środa, 29 października 2014

"Pan od poezji. O Zbigniewie Herbercie"

Joanna Siedlecka Pan od poezji. O Zbigniewie Herbercie
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002


Z okazji 90. rocznicy urodzin poety postanowiłam w końcu przeczytać książkę z biblioteczki mojej kochanej teściowej Zofii. Siedlecką czytałam wcześniej (Czarnego ptasioraa, Jaśnie panicza, Wypominki). Pamiętałam, że była uczennicą Kapuścińskiego i jest bardzo dociekliwa. Jednocześnie chodziły mi po głowie kontrowersje, jakie wzbudziły jej dwie ostatnie książki Obława. Losy pisarzy represjonowanych (2005) i Kryptonim "Liryka". Bezpieka wobec literatów (2008). Kołatało mi się w pamięci, że ujawniła w nich niepotwierdzone oficjalnie informacje o współpracy agenturalnej, a to Odojewskiego, a to Roberta Stillera i wielu innych. Że nie miała aparatu krytycznego niezbędnego do pracy z archiwami SB. Że zawierzyła im bezkrytycznie i zraniła wielu ludzi.

Czytając więc o Herbercie, byłam ostrożniejsza niż zwykle i mniej ufna. Biografia autora Pana Cogito (1974) okazała się poparta bardzo dobrym (w większości) riserczem, ciekawa i dobrze czytająca się. Nie mogę jednak powiedzieć, że to dobra biografia. Zgodnie z intencją autorki miała być nakierowana na wczesne lata poety, żeby pokazać kształtowanie się postawy poetyckiej.

Joanna Siedlecka
Rzeczywiście rozdziały poświęcone dziecięcym i wczesno młodzieńczym czasom lwowskim są najlepsze. To po prostu kopalnia wiedzy na temat Polaków mieszkających przed wojną we Lwowie. Co prawda Herberta jest tam tyle, co kot na płakał. Po prostu Herbert był cichym, schowanym, niziutkim, chudziutkim chłopaczkiem, który niczym nie wyróżniał się, może poza tym, że uwielbiał się uczyć. Miał dominującego, surowego ojca, przy którym nauczył się nie wychylać. W wieku 16 lat 'Zbynio' miał wypadek na nartach, krótszą i uszkodzoną trwale prawą nogę. Utykał z tego powodu do końca życia. Gdy zmarł mu 12-letni brat, rodzina uciekła ze Lwowa, jeszcze przed nadejściem frontu. Przedtem jednak, za czasów okupanta rosyjskiego, przypadkiem trafił do gimnazjum (dotychczas) dziewczęcego. I odkrył swój łobuzerski wdzięk, który bardzo działał na dziewczyny. Odtąd, do 40. roku życia, choć kulejący i wyglądający niemal jak chłopiec 'Dziubdziuś' brylował wśród pań. Jego losy naznaczone były licznymi podbojami miłosnymi.


Zbiegniew Herbert w latach 50.

No właśnie. To o nich, o romansach, o kobietach, którym z chęcią dawał się utrzymywać, o pijackich wybrykach, o biedzie, o kolegach od winka, pogardzanych miejscach pracy i niezliczonych złośliwych dowcipach jest głównie ta książka. Autorka nieźle scharakteryzowała teatralny, głośny, ekstrawertyczny rodzaj temperamentu Herberta. Ale także jego drugą twarz. Piorunującą mieszankę, która go wyróżniała: jego zasadniczość (wzorowaną na ojcu) i jednocześnie nieodparty wdzięk (po matce), które sprawiały, że poznawał mnóstwo ludzi, pił z nimi lub dyskutował, a następnie odkrywał ich słabe strony i obrażał bez pardonu. Poeta miał wyjątkowo paskudny charakter. Od mężczyzn oczekiwał poklasku (nie znosił krytyki, obrażał się na całe życie), od kobiet zachwytów i opieki. Miał w sobie sporo małostkowości. Trochę fantazjował na temat swojej przynależności do AK i sprawności fizycznej. Jednocześnie potrafił godnie przejść przez stalinizm, także dlatego, że jego poetycka natura ujawniła się dość późno. Wcześniej dał się poznać jako erudyta, miłośnik kultury antycznej i filozofii. Udało mu się zacząć wyjeżdżać do Paryża, Włoch, potem także Grecji, Niemiec, w końcu USA. W sumie około 10 lat spędził poza Polską. Początkowo za granicą utrzymywali go dobrzy ludzie, potem żona, sprzątając. Do 1974 roku nie był znany. Zofię Hertz z Maison Lafitte znienawidził, kiedy nie chciała mu zapłacić za tekst dla Kultury. Kopnął ją wtedy w przypływie złości (sic!)…

Koniec końców, jak wiadomo, owocem tych wyjazdów oraz ukochanego przesiadywania w bibliotekach i robienia cały czas notatek stał się Barbarzyńca w ogrodzie i Martwa natura z wędzidłem. Ukochane lektury mojej młodości.



Z. Herbert w 1963 r.

Niestety Siedlecka praktycznie w ogóle nie poświęciła uwagi twórczości pisarza. To jest fatalne. Prawdopodobnie nie dogadała się z wdową po artyście, która nie chciała z nią rozmawiać. Dopiero na koniec książki, ni stąd ni zowąd Siedlecka przedrukowała kilka anonimowych wierszy z końca lat 90. XX wieku, przypisywanych wg miejskiej legendy Herbertowi i wydanych pod pseudonimem Mak w czasopiśmie prawicowym ‘Słowo’. Domniemane autorstwo Herberta potwierdzało kilka osób z redakcji, choć nie sama redaktor naczelna. Wiersze są bardzo słabe. Obecnie mówi się, że Siedlecka dała się ponieść fantazji. Coś w tym jest.

Jej książka odbieram jako książkę w wyrazie bardzo plotkarską. Ze szczególnym upodobaniem Siedlecka opisuje konflikty, w które wchodził poeta (m.in. z Miłoszem). Teraz już wiadomo, że Herbert przez lata chorował nie tylko na astmę, inne choroby metaboliczne, palił do śmierci (nawet z rurką tracheotomiczną w krtani!), ale także (tak jak jego matka) na chorobę dwubiegunową-afektywną. Stąd nadaktywność słowna, skakanie po dachach samochodów, nagle wielodniowe zniknięcia, okresowe szalone zakupy, całotygodniowe balangi na przemian z niewychodzeniem z pokoju. Prawicowi czytelnicy co prawda nie życzą sobie, żeby starczą radykalizację jego poglądów przypisywać „jakiejś chorobie psychicznej, bo on miał tylko depresję, a to przecież nie jest choroba psychiczna”, niemniej trzeba się pogodzić z wpływem tejże na jego gwałtowne zerwania kontaktów i skrzywdzenie wielu.



Podsumowując, książka tym ciekawsza im dawniejszych lat życia poety dotyczy. Pełna relacji znajomych i przyjaciół (lub uważających się za nich), relacji które niestety są jak z magla. A to w związku z pijackim trybem życia poety. Nie są one tak naprawdę ani ważne ani cenne dla jego czytelników.

PS. Joanna Siedlecka ma jednak moim zdaniem niesłychany talent do nadawania tytułów książkom.

______________________________
Z półki

4 komentarze:

  1. Jeśli chciałaś zniechęcić do lektury, to w moim przypadku Ci się udało, zresztą nie było to takie trudne bo po "Jaśnie paniczu" było już tylko gorzej. Mnie w pamięci utkwił jej "Czarny ptasior", którym byłem zdegustowany.
    PS.
    Odojewski chyba przyznał się do współpracy, jeśli mnie pamięć nie myli, tyle że wyglądała ona trochę inaczej niż przedstawiała to Siedlecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że ja chyba nie piszę ani żeby zachęcić, ani zniechęcić. Może czasami tylko życzyłabym innym takiej lektury jak mnie się przytrafiła. Zresztą co jednego zniechęca, innego zachęca. Np. na wieść o tym, że książka ma charakter plotkarski, Ty może machniesz ręką zdegustowany, a komuś innemu serce życiwj zabije... Poza tym, trzeba jasno powiedzieć, że nie czuję się w żadnym stopniu poszkodowana tą lekturą. Naprawdę to kopalnia wiedzy rodzajowej o czasach PRL.

      Usuń
  2. Owszem lubie poezje, ale Herberta jakos za specjalnie nie lubie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Herberta ani jego twórczości nie znam w ogóle, tylko z nazwiska i z tego co o nim słyszę od czasu do czasu więc z zainteresowaniem przeczytałam Twój post i chętnie bym książkę Siedleckiej, którą znam tylko z Wypominek , o nim przeczytała. Pokukam w bibliotece za Siedlecką.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.