czwartek, 29 sierpnia 2013

Kurt Vonnegut „Kocia kołyska”

Kurt Vonnegut Kocia kołyska

<Dobra książka to po prostu uwspółcześniona wersja Biblii."> 

Powiedział to Vonnegut zapytany o receptę na dobrą powieść. A zanim to powiedział dobrze się zastanowił. Po czym zrealizował to, nawet kilka razy. I pomyśleć, że ja dopiero teraz, mając niemal 50 lat,  zaczęłam go czytać… Oj, bardziej niż zwykle żałuję czasu zmarnowanego na czytanie jakichś głupot.

Kocia kołyska - czy to nie dziwny tytuł? Dziwny, śmieszny i trochę straszny jednocześnie. Choć nazwa ta powinna budzić przyjemne skojarzenia, bo to po prostu znana wszystkim zabawa w przekładanie nitki zaczepionej o palce. Prosta, twórcza i niegroźna. Jednak u Vonneguta nabiera ona złowrogiego znaczenia. Symbolizuje wszystkie te kłamstwa, w które człowiek dobrowolnie chce wierzyć. Przecież te nitki to nie jest tak naprawdę kołyska… Nie ma tam żadnego kota…. My tylko tak się umawiamy. I o tym, na jakie straszne rzeczy umawiają się ludzie, jest cała ta historia.

Dobra to jest powieść, oj dobra, i mocna. A poznać to można m.in. po tym, że nie można jej streścić. To znaczy można próbować spisać po kolei wydarzenia (prawdopodobne, a po chwili zupełnie fantastyczne), opisując bohaterów (zwyczajnych, a po chwili kompletnie dziwnych), a nawet próbować ująć w jednym zdaniu, o czym to jest. No, oczywiście jest to o dobru i złu, o czymże by innym?

Tylko, że to jest jak lizanie loda przez szybę. Wartość tej groteski-thrillera-komedii i przypowieści antropologicznej  w jednym jest ukryta dokładnie tam, gdzie powinna być, czyli między słowami. W interakcji tych słów Vonneguta z mózgiem i wrażliwością czytelnika.

Zabawne, że kiedy zajrzałam do internetu, żeby sprawdzić datę pierwszego wydania Kołyski (1963), zobaczyłam, że uważa się ją za powieść science-fiction. Że co? Przecież ona jest mniej więcej tak bardzo sf jak baśń Andersena o Królowej Śniegu. Obie te dzieła mają nawet wspólny motyw: tajemniczego czegoś, co wywołuje zamarzanie ludzi... Podobnie sf jest też sama Biblia - kolejne dzieło, do ktorego Vonnegut chętnie się odwołuje...

Jak widać, Kocia kołyska to literatura, która przynosi wiele zaskoczeń i ma tyle interpretacji, ilu czytelników. To sprawia, że jednocześnie łatwo i trudno o niej pisać. Ja sama napisałam początkowo wielostronicowy elabotrat, tak się nakręciłam po jej przeczytaniu. To, co widzicie przed sobą, to zaledwie wyimek moich kłębiących się po Kołysce myśli :)

W zakładce Z półki 2013 napisałam  o Kociej kołysce w skrócie: 
Brawurowa powieść z 1963, która stała się manifestem pacyfistycznym pokolenia. Opowiada w tonie buffo o zagładzie ludzkości. Lód-9 sprawi pewnego dnia, że wszystko, co zawiera wodę, skamienieje.  Po drodze poznamy plejadę dziwacznych postaci, z młodym, nieudolnym, acz sympatycznym dziennikarzem na czele. Dziwne są to postaci, dziwne miejsca, dziwne sytuacje, nie na tyle jednak, żeby nie mogly się pojawić w naszym codziennym życiu tu i teraz... Będziemy z przerażeniem i jednocześnie śmiechem obserwować niespodziewany rozwój sytuacji biorący się z niefrasobliwości i braku moralności u naukowców, żądzy władzy polityków i nieludzkiej bezmyślności wojskowych, które my, szarzy zjadacze chleba chętnie bezrefleksyjnie aprobujemy, bo jesteśmy zbyt zaabsorbowani swoją głupotą. Książka, która nie pozwala zasnąć.

Reszta postu jest dla takich maniaków, jak ja :) Pozostałych proszę o nieczytanie.

Już Wam zdradziłam, że jednym z głównych wątków Kociej kołyski jest bomba atomowa i w ogóle zagłada ludzkości. Kto ponosi odpowiedzialność za broń masowego rażenia? Naukowcy? Politycy? Wojsko? Pasywni obywatele? Po co, tak naprawdę, człowiekowi broń zabijająca masowo? Co zdecyduje o jej powstaniu? O jej użyciu? Czy są to świadome decyzje? Może splot okoliczności, na którego początku jest zawsze ludzka głupota? Jak można coś takiego w ogóle zrobić i dlaczego tak łatwo?

Zrozumiałe, że pytania te były aktualne w latach powojennych, po Hiroszimie i Nagasaki. Ale, zgodnie z diagnozą Vonneguta o odwiecznej głupocie gatunku ludzkiego i niezdolności do uczenia się na swoich błędach, są aktualne także w 2013, kiedy ktoś w Syrii (czy kiedykolwiek dowiemy się kto?) morduje cywilów sarinem!

Czytam, to co napisałam i widzę, że można by sobie pomyśleć, że Kocia kołyska to jakiś filozoficzny traktat o potrzebie pokoju na świecie. Nic tego. Książka nie ma w sobie nic z powagi, której można by oczekiwać! Traktuje jednak o śmiertelnie ważnych kwestiach pomimo żartobliwego tonu i zupełnie fantastycznych, wręcz absurdalnych, pomysłów fabularnych.

Np. Co myśleli o swojej odpowiedzialności za bombę uczestnicy projektu Manhattan? Jak to pokazać krótko i dowcipnie?
Vonnegut robi to tak: Bohaterem opowieści czyni dziennikarza podążającego śladem jednego z twórców bomby atomowej. Ten dociera do jego dzieci. I oto czytamy wspomnienia syna tegoż naukowca, zresztą karła o talentach malarskich:

<Czy zna Pan na przykład anegdotę o pierwszej próbie z bombą w Alamogordo? Po wybuchu, kiedy stało się jasne, że Ameryka jest w stanie jedną bombą znieść z powierzchni ziemi całe miasto, jeden z uczonych zwrócił się do ojca ze słowami:
- Od dzisiaj nauka wie, co to grzech.
I wie Pan, co na to ojciec? Spytał: <<Co to jest grzech?>>

Takich akapitów o sile aforyzmu jest u Vonneguta mnóstwo. Jest genialny pod tym względem. To on jest autorem m.in. zdania, że <Gdyby Bóg żył w dzisiejszych czasach, to byłby ateistą.> Takich zdań, ktore zasiedlają pamięć czytelnika, napisał więcej :) Tak naprawdę to każdy króciutki rozdział Kociej kołyski wart byłby długiej i wnikliwej analizy. 

Muszę kończyć. Kocia kołyska jest dla mnie książką szalenie inspirującą i zmuszającą do myślenia, przede wszystkim o naturze ludzkiej. Dlaczego walczymy o władzę, toczymy wojny, zabijamy innych i siebie? W imię abstrakcyjnych idei, które są tak samo realne (lub tak samo umowne) jak tytułowa kocia kołyska. To straszna świadomość. Natura wyposażyła jednak człowieka w śmiech i ironię. One przynoszą ulgę. I to właśnie Vonnegut nam serwuje: straszną prawdę o nas samych skrywaną pod maską śmiechu.

PS. Sięgnęłam po Vonneguta dzięki cytatowi na blogu Zbyszekspira. Tamten tekst o pisaniu wydał mi się tak brawurowy i szczery, że nie mogłam o nim zapomnieć. Dzięki!
 ____________________________________________
Czytamy serie wydawnicze...
Z literą w tle [litera V]
Z półki

Książka pochodzi ze wspaniałej serii Kolekcja Gazety Wyborczej XX wiek. Prawdziwym wyzwaniem byłoby przeczytać wszytkie pozycje z tej serii. Sporo mi ich jeszcze zostało:

Imię róży (Eco Umberto) (tom: 1)
Lolita (Nabokov Vladimir (pseud. Sirin W.)) (tom: 2)
Na Zachodzie bez zmian (Remarque Erich Maria (właśc. Remark Erich Paul)) (tom: 3)
Mistrz i Małgorzata (Bułhakow Michaił (Bułhakow Michał)) (tom: 4)
Sztukmistrz z Lublina (Singer Isaac Bashevis) (tom: 5)
Blaszany bębenek (Grass Günter) (tom: 6)
Pożegnanie z Afryką (Blixen Karen (pseud. Dinesen Isak lub Andrézel Pierre)) (tom: 7)
Tortilla Flat (Steinbeck John) (tom: 8)
Dziesięciu Murzynków (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary)) (tom: 9)
Ja, Klaudiusz (Graves Robert) (tom: 10)
Działa Nawarony (MacLean Alistair (pseud. Stuart Ian)) (tom: 11)
W stronę Swanna (Proust Marcel) (tom: 12)
Śniadanie u Tiffany'ego (Capote Truman (właśc. Streckfus Persons Truman)) (tom: 13)
Kocia kołyska (Vonnegut Kurt (Vonnegut Kurt Jr)) (tom: 14)

Gra w klasy (Cortázar Julio) (tom: 15)
Zniewolony umysł (Miłosz Czesław) (tom: 16)
Dżuma (Camus Albert) (tom: 17)

Miasto i psy (Vargas Llosa Mario) (tom: 18)
Rok 1984 (Orwell George (właśc. Blair Eric Arthur)) (tom: 19)
Kroniki marsjańskie (Bradbury Ray (Bradbury Raymond Douglas)) (tom: 20)

Opowiadania (Iwaszkiewicz Jarosław) (tom: 21)
Absalomie, Absalomie... (Faulkner William) (tom: 22)
Proces (Kafka Franz) (tom: 23)
Sedno sprawy (Greene Graham) (tom: 24)
Cesarz (Kapuściński Ryszard) (tom: 25)

Obietnica poranka (Gary Romain (właśc. Kacew Roman, pseud. Ajar Émile)) (tom: 26)
Pociągi pod specjalnym nadzorem (Hrabal Bohumil) (tom: 27)
Postrzyżyny (Hrabal Bohumil) (tom: 27)
Oddział chorych na raka (Sołżenicyn Aleksander) (tom: 28)

4 komentarze:

  1. Mam to wydanie na półce, bardzo mi się podobała książka; miałam szczęście zacząć wcześniej niż w wieku 50 lat. ;-) Tę książkę często określić gatunkowo, bardzo często nazwa "s-f" jest wymieniana przy nazwisku autora i moim zdaniem nie całkowicie błędnie. Fantastyka to gatunek-rzeka bez konkretnej definicji. A czasem się zdarza, że fan s-f czyta Vonneguta i nagle przerzuca się na klasykę. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam pisarza z nazwiska i ostatnio tez się na niego natknęłam.
    Po tym co napisałaś czuje się zachęcona do lektury jego książek.
    Niesamowite ile jest dobrej literatury, z która warto byłoby się zapoznać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na szczęście kształtowałam się pod wpływem książek Vonneguta, przeczytałam za młodu chyba większość, a utknęłam na Trzęsieniu czasu. Mam kilka na półkach, pewnie niedługo zrobię powtórkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale wiedzieć, że ktoś taki jak Vonnegut jest. W jego przypadku naprawdę trudno określić gatunek literacki, ale myślę, że nie można nie rozpoznać w nim błysku geniuszu.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.