Zdarzyło się, że ostatnio osiągnęłam w skali stresu SRRS Holmesa i Rahe'a chyba ze 300 punktów. W ciągu ostatnich 2 tygodni wszystko zmieniało się w moim życiu z taką szybkością i natężeniem, że określenie "jazda bez trzymanki" byłoby z pewnością zbyt mało wyrazistą metaforą, żeby to opisać...
W efekcie nie jestem w stanie czytać nic trudniejszego. Potrzebuję prostej struktury. Czegoś nieskomplikowanego. Sięgnęłam więc po Szweda Hakana Nessera, którego kiedyś kupiłam, a teraz naszykowałam sobie pod kątem wyzwania z z literą N.
Jego książki z komisarzem Barbarottim były co prawda dość słabe, ale może nowa seria...? Czemu by nie spróbować?
No, i nadało się jak znalazł. Jest to kryminał jak trzeba przewidywalny, bo eksploruje ulubione skandynawskie chwyty, ale jednocześnie dostarcza czegoś nowego: przyjemnie skonstruowanej postaci policjanta. Cóż ja zrobię, że po prostu lubię bystrych inspektorów? Glina z kryminału musi mieć w sobie coś pociągającego, żebym była stanie poświęcić mu uwagę. A policjantow idiotów to wystarczająco dobrze sportretowali Francuzi w filmie Taxi. Wydaje mi się, że tego nie da się przebić, a nawet nie trzeba tego robić :)
A co do tych stałych skandynawskich chwytów... Nieszczelna sieć została wydana po raz pierwszy w 1993 roku, a Mankell zaczął wydawać zaledwie dwa lata wcześniej. Czyli muszę pamiętać, że to, co odbieram jako oczywistość w 2013, było wtedy nowatorskie, a z pewnością nikt nie nazwałby tego "typowym dla skandynawskiego kryminału". Bądźmy sprawiedliwi.
Policjant. Mamy tu gościa o dużym doświadczeniu i szóstym zmyśle. Interesującego, jak na razie, wyłącznie jako specjalistę. Bez wyrazu jako mężczyznę. Jednak jestem przekonana, że postać ma potencjał i planuję przekonać się, jak rozwinie się pod piórem autora w kolejnych częściach cyklu. Miłe jest tez to, że akcja powieści odbywa się jeszce przed ekspansją telefonii komórkowej. To wielka ulga. Ludzie rozmawiają ze sobą jak ludzie. Całymi zdaniami. Często sensownymi, bo formułowanymi twarzą w twarz.
Mankamenetem jest zbyt duża przewidywalność fabuły. Także rażący błąd popełniony przez śledczych, zbyt łatwo dostrzegalny dla doświadczonego czytelnika kryminałów :) Niemal zabiło to we mnie chęć przeczytania książki do końca. I do tego niewiarygodna wręcz ilośc alkoholu wypijanego przez bohaterów powieści. Siedem butelek wina na raz? Nauczyciel? Filozofii? Ciekawe, ale już wiem, że jednak całkiem możliwe w tamtym rejonie świata... Podobnie jak możliwiość wyboru lektoratu suahili w gimnazjum...
Czasami, na szczęście rzadko - odpowiednio dla gatunku - zdarzało się autorowi wyjść poza konwencję. I tak na przykład przyjemnie było zobaczyć na piśmie taki tekst włożony w usta jednego ze współpracowników Van Veeterena (najbystrzejszego zresztą), Munstera:
Stopniowo ogarnęło go też to uczucie, które wcześniej albo później pojawiało się zawsze w czasie dochodzeń. (...) Chodziło o wyzwanie, które stanowiło sedno jego pracy. (...) Wszystko wskazuje na to, że będzie to cholernie trudny przypadek. Na jego rozwikłanie poświęcą tysiące godzin, a kiedy w końcu dojdą do celu, okaże się, że prawie wszystko, co w tej sprawie zrobili, było zupelnie niepotrzebne. Zorientują się, że gdyby zrobili w odpowiednim czasie to lub tamto, sprawę udałoby się rozwiązać w dwa dni zamiast w dwa miesiące.
Czyż nie jest to dobra metafora tego, co nam się przydarza w ogóle? Gdybyśmy niekiedy zrobli to czy tamto, w odpowiednim czasie?
__________________________
Z literą w tle (N)
Z półki
A jak niestety nie zrobimy to później poświęcimy czasu znacznie więcej.
OdpowiedzUsuńGrzech zaniechania we właściwym czasie po prostu się mści.