Zbigniew Lew-Starowicz Pan od seksu
Porucznik lekarz Starowicz w okresie opiniodawczym wykazał się ofiecerem zdyscyplinowanym, zrownoważonym, energicznym.[...] Posiada wysokie wyrobienie towarzyskie. [...] Poziom intelektualny wysoki. Moralnie prowadzi się bez zastrzeżeń. [...] Jest dbałym o wygląd zewnętrzny.
No po prostu nic dodać, nic ująć. Może w dziwne nieco słowa ujęta, ale jakże merytorycznie trafna, opinia z 1971 roku o profesorze Zbigniewie Lwie-Starowiczu, naczelnym seksuologu Rzeczpospolitej.
Autobiografia Starowicza ukazała się w 70-lecie jego urodzin. Wydaje mi się, że już sam fakt narodzin w 1943 roku, w środku zawieruchy wojennej, sprawia, że życiorys takiej osoby jest ciekawy. Przeżył bowiem Starowicz czasy stalinowskie, gomułkowskie, gierkowskie, transformację ustrojową i obecnie jest celebrytą telewizyjnym XXIwieku. A wszystko to będąc jednocześnie wybitnym psychoterapeutą-seksuologiem, niestrudzonym, naprawdę!, edukatorem. Ten człowiek napisał samodzielnie ponad 40 książek, jest wspólautorek kolejnych ponad 60. To razem 100 pozycji z jego nazwiskiem na stronie tytułowej. Ma na koncie książki popularno-naukowe, ale i encyklopedię, oczywiście erotyki :)
Książka napisana jest lekko, tak jak Starowicz żyje, jakby tańcząc salsę.
To porównanie przyszło mi do głowy, bo zobaczyłam go na zdjęciu z jakiegoś programu rozywkowego w TV. Był na scenie z girlsami z zespołu tanecznego Sabat. Poruszał się lekko i z gracją - jak urodzony tancerz, ktorym podobno jest. Tak też przebiega jego życie.
Ukochane trzecie dziecko starych rodziców - przedwojennych inteligentów, należących do elity Sieradza. Mały Zbyszek (brat dorosłych już Almy i Maura), nie mając jeszcze 6 lat zasiada w ławach szkolnych, bo się nudzi w przedszkolu. Od tej pory jest prymusem, czyta - jest molem ksiązkowym - pisze i pracuje bez ustanku.
Jednocześnie zgrabnie układa sobie życie. Wiedząc, że rodzice mu nie pomogą finansowo, obiera ścieżkę kariery wojskowego lekarza. Jako student słucha wykładów prof. Imielińskiego i wsiąka w seksuologię i psychiatrię. O tym, że jest to jego prawdziwa pasja życiowa świadczą kolejne życiowe wybory, kiedy to musiał czasami lawirować, żeby pozostać wiernym tej specjalizacji.
O tym, jak bardzo sympatyczny i lubiany jest to człowiek świadczy fakt, z jaką łatwością wybacza mu się wpadki (np. celebryckie głupoty), błędy (wiara w antykoncepcję kościelną i leczenie homoseksualistow prądem w czasach młodości). Widuję go czasami w KLIFIE, gdzie jada obiady, i widzę, że jest naprawdę eleganckim, żywotnym, zadowolonym z siebie człowiekiem. Miło jest z nim przebywać. To z kolei widać na twarzach osób mu towarzyszących:)
Jest doskonałym przykładem, że nad błędami swoimi i cudzymi warto zastanawiać się tylko o tyle, o ile pomoże to nam wszystkim LEPIEJ ŻYĆ. I ani minuty dłuźej. I nie potępiać. Szczególnie nie potępiać z łatwością.
Oczywiście znajdziemy w książce ciekawostki ze sfery seksu :) Ujęte tak, żeby nie można było nikogo rozpoznać. Ale znależć pocieszenie w tym, że w gruncie rzeczy większość problemów w tej sferze jest bardzo powtarzalna, typowa oraz daje się ją kurować. Choć Starowicz, nie chwaląc się, wskazuje, że miał w swojej praktyce lekarskiej - prowadzonej zresztą od 23 roku życia (!!!), kontakt ze wszytkimi ponaddwustoma podręcznikowymi dewiacjami seksulanymi.
Ale biografia ta ma też walor motywacyjny. Pokazuje, jak można sobie zgrabnie żyć, będąc pracowitym optymistą. Że naprawdę warto - tak jak Starowicz - podjąć decyzję, że płynie się z prądem rzeki życia, Przechodząc do porządku dziennego nad przeciwnościami losu, a skupiając się na dobrym wykonywaniu swojej roboty i czerpaniu przyjemności z życia.
Książkę też czyta się z prawdziwą przyjemnością. Wydało ją wydawnictwo Znak. Pewnie dlatego, że Starowicz pozycjonuje się mocno jako katolik, choć jak podkreśla, na pewno nie radykalny talib katolicki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.