Po przeczytaniu Pra. Ludwiki Włodek pojawiła się we mnie
chęć lepszego zrozumienia postaci żony Iwaszkiewicza. Jej osoba nie była dla
mnie klarowna, coś tam było dziwnego, jakaś tajemnica, coś co mnie przyciągało. Postać
Iwaszkiewicza rysowała się dość jasno – wielki, także fizycznie dominujący nad
otoczeniem, podziwiany, erudyta, obdarzony wielkim talentem i pracowitością,
oportunista, trzymający dystans, asertywny, egocentryk, ale sympatyczny, pokrzykujący, ale
nie agresywny, po prostu spragniony uznania i poklasku, wygodny człowiek, otoczony całe życie przez usługujące mu kobiety, którymi w zamian się opiekował.
Wnuczka minimalnie brała jego stronę w opowieściach o
małżeństwie pradziadków.
Prababcia Hania, no tak..., była jedną z najlepszych partii w
Warszawie w latach 20-tych XX wieku... Ale jej korzenie były do gruntu mieszczańskie…
Była niezrównaną partnerką intelektualną dla skamandrytów i samego
Iwaszkiewicza, pierwszą tłumaczką Prousta (niektórzy uważają, że nadal najlepszą)…
Ale nie potrafiła wyegzekwować żadnego swojego polecenia od służby, nigdy nie
korzystała z głównego wejścia do domu, zawsze tylko z kuchennego, na starość
odziewała się w szmaty. Może i wychowała swoje wnuki po ich porzuceniu przez
matkę, uratowała dziesiątki osób w czasie wojny, a to wykupując je z transportów, a to przechowując
w Stawisku, serwując posiłki często dla 30 osób na raz… Ale cierpiała na obsesję
higieny, ciągłego mycia rąk, anoreksję, dewocję i wprowadzała niepotrzebny
niepokój.
Do tego jak zrozumieć małżeństwo pomiędzy biseksualnym
sybarytą, a odrzucającą seksualność dewotką, małżeństwo, które przetrwało 57
lat. I zakończyło się śmiercią małżonków w odstępie kilku miesięcy zaledwie…
Książka Mitznera, mieszkańca Podkowy Leśnej i jednego z wielu
bywalców Stawiska, a potem krótko pracownika Muzeum Iwaszkiewiczów, pomaga lepiej pojąć
te trudne sprawy.
Stosunek do małżonków Iwaszkiewiczów jest tu bardzo
wyważony, ale jednak sympatia autora znajduje się nieco bardziej po stronie
Hani Iwaszkiewicz (zwróćcie uwagę na protekcjonalizm tego zdrobnienia!). Może
dlatego, że Mitzner na własne oczy widział wielokrotnie wielkiego poetę krzyczącego
na maleńką i drobną, przepraszającą, że żyje, kobietę. I to zwykle z błahego powodu – najczęściej jakiejś niezaradności
gospodarskiej, np. że nie czekał na niego obiad. Ona zaś zawsze go tłumaczyła i
całe życie starała się go nawrócić.
Tak, proszę państwa, tak to było. Wygląda na to, że było to
jeden z tych toksycznych związków, w których parę łączy niewątpliwie bardzo silna, ale za to bardzo konfliktowa więź.
A przy tym mówimy o bardzo uzdolnionych i szlachetnych
ludziach… O poecie, który potrafił nawet najbłahsze codzienne wydarzenie
przekuć we wspaniałą literaturę, uniwwersalizując problem, a jednocześnie w ten sposób radząc sobie, bo sublimując swoje konflikty
wewnętrzne.
Dla mnie następnym krokiem jest ponowne, dojrzalsze czytanie Matki Joanny od Aniołów, historii tzw. opętania,
za którym kryje się seksualna frustracja,
poczucie winy na tle bogobojności i poświęcenie dla ukochanej osoby jako sposób
na nadanie sensu swojemu życia. Krzywicka
w swoich wspomnieniach wprost pisze, że jest to (upoetyzowana) historia
Iwaszkiewiczów z czasów, gdy Hanna, będąc w trzeciej ciąży, przeżyła załamanie
nerwowe i trafiła do Tworek: Kiedy potem czytałam
Matkę Joannę od Aniołów, powiedziałam do Jarosława: „To... o tobie, o was.”. „Naturalnie
– odpowiedział – ty to wiesz, ale ci, którzy nie wiedzą, biorą to jedynie za
literaturę.”
Ileż to tajemnic się kryje w zaciszu domostw...
OdpowiedzUsuńZarówno ta książka jak i "Pra" znalazły się na mojej liście do przeczytania. Historia Iwaszkiewiczów jest mi kompletnie nieznana.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiestety nigdy nie jesteśmy w stanie dociec dlaczego jest tak a nie inaczej między małżeństwem, a jeszcze gdy to dotyczy osób znanych i na dodatek obdarzonych talentami. Poza tym podejrzewam, że ona jako osoba bardzo religijna nawet by nie pomyślała o zerwaniu więzów małżeńskich.Jedną książkę juz dzięki przynadziei i Tobie Agnieszko mam a tę drugą będę szukać.)
OdpowiedzUsuńTak, małżeństwo Iwaszkiewicza było ciekawym zjawiskiem. Jednak chcę podkreślić, że Mitzner pokazuje tę relację głównie w kontekście skomplikowanych źródeł twórczości artysty.
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie mam ochotę i na tę książkę; chciałabym zobaczyć ich oboje od tej prywatnej i tak pokomplikowanej strony.
OdpowiedzUsuńZawsze przerażają mnie te kobiece poświęcenia dla mężów/kochanków/synów-artystów. Jest w nich bardzo często coś dla tych kobiet destrukcyjnego. I jestem rozdarta - z jednej strony wspaniała literatura Iwaszkiewicza, z drugiej - podczas czytania Twojego postu miałam ochotę krzyknąć do Hanny (a fakt, czemu nie: Hania i Jarek, skoro już zdrabniamy?): "Uciekaj!".
Gwoli prawdy, to trzeba jasno powiedzieć, że patologiczne związki niosą koszyści obu stronom,jakkolwiek dziwnie to brzmi :/
UsuńChyba raczej korzyści :)
Usuń