć niespójności logiczne. Np. w jednym akapicie autor ulega fascynacji Saladynem jako dziecko, obejrzawszy film z Rexem Harrisonem, żeby po chwili ulec tejże w chwili targowania się o jakiś towar na ulicy w Betlejem. Drobna sprawa, ale trochę rzutuje na wiarygodność autora. W książce historycznej, z dużym wysiłkiem próbującej walczyć o zachowanie obiektywizmu, lepiej też nie używać takich sformułowań jak "niewierni" - bo o kimż to mowa? Tacy byli wzajemnie dla siebie i krzyżowcy, i muzułmanie. Zabrakło też redaktorki, gdy Jerozolima "niestety" upadała. I kiedy Saladyn podawał królowi Gwidonowi "drinka" po pokonaniu go pod Hittin (Hattin).


Słabo też wygląda w tej pracy kontekst dotyczący przeciwników Saladyna, władców chrześcijańskich. Gdyby nie Wikipedia pozostałby dla mnie nieczytelny. Także z powodu braku zaufania do precyzji autora dotyczących postaci historycznych. Dziwne jest uparte pisanie Lusignon zamiast Lusignan, no i te młodsze siostry (przyrodnie, jak się okazuje) wyskakujące jak z rękawa, itd.

Do książki Soleckiego, wyrażnie zafascynowanego popkulturową sławą Saladyna, świetnie by za to pasowałoby wyjaśnienie skrótów scenariuszowych u Ridleya Scotta, wymieszanych postaci i zbitek fabularnych. Ale wtedy trzeba by troszkę spuścić z tonu w recenzji, i nie pisać, jakoby autor korzystał ze źródeł arabskich (co prawda w tłumaczeniu na angielski, czyli nie bezpośrednio, tylko w sposób zapośredniczony, i już przez kogoś opracowany i zinterpretowany, ale oj tam, oj tam.)

No, to czytamy dalej.

Piotr Solecki Saladyn i krucjaty, Replika, Zakrzewo 2011
_________________________________
 Z półki

6 komentarzy:

  1. Nie byłabyś za to zawiedziona "Wyprawami krzyżowymi w oczach Arabów" Maaloufa z serii "Pejzaże kultury".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest myśl. Poza tym mam teraz w planach 'Baldwina IV' B. Hamiltona. No i 'Jerozolimę. Biografię.'

      Usuń
  2. wygrałam ją w konkursie jakiś czas temu, ale wstyd przyznać ciągle nie przeczytałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytać można, lecz trzeba niekoniecznie - Yoda rzekł.

      Usuń
  3. Dogłębna analiza ... i po takiej opinii można podjąć decycję: czytać czy też nie, bo szkoda czasu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Natanno za Twoje miłe słowa. Dodam, że jest to także głos osoby tęskniącej za redaktorami z prawdziwego zdarzenia. Razem zez złą kondycją finansową wydawnictw są zwalniani. I potem nawet tak drobiazgowa praca jak ta traci na wartości. A ma potencjał.

      Usuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.