Mikołaj Grynberg Ocaleni z XX wieku
Autor jest z wykształcenia psychologiem, zajmuje się jednak
pisaniem i fotografią. Sam jest potomkiem żydowskiego chłopca, który wraz z
ojcem - przedwojennym lekarzem - uciekł
z warszawskiego getta, ukrywał się na Marymoncie, a potem w obawie przed niezdrowym
zainteresowaniem sąsiadów uciekł na piechotę aż do Izabelina pod Puszczą Kampinoską,
gdzie dotrwali, obaj na aryjskich papierach, do końca wojny.
A ja akurat mieszkam w tej okolicy…
Ocaleni z XX wieku
to 25 historii Żydów, 25 relacji spisanych jeden do jednego podczas pobytu
autora w Izraelu. Wszystkie są opatrzone pojedynczym, aktualnym czarno-białym zdjęciem
zrobionym Leicą.
Autentyczność rozmowy, wyraziste charaktery bohaterów relacji, różnorodność historii i artystyczne zdjęcie oddające charakter postaci wyróżniają tę pozycję pośród innych, których ukazuje się w Polsce i na
świecie na tyle dużo, że niektórzy mówią o przesycie, a np. Jacek Dehnel wskazuje
wręcz na pojawienie się kiczu w tych opowieściach. Rzeczywiście, relacje te są przecież ciągle o tym samym... Są w gruncie rzeczy zawsze wariantem tej samej opowieści – o niezasłużonej ofierze.
I zgoda, że ich multiplikacja niesie groźbę pojawienia się znużenia, a nawet poczucia
banalności opisywanych śmierci – ale, pamiętajmy, tylko w kategoriach formalnych!
Wydaje mi się, że przy tak trudnej tematyce opór pojawiający się nawet u najbardziej wrażliwego czytelnika, jest naturalny. Tak działa empatia. Tak działają neurony lustrzane. Przeżywamy cierpienie razem z opowiadającymi. To boli. To jest ponad ludzką wytrzymałość. Poza tym we mnie budzi się wstyd za szmalcowników, bo wiadomo, że to oni stanowili największe zagrożenie, gdy możliwości Niemców się kończyły… To oni mogli rozpoznać Żyda wtedy, gdy hitlerowcy już nie dawali rady rozpoznać niuansów np. w mowie. To nie hitlerowcy byli w stanie wypatrzeć, że ktoś kupuje więcej chleba niż dotąd, czy że nosi w wiadrze więcej wody do picia i mycia, niż kiedyś…
Wydaje mi się, że przy tak trudnej tematyce opór pojawiający się nawet u najbardziej wrażliwego czytelnika, jest naturalny. Tak działa empatia. Tak działają neurony lustrzane. Przeżywamy cierpienie razem z opowiadającymi. To boli. To jest ponad ludzką wytrzymałość. Poza tym we mnie budzi się wstyd za szmalcowników, bo wiadomo, że to oni stanowili największe zagrożenie, gdy możliwości Niemców się kończyły… To oni mogli rozpoznać Żyda wtedy, gdy hitlerowcy już nie dawali rady rozpoznać niuansów np. w mowie. To nie hitlerowcy byli w stanie wypatrzeć, że ktoś kupuje więcej chleba niż dotąd, czy że nosi w wiadrze więcej wody do picia i mycia, niż kiedyś…
Trzeba czytać te relacje, żeby oddać hołd ofiarom i nie
zamykać oczu na rzeczywistość, taką jaka była.
Relacje Grynberga wnoszą do gatunku koncentrację na osobie,
która opowiada, na tym, jaka jest współcześnie.
Język oddaje charaktery staruszków, niekiedy bardzo wyraziste. Wszyscy oni nie przypadkiem
przetrwali, ich energia życiowa budzi podziw. Większość nadal mówi świetnie po polsku – co więcej, niektórzy mówią wyrafinowanym polskim. Czyli wyraziste postaci, odlegle od
naszego wyobrażenia „ofiar”. Do tego autor pokazuje swoje spotkania z
ocalonymi z całą ich dramaturgią, z całym procesem psychologicznym, który
zachodzi pomiędzy młodym przybyszem z Polski, a uciekinierami z niej. Przez to
każda rozmowa jest inna i naświetla inny aspekt życia zarówno przedwojennego,
wojennego, jak i powojennego tych Polaków żydowskiego pochodzenia.
Niesamowite, że przeżyli tę gehennę i potrafią się śmiać. Mogę się tego od nich uczyć.
_____________________
Z półki i Z literą w tle
Każde wspomnienie, mimo że z pozoru dotyczy jakby tego samego wnosi coś nowego co pozwala zachować pamięć o tamtych czasach.)
OdpowiedzUsuńI znowu wspólna lektura... http://proczyliza.blogspot.com/2014/06/mikoaj-grynberg-ocaleni-z-xx-wieku.html
OdpowiedzUsuńI podoba mi się to :)
Usuń