(ros. Szum wremieni)
Byłem niespokojny i
nieswój. Udzielił mi się cały niepokój
stulecia. Dokoła przebiegały dziwne prądy: fascynowano się samobójstwem,
oczekiwano na koniec świata.
Sięgając znowu po powieść z serii Nike [Czytelnik], natrafiłam
(po opowieści o Budapeszcie lat 30. XX wieku Sandora Maraia) znowu
na okres międzywojnia, tym razem w Rosji. Tu bohaterem jest m.in. Sankt Petersburg. Opisane
z podobną jak u Maraia miłością i z podobną tęsknotą za minioną wielkością.
Poza tym tłumaczenie Zgiełku
czasu Mandelsztama na język polski ma ciekawą historię. Powieść ta, nowatorska
formalnie, napisana przez Mandelsztama w 1925 roku, została pieczołowicie
przygotowana do druku przez Ryszarda Przybylskiego w 1970 roku, a następnie wstrzymana
przez cenzurę na 24 lata. Uwięziona przez ćwierć wieku! Dlaczego?
Dzisiejszy czytelnik może nie dać rady tego pojąć... Wyjaśnienie, jakie zagrożenie dla systemu
socjalistycznego w Polsce mogła stanowić opowieść o dzieciństwie i wczesnej dorosłości
w przedrewolucyjnym Sankt Petersburgu i na wygnaniu na Krymie w portowym mieście Teodozja,
wydaje się zadaniem ponad siły. Tak jak zrozumienie, że na pierwszą zsyłkę
trafił za wiersz tak się zaczynający:
Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.
Przekład S. Barańczak
Co tak mogło zbulwersować w Zgiełku czasu cenzorów z ulicy Mysiej w Warszawie w 1970r.? Nieprzesłodzony, konkretny, wiarygodny, szczegółowy choć poetycki obraz mieszczańskiego,
wygodnego życia Rosjan sprzed rewolucji bolszewickiej? Możliwe. Poza tym
Mandelsztam był po prostu na czarnej liście, jako prywatny wróg Stalina, wróg ZSRR. Tylko wytrwałość jego żony
Nadieżdy sprawiła, że jego dzieło stało się w końcu znane światu.
Zgiełk czasu to cenny
to obraz pełen opisów miejsc, mieszkań, ludzi różnych warstw społecznych - arystokratów, kupców, nauczycieli, aktorów, praczek i zawodowych żołnierzy - szkół,
wykonywanych zawodów, rozrywek dzieci i dorosłych. Wszystko w wyjątkowym synestetycznym ujęciu. Z zachwytem oglądamy wraz z Mandelsztamem parady wojskowe i podziwiamy
„granitowy raj” czyli miasto nad Newą. Moskwy nie warto było wtedy nawet wspominać. Warszawa to
obmierzłe miejsce najgorszego zesłania - „zachodnie
rubieże imperium”. Sam Mandelsztam tu się właśnie urodził, a studiował we Francji, Niemczech i w Sankt Ptersburgu właśnie.
Najbardziej do mnie przemówił fakt, że narrator przytacza pełne
szczegółów obrazy i , jak mało kto, zapachy dzieciństwa. Dworzec, w którym
wisiał „szczególny zaduch: wilgotnawe powietrze
zapleśniałych parków, zapachy gnijących inspektów i cieplarnianych róż
spotykały się z ciężkimi wyziewami bufetu, z dymem ostrych cygar, a dworcowy
czad z kosmetykami parotysięcznego tłumu.”
Czy choćby spacer z francuską guwernantką, który zawiódł narrartora do ambasady
Włoch: Wiał stamtąd zapach żywicy, kadzidła
i czegoś słodkiego i przyjemnego.” Bo ówczesny świat – świat przedradziecki
– to był świat niemal paryskiego szyku. Z pewnością blisko mu było do berlińskich klimatów intelektualnych i
estetycznych. Niedługo to wszystko zginie pod nawałą zapachu niemytych ciał, walonek
i konserw i prochu.
Ów magiczny moment niechcianego przełomu świetnie oddaje sam
tytuł. Nie znam wielu lepszych tytułów niż Zgiełk
czasu… To jest naprawdę udana metafora. Dobrze ten moment końca świata odbija
się też w formie tej powieści składającej się z trzech niezależnych obrazów: Zgiełk czasu, Teodozja i Znaczek Egipski. Opowieść
rozwija się od linearnego po chaotyczny strumień skojarzeń.
Innym ważnym dla czytelnika motywem jest konflikt tożsamościowy
narratora (także autora), syna kupca żydowskiego pochodzenia, ale już niewierzącego, patrzącego
na świat swojej rodziny jak na świat obcy. Mandelsztam, żeby to ująć najkrócej
znowu sięga po metaforę zapachową:
Jak okruszyna piżma
wypełnia swą wonią cały dom, tak niezauważalny wpływ judaizmu kształtuje całe
życie. O, jakiż to silny zapach.
Przypomina mu to zapach gabinetu ojca: „przenikający wszystko zapach garbowanej skóry, dłoniastych skórek
giemzy porozrzucanej po podłodze i ruchliwych jak palce pędów pulchnego zamszu
- to zapach jarzma i pracy.”
Wspomina też zapach szafy z książkami z domu dzieciństwa.
Kiedy zaś pisze o szkole, dobrej konserwatywnej szkole z tradycjami, dostrzegamy,
że nie miał tam szans poczuć się swobodnie. Pewnie nigdy nie miał tej łatwości…
Wynotowałam sobie też jego zdanie o tym, jak pisać: Zniszczcie rękopisy, ale zachowajcie to, coście
– bezradni – nabazgrali na boku z nudów, jakby we śnie.
Jak wiemy, Osip Mandelsztam znany jest obecnie przede
wszystkim jako poeta, akmeista, autor manifestu tego nurtu poetyckiego z 1919
r. Popatrzmy jeszcze raz na jego zdjęcia - na ciężar
losu, który stał się jego udziałem.
1914 r.
1934 r.
1938 r.
____________________________
Czytamy serie wydawnicze... Nike [Czytelnik]
Och, mam nadzieję, że kiedyś na to trafię, bardzo bym chciała!
OdpowiedzUsuńTak zaprezentowałaś książkę i samego autora, że trudno przejść obojętnie.
OdpowiedzUsuńSam tytuł zachęca bardzo a co dopiero czasy, które Osip opisuje.