sobota, 10 stycznia 2015

Jaume Cabre "Wyznaję" - czas zdjąć z mojej półki

Jaume Cabre Wyznaję
przeł. z katalońskiego Anna Sawicka
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2013
wyd. oryg. 2011

Całkiem dobra powieść obyczajowa, w swym charakterze bardzo mieszczańska, tradycyjna – żaden przełom.

Powieść bardzo iberyjska, bardzo osadzona w hierarchicznej, patriarchalnej kulturze Półwyspu. Jakbym znów widziała te wyglancowane przez służące podłogi, meble, wypolerowane srebra i siedzących sztywno: pana domu w jednym pokoju, panią domu w drugim, a dzieci w bawialnym. W XX wieku. Miałam okazję to poobserwować, kiedy pracowałam na studiach jako opiekunka do dzieci u radcy ambasady hiszpańskiej. W domu nigdy nie było nic do jedzenia, bo rodzice mieli niemal codziennie jakiś raut lub przyjęcie, a dzieci, no cóż, jadły w szkole (amerykańskiej)... Dzieci w ogóle nie rozmawiały z ojcem, nie ośmieliłyby się mu przeszkadzać. Na wakacjach u babci w Alicante musiałam organizować dzieciom cały dzień (na szczęście na prywatnej plaży :), bo rodzice nie spędzali z nimi nawet 5 minut dziennie. Posiłki jedliśmy w jadalni dla dzieci. Dorośli, stara mieszczańska, liczna rodzina, jadali w ciemnej jadalni pełnej bibelotów obsługiwani przez dwie służące. Pani domu siwowłosa sucha staruszka oraz jej siostry - wszystkie właśnie wróciły od fryzjera… I to głębokie przekonanie, że dzieci i ryby głosu nie mają. Historię o potopie i Noem dzieci usłyszały ode mnie. Nikt im nigdy niczego nie opowiadał. Zawsze przeszkadzały dorosłym i wiedziały o tym. Wyznaję opowiada właśnie o takiej typowej rodzinie hiszpańskiej, tu w wydaniu katalońskim. Są też – liczne i obszerne - wątki poboczne, jak np. tragedia ofiar Auschwitz, tragedia ofiar Inkwizycji na przełomie XIV i XV w., wątek skrzypiec – zresztą bardzo ciekawe i chyba dlatego dołączone przez autora. Przez cały czas miałam wrażenie, że są jednak zbędne, bo cała problematyka utworu kryje się w historii rodziny Ardèvol. Nie, nie zbędne - osobne - zasługujące na osobne opowieści. Jednak autor oświęcił dużo wysiłku, żeby wszystkie wątki połączyć w kunsztowną całość, nawet kosztem poczucia sensu, jak choćby w przypadku klonu, z którego za kilkaset lat powstaną skrzypce Adriana, wyrastającego ze zwłok mnicha zabitego na rozkaz Wielkiego Inkwizytora... Trochę to zalatuje Danem Brownem czy innym Reverte, czy Zafonem, u którego też wszystko się ze wszystkim łączy, a we wszystkim tkwi kolejna tajemnica, symbol i znak....


Temat główny to moim zdaniem władza, kontrola człowieka nad człowiekiem, czasami zinstytucjonalizowana i zabójcza, zawsze uszkadzająca.  Oraz drugi temat: poczucie winy i wstydu. Na okładce piszą, że powieść dotyczy istoty zła. No nie. Być może autor by sobie tego życzył, bo to bardzo nobilitująca tematyka, jakże filozoficzna… Dlatego zapewne bohater Cabrego marzy o napisaniu Historii zła, w ogóle dużo się o tym dyskutuje na kartach powieści. Powieść w żadnym razie nie dociera jednak do sedna tej idei. W ogóle te  wymuszone intelektualne wtręty psują realistyczny charakter zwyczajnej powieści obyczajowej, jaką jest Wyznaję.

Pragnienie władzy rzecz jasna rodzi zło. To prawda i to od początku świata. Jednak nie można powiedzieć, że u Cabrego mowa jest o przyczynach zła. Raczej o jego konsekwencjach. Za to dogłębnie zanalizowany jest problem władzy. Co prawda w dość lokalnym wymiarze, ale jednak. Władzy usankcjonowanej konwenansami społecznymi (mąż, żona, nauczyciel, dziecko), zależnościami ekonomicznymi (szef, podwładny, ach ta podwładna-kochanka), władzą religijną (Inkwizycja), władzą polityczną (junta frankistowska), itd.

Przy tym wszystkim powieść jest przyjemna w czytaniu. Szczególnie dla bibliofilów, a jeszcze bardziej dla filologów. Co za ulga mieć przed sobą wtręty, cytaty w różnych językach z zachowaniem języka oryginału. Robić przeskoki z języka do języka, z kultury do kultury, z epoki do epoki. Jedynym mankamentem tłumaczenia jest spolszczenie imion bohaterów głównych. Na tym czystym filologicznie tle imię Feliks, zamiast Fèlix czy Adrian zamiast Adrià  tuż obok charakterystycznego katalońskiego, dwuczłonowego nazwiska połączonego spójnikiem "i"... Nie podoba mi się, jakoś mnie razi.

Konstrukcja powieści wyciska co się da z wzorca introdukowanego w latach 70. przez Italo Calvino w Jeśli zimową nocą podróżny.  Czyli wiele powieści gatunkowych  w jednym tomie. Jedna przechodząca niepostrzeżenie w drugą. Nawiązanie do konceptu palimpsestu, dość udane (o wiele bardziej sensowne niż np. u Salmana Rushdiego w Ostatnim westchniemu Maura) . Od czasu do czasu komentarz narratora nawiązujący do treści lub formy utworu, czyli takie mrugnięcie okiem do co bardziej oczytanego czytelnika. Powieść ma podobno przypominać symfonię, ale mnie przypomina patchwork lub dywan z gałganków z nierówno rozłożonymi plamami barw. Główna osnowa, wiele wątków, niektóre się kumulują niespodziewanie w większe supły, czasami zapętlają lub mamy odwrócenie sytuacji – jeśli poprzednio Bernat upominał Adriana, teraz Adrian będzie upominał Bernata. Takie techniczne rozwiązania dają zmianę tempa i zwiększają dynamikę tekstu, umożliwiając przeczytanie takiej kolubryny jaką jest Wyznaję.  
Niewątpliwie w kwestiach literacko-technicznych autor doszedł do dużej biegłości. Ma też dużą swobodę pisania. Mam jednak poczucie, że tekst powinien być dużo krótszy, a jego intencje mniej nadęte. 


Ciekawie zarysowani bohaterowie, szczególnie mężczyźni. Wnikliwie opisano, jak ich ukształtowało dzieciństwo i wiek nastoletni.

Słabością powieści jest według mnie niezrozumiałe, nieuzasadnione psychologicznie przemiany miłych dzieciaków we wrednych dorosłych. Jak taki sympatyczny chłopak jak Feliks Arvedol, bibliofil, uroczy, zakochany młodzieniec mógłby porzucić bez słowa dziewczynę, która zaszła z nim w ciążę? Sorry, ale w jego wcześniejszym zachowaniu brak choćby śladu uzasadnienia dla takiego postępku. Zwrot akcji zbyt niespodziewany, w rezultacie mam poczucie kontaktu z  kłamstwem literackim.

Kolejny minus to postaci kobiet. Rozpięte pomiędzy wizją nieskalanej dziewicy a nieznośnie ograniczoną służącą. W rezultacie świat kobiet u Cabre zawiera za dużo – jak na moją wytrzymałość -  postaci kobiet, matek, córek, kochanek i służących naiwnych, o wąskich horyzontach i skoncentrowanych na świecie materialnym. Myślę, że Cabre chciał dobrze. Mając tak ogromne ambicje, jakie miał w stosunku do swojego opus magnum, zachowuje polityczną poprawność. Chciał, aby świat kobiet był równie reprezentatywny i bogaty jak świat mężczyzn. Poświęcił na uzupełnianie planów powieściowych (czytaj: pisanie powieści) 8 lat! Czuję, że chciałby oddać kobietom sprawiedliwość. Jednak jego ambiwalentne uczucia w stosunku do kobiet nie dają się ukryć. Postrzegam go jako mistrza opisywania,  ile to mężczyźni zawdzięczają służącym, nianiom, a potem kochankom, które jednakowoż po prostu istnieją po to, aby im służyć i się nimi opiekować. Dawać im to, czego chcą, kiedy tylko chcą. Naturą kobiet jest smarowanie chleba kremem czekoladowym i wciskanie do ręki chłopca. Hm, jakże się z tym utożsamiam… Żeby oddać sprawiedliwość swoim kobiecym bohaterkom, poddaje je próbom i pozwala im całkiem dobrze sobie radzić - „prawie jak mężczyźni” . Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Cabre nie zdołał pokonać ograniczeń kultury zamożnego mieszczaństwa iberyjskiego i wbrew swej świadomej woli popada w protekcjonalny ton.




Krótko mówiąc, Wyznaję to w moim odbiorze skomplikowana, ale tylko w planie fabularnym, nie intelektualnym czy moralnym, historia o chłopcach i mężczyznach, którzy walczą o władzę, kontrolę, panowanie nad sobą i innymi. Wyrywają ją sobie na różne sposoby, demonstrują, rządzą otoczeniem. A wszystko to z kobietami w tle – bo bez nich jednak się nie da. Zresztą pominąć kobiety by się nie opłacało, bo to one głównie są czytelnikami takich książek jak Wyznaję :)

Klasę tej powieści obniża też fakt, że konsekwentne trzymanie się narracji pierwszoosobowej  bywa w razie potrzeby przerwane, żeby nagle oddać głos narratorowi wszechwiedzącemu, który nam wykłada intencje bohatera i pozwala nam, ni stąd ni zowąd czytać w myślach jego i innych. Odczuwam to jako obniżanie lotów, brak wiary w inteligencję czytelnika. Przez to nie czuję, żeby ta powieść stawiała mi jakieś wyzwanie, „poszerzała  pole walki”. Tak się robi w literaturze naznaczonej, zatrutej oglądaniem seriali telewizyjnych, czyli literaturze popularnej. Nawet jeśli dość ambitnej. Którą Wyznaję jest.
__________________
 Z półki



12 komentarzy:

  1. Bardzo mnie zaintrygowałaś, jesteś chyba pierwszą, która nie pieje bezkrytycznych peanów. Książka jest na półce i przyjdzie jej czas. Na pewno mimo wszystko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne. Jest to literatura dobra w czytaniu, konkretnie w momencie czytania. A potem, jakby pustka. Nic do zapamiętania.
      Zresztą sam Cabre jest z pewnością znawcą literatury i jezli nie jest kabotynem, to rozumie wymiar swojego pisania. Wiem, że o tym myślał pisząc "Wyznaję". Swojemu bohaterowi każe wymienić pisarzy, których warto naśladować. Na pewno Cabre nie należy do tej ligi. Mogę tak otwarcie napisać, skoro Cabre sam wielokrotnie odnosi się do definicji sztuki i artyzmu. Widać, że sam się nad tym zastanawia:
      "- Kiedy człowiek zakosztuje piękna artystycznego, jego życie się zmienia."
      Wypada się tylko z tym zgodzić. W moim życiu nic się niestety nie zmieniło po przeczytaniu Cabre.

      Usuń
  2. No wlasnie, te peany to piane byly w Polsce, haha. Zeby sie sprzedalo. W Hiszpanii ten pan jest kojarzony jako napuszony bufon, twardoglowy zwolennik niepodleglosci Katalonii, o czym ponoc perorowal podczas spotkania autorskiego podczas Conrad Festival. Powiesc te mi odradzano wielokrotnie jako nieudana próbe napisania czegos wiekopomnego i chyba sie na nia nie skusze. Mam za to ochote przeczytac jego poprzednia ksiazke, w Polsce wydana po "Wyznaje", "Glosy Panamo". Hiszpanie nareszcie odkryli na nowo Wojne Domowa i zaczeli o niej pisac pod koniec ubieglego wieku, czego przykladem sa wlasnie "Glosy Panamo". Az ciekawa jestem, jak mu to wyszlo.
    A tak w ogóle to moglabys niezly horror napisac o tej rodzinie radcy z ambasady...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, może nie horror, ale na pewno nie ckliwą komedię, oj nie. Po prostu zwykła hiszpańsko-portugalska rodzina :)

      Usuń
    2. A co do tego dziwnego zjawiska w Polsce, że zwyczajne powieści anonsuje się jako przełomowe... Myślę, że u nas jest jakieś psychologicznie istotne zapotrzebowanie na "wielką zagraniczną powieść". Inaczej by to nie przeszło. Mój mąż mówi, że lepiej by ludzie poczytali Myśliwskiego.
      Druga ciekawostka to to, że te szumne zapowiedzi dotyczą głownie powieści z kręgu iberyjskiego. Nie wiem, czy ktoś ostatnio tak zachwalał jakiegoś Anglosasa. No, może Catton. Ciekawe dlaczego tak ufamy w wielkość hiszpańskojęzycznych?

      Usuń
  3. U mnie "Wyznaję" dalej stoi na półce, ale podobały mi się "Głosy Pamano" - chyba tak naprawdę pierwsza powieść pisarza hiszpańskiego, która mi się podobała - jakoś też nie mam zaufania do tych peanów na ich cześć. Szanuję też krytyczne podejście do tej książki, bo te trudno znaleźć w internecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Zważywszy na rzadko poruszaną, a może raczej trudno u nas dostępną, tematykę faszyzmu hiszpańskiego oraz niewątpliwą biegłość techniczną autora, wcale nie jest wykluczone, że i ja sięgnę po Głosy Panamo. Dyktatura Franco i Salazara stanowią dla mnie wyzwanie. To jest trochę jak z Cascescu. Są równie absurdalne. Albo mi się tylko tak wydaje. Jak widać nie rozumiem, jak mogły tak długo trwać? Co do Salazara, to już trochę studiowalam tę kwestię. Mam nawet - w swoich archiwaliach, pewnie jako jedyna w Polsce - portugalską układankę z epoki: "Ubierz dziewczynkę w strój organizacji Mocidade, na zimę, wiosnę, lato i jesień" (to takie portugalskie Hitler Jugend). Kupiłam na targu staroci w Lizbonie :)

      Usuń
  4. Anonimowy14:44

    Muszę przyznać, że jeszcze nie czytałem żadnej książki tego autora. Literatura iberyjska jakoś mnie mało pociąga. Czytając Twoją recenzję, odnoszę wrażenie, że chyba za dużo nie straciłem, przynajmniej jeżeli chodzi powyższy tytuł. Co jest dość zabawnie, bo stoi on na mojej półce. ;b

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, co Ty. Czytaj albo rzuć! To znaczy czytaj, zawsze przecież możesz rzucić :) Tym bardziej, że już ją masz.

      Usuń
  5. Czytałam z rok temu i teraz musiałam spojrzeć, bo zapomniałam jakie były moje wrażenia (co już właściwie, świadczy ot tym, że nie mogło być rewelacyjnie, bo gdyby było, to bym przecież nie zapomniała). I rzeczywiście, okazało się, że książka jest nieco przereklamowana, nic nadzwyczajnego, ot przyzwoita powieść. Zgadzam się więc w stu procentach z tym co napisałaś, Nic dodać, nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo my chcemy więcej i to czegoś lepszego :)

      Usuń
  6. Czyta się Ciebie Agnieszko z ogromną przyjemnością i z dużym zainteresowaniem.
    To niesamowite co piszesz o swoich doświadczeniach ...życie dla dzieci w takich domach to koszmar.
    Sam Cabre raczej mnie nie pociąga a Twoja opinia mnie utwierdza w przekonaniu, że nic nie stracę jak nie przeczytam.....

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.