niedziela, 7 kwietnia 2013

...szukam wyzwań intelektualnych 'Bóg urojony' Dawkinsa


Richard Dawkins Bóg urojony

Książka inspirująca, pobudzająca intelektualnie, wymagająca od czytelnika samookreślenia. Niepozostawiająca czytelnika obojętnym. Odważna rzecz, szanowana w świecie.

Trzeba od razu wyjaśnić, że pojęcie ‘Boga urojonego’ Dawkins stosuje wyłącznie do wiary w boga osobowego i nadnaturalnego jednocześnie. To ważne, bo jak niektórzy być może wiedzą, a inni zaledwie przeczuwają, można myśleć o ‘Bogu’ w różny sposób. Pomijam wiarę w bogów animistycznych, ale np. można utożsamiać Boga z panteistyczną ideą natury, stawiać go bliżej kategorii Absulotu lub myśleć o nim tak, jak robił to Einstein, czy u nas ks. Haller. 

Dawkins, naukowiec i jednocześnie popularyzator myślenia naturalistycznego (materialistycznego) i racjonalizmu naukowego napisał swoją książkę z myślą głównie o takich jak on - ateistach, którzy – jak się okazuje - często przeżywają cierpienia psychiczne związane z tym, że przestali wierzyć w Boga. Trudno im pogodzić się z odejściem od religii swoich przodków, „oddzieleniem się od stada”. Do nich skierowane są te rozdziały, które przedstawiają racjonalne wyjaśnienia ateizmu jako światopoglądu.


Książka jest też na pewno przeciekawa dla osób, które nigdy nie wierzyły w żadnego boga, bo wypełniona jest analizą różnych zachowań związanych z wiarą, religią, a także historią najważniejszych wyznań i kościołów czyli wspólnot religijnych. Oczywiście fakty związane z dewocją, religijnością plebejską, naiwną  - jak można się domyślać – są interpretowane przez Dawkinsa z dużą dozą ironii. Ale trudno spodziewać się czegoś innego po intelektualiście i zdeklarowanym racjonaliście. Prymitywna dewocja może budzić opór intelektualny niezależnie od wyznania, czy jego braku. Podobnie zresztą jak fanatyzm religijny – który w każdym wydaniu jest nieszczęściem dla świata. Pamiętajmy jednak, że nie należy poglądów ekstremistów nawiązujących do Boga wiązać nadmiernie z samym Bogiem… To są sprawy czysto ludzkie…

Na szczęście interpretacje Dawkinsa są pozbawione fanatyzmu, inteligentne i pełne poczucia humoru, więc absolutnie nadające się do czytania.

Możliwe, że Bóg urojony będzie najtrudniejszą lekturą dla osoby wierzącej. Po pierwsze zawsze trudno jest konfrontować się z poglądami tak otwarcie przeciwstawnymi do naszych poglądów. Na szczęście u Dawkinsa zawsze są to poglądy i argumentacje logiczne i klarowne, można więc - i trzeba - w taki właśnie sposób – racjonalny – do nich podchodzić. Dzięki temu można zyskać fantastyczny wgląd w poglądy inne niż nasze. To jest ogromnie pouczające. 

Najciekawszy okazał się rozdział, w którym Dawkins obala (jak, to już trzeba sobie poczytać :) dowody na istnienie Boga. Dlaczego tak interesujący? Bo po raz pierwszy zetknęłam się z zebranymi w jednym miejscu, a potem rozebranymi na części i to bez użycia teologicznego żargonu, dowodami: Tomasza z Akwinu, dowodem ontologicznym, a priori, z piękna, z osobistego doświadczenia, z Pisma, z zakładem  Pascala, przez podziw dla autorytetu, z twierdzenia Bayesa. Dawkins świetnie odrobił pracę domową. To nie pierwszy raz w moim zyciu, gdy więcej dowiaduję się o logice  mojej wiary od niewierzącego niż od urzędników mojego kościoła. 

Ponadto Dawkins dostarcza mnóstwo ciekawych faktów: na temat  idei i historii różnych kultów i religijności, psychologicznej skłonności do religii, historii styku idei i praktyki świeckości i religijności. W tej kwestii z wieloma poglądami Dawkinsa zgadzam się całkowicie, np. kiedy mowa o religii jako spoiwie społecznym, czy o ciemnych stronach religii zinstytucjonalizowanej. Trudno racjonalnie bronić przywilejów wybranych grup wyznaniowych, nierównego traktowania przez prawo wyznawców i niewyznawców danej religii, idei penalizacji czegoś, czego granic nie da się zdefiniować, bo dotyczy to indywidualnego postrzegania świata , czyli tzw. ‘obrazy uczuć religijnych’, itp. 

Goryczą napełnia mnie myśl, co człowiek wyczyniał, wyczynia i będzie wyczyniał "w imię Boże"..Tu moje doświadczenie oraz moje racjonalne podejście do świata najczęściej potwierdza stwierdzenia Dawkinsa, niestety...

Jednak jeśli chodzi o stronę intelektualną - tam gdzie mowa o ideach - dostrzegam, że Dawkins w pewnym sensie nie jest w stanie  pojąć, dlaczego niektórzy mając pełną świadomość tego, że istnienia Boga nie można naukowo udowodnić, jednak w Boga wierzą. Tutaj Dawkinsowi brakuje wyobraźni, co jest zrozumiałe, bo mówimy  o czymś, czego on nie zna, a co jest niemierzalne i bardzo nienaukowe. Chodzi o stan łaski. Ktoś, kto go nigdy nie odczuł, chyba nie jest wstanie go sobie wyobrazić. To tak jak z miłością. Ktoś, kto jej nie zaznał, nie może jej ogarnąć...

Moje podejście opiera się na tym, że wiara (tak jak nadzieja i miłość) jest łaską. Nie można kogoś przekonać, żeby uwierzył; nie można kogoś zmusić, żeby uwierzył. Ale niektórym jest to dane. Zapewne ma rację Dawkins, że dzieje się tak, dlatego, że idea Boga - z bardzo wielu powodów -  jest człowiekowi potrzebna. Oczywiście fakt, że coś jest potrzebne, nie jest równoznaczne z tym, że jest to prawdziwe w sensie naukowym. Właśnie o tym mówi anegdota, wg której Pierre Simone de Laplace na pytanie Napoleona I,  dlaczego w swojej rozprawie o wahaniach okresowych w ruchu Saturna i Jowisza nie dał żadnej wzmianki o Bogu, odpowiedział:  ‘Sire, ta hipoteza nie była mi potrzebna.

Najważniejsze jest jednak moim zdaniem to, że w momencie, w którym kwestię wiary i często związanej z tym religijności umieścić trwale w sferze prywatnej i pamiętać, że dotyczą jej te same ograniczenia, co innych naszych wolności – a więc ograniczenie wolnością drugiego człowieka,  to nie ma potrzeby zamartwić się tym, że ktoś wierzy w coś, co jest być może zaledwie konstruktem teoretycznym, czy nie wierzy. Oba wybory są równoważne.

Krótko mówiąc, Dawkins skłonił mnie do wielu cennych przemyśleń i był w nich bardzo pomocny. Myślę, że gdybyśmy się spotkali, rozeszlibyśmy się z szacunkiem.


_______________________________
 Wyzwanie Z półki

5 komentarzy:

  1. Częściowo zgadzam się z Twoją opinią, sama chętnie posłuchałam argumentów człowieka "rozumu". Oczywiście książka nie jest wolna od wad. Parsknęłam śmiechem, gdy przeczytałam, że w ramach doświadczeń naukowcy "modlili" się o wybrane grządki. Nie podobało mi się też generalizowanie, że uczenie dzieci religii - najogólniej: wyrządza im krzywdę i pierze mózgi. Uważam, że "wychowywanie" w duchu religii rodziców, to jednak jeden z warunków dziedziczenia kultury i tradycji. Oczywiście z pewnością są przykłady wynaturzeń, ale nie dają podstaw,żeby tak generalizować...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny bardzo ciekawy post.

    Heller w wywiadzie z 2009 roku ostatnio opublikowanym m.in. w GW pisze, że w Kościele brak mu dyskursu naukowego i religijnego, co jest tragedią współczesnego chrześcijaństwa.
    Heller chciałby podnieść poziom edukacji chrześcijańskiej i odbudować więź między kulturą naukową i kościelną.
    Ale nie ma specjalnie nadziei, że tak się stanie.
    Dlaczego?
    Ponieważ teologowie katoliccy boją się nauki. Teologia katolicja jest w kryzysie ponieważ nie opiera się na żadnej filozofii, tylko na wizji świata, w której twierdzenia są oderwane od refleksji krytycznej. Teologia i nauka nie toczy ze sobą dialogu czy sporów. Mijają się.

    Heller jest kosmologiem. Wie, że Wszechświat ma, wg. najnowszych badań, 13,82 mld lat.

    Twierdzi, że jeżeli współczesna teologia nie będzie zainteresowana zdobyczami nauki, to w niedalekiej przyszłości zostanie zepchnieta na margines życia kulturowego (bo ludzie nie będa zainteresowani "bajkami dla prostaczków", infantylizmem nie do przyjęcia i dewocją).

    Na pytanie czy człowiek potrzebuje sensu czy nauki, odpowiada że potrzebuje rozsądku (logiki i racjonalności).

    Na pytanie o polski fundamentalizm religijny odpowiada, że jest on wynikiem wprowadzenia do religii ślepej wiary, a nie wiary racjonalnej.
    Wiara zawsze zawiera w sobie element zawierzenia i intelektualnego ryzyka i na tym polega jej wartość. Ale wierni muszą kierować się uzasadnionymi racjonalnymi przesłankami, które pomogą im wierzyć. Nie można oczekiwać od nich, że przyjmą ją ślepo i wbrew rozumowi. Konsekwencją takiego podejścia jest nietolerancja.
    Bo jeśli podchodzę do wiary w sposób racjonalny, pisze, dostrzegam ryzyko tej wiary, to zrozumiem ludzi, którzy nie doszli jeszcze do takich przemysleń jak ja. Poza tym fundamentalizm wszystko upraszcza i na wszystko ma gotową odpowiedź. Teologia zawiera bardzo mało prawd. Gdyby skatalogować dogmaty w chrześcijaństwie to byłoby ich ok 10. Reszta to pole otwarte, dostępne róznym interpretacjom. Natomiast w fundamentaliźmie wszystko jest ostatecznie rozstrzygniete, a co do tych rozstrzygnięć nie przystaje, jest złem.

    Heller jest zwolennikiem mariażu nauki i teologii.

    Od ojca nauczył sie miłości do matematyki. Ona jest językiem do opisania świata. Heller cytuje Leibniza, który powiedział: "Gdy Bóg rachuje i snuje mysli, staje się świat". Akt stworzenia dla Hellera odpowiada aktowi obliczenia, boski rachunek urzeczywistnia się w postaci świata. Bóg myśli matematycznie, konkluduje. Matematyka rządzi przyrodą i stanowi obiektywną rzeczywistość. Matematyka to program wszechświata, to ona gwarantuje jego racjonalność i poznawalność. Jest jednym z przejawów Absolutu - Boga.

    Leibnitz to ulubony filozof Hellera. Twórca powiedzeń takich jak "żyjemy w najlepszym z możliwych światów" oraz pytania "Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?".

    Czy Bog można opisać, pyta dziennikarka?

    Nie, odpowiada Heller. Cokolwiek byśmy powiedzieli, jest na pewno inaczej. Najlepszym określeniem Boga jest nieskończoność. Bóg niewyobrażalnie wykracza poza naszą zdolność pojmowania.

    A cuda ?
    Te grzeszą przeciwko metodzie naukowej. Jeśli przyjmiemy wyjaśnienie nadprzyrodzone, zamykamy drogę do dalszych badań naukowych i zakładamy, że dzieło Boga jest wybrakowane, skoro on sam musi okresowo ingerować. To bład teologiczny.

    Gdzie szykać Boga?
    Tam gdzie nauka rozwija sie bardzo szybko i oferuje nam zrozumienie wszechświata. Czyli w takich miejscah świata materialnego, w których "Jego podpis" jawi się w sposób oczywisty. A zatem w całym racjonalnym wszechświecie.

    Podsumowanie.
    Według mnie, są to żadko spotykane wręcz rewolucyjne poglądy czy przekonania.

    Świat "idealny" wg. Hellera to taki gdzie:
    -Nauka i religia rozmawiają - bez obaw.
    -Teologia jest ciekawa zdobyczy nauki - bez obaw.
    -Racjonalna wiara albo racjonalność wiary zastąpiła ślepą wiarę.
    -Matematyka opisujaca świat fizyczny, prawa fizyczne, racjonalność wszechświata traktowana jako "Jego podpis", a nieżadne cuda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Maciej za taki obszerny wpis. Jak rozumiem polecasz poczytanie ks. Hellera...

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesujący wpis. Muszę przyznać jednak, że to dla mnie za trudne.
    Naukowe traktowanie wiary to nie dla mnie.Uważam, że Boga należy przyjmować takim jakim się nam objawił w świecie, w stworzeniu, a nie próbować go rozszyfrowywać. Im więcej naukowego podejścia, nawet w teologii tym bardziej pozbawiamy się wiary dziecka, o jakiej mówił Chrystus. A przecież Chrystusowi o to chodziło by nasza wiara była prosta, wypływała z serca a nie z rozumu.
    Pozdrawiam Agnieszko.)

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.