Najdziwniejsze miejsce do czytania?
Proszę w kilku zdaniach opisać, w jakim najdziwniejszym miejscu i sytuacji czytałeś/-łaś i dlaczego?
lubimyczytac.pl |
Proszę o zamieszczanie odpowiedzi w komentarzach do tego posta. Jury w dwuosobowym składzie (ja i mój mąż) ogłosi, kto został zwycięzcą, w dniu 5 stycznia 2013 r.
Zapraszam do udziału!
Może zacznę jako pierwsza:)
OdpowiedzUsuńJako dziwne wspominam czytanie Hrabiego Monte Christo Dumasa w czasie zimy stulecia w 1979 r. w kolejce do mięsnego. Zbliżał się Sylwester, a byłam domowym zaopatrzeniowcem. Czytanie mnie wtedy uratowało! Bo jak inaczej wytrzymałabym 8 godzin stania w kolejce w przedsionku do mięsnego, czyli na lekkim mrozie, w wielkim maminym kożuchu. Naprawdę pomóc mógł tylko Hrabia Monte Christo...
Co za wspaniały pomysł i jaka wspaniała nagroda książkowa. W moim przypadku takim miejscem jest / było schronisko na górze Skrzyczne w Beskidzie Śląskim. Nie pamiętam co czytałem, ale pamietam atmosferę schroniska w zimie. Wieczorem w schronisku byli sami "urlopowicze", bo odwiedzajacy schronisko za dnia "znikali" przed zapadnięciem zmroku. Cisza, noc, drewniane podłogi, ściany i stoły, domowa atmosfera, rozmowy, gry i czas na lekturę. To było to !
OdpowiedzUsuńCiekawe co to była za książka, warta targania w plecaku na Skrzyczne?
UsuńTargania ? Nieee. Na Skrzyczne wjeżdżało się wyciągiem krzesełkowym. A co do lektury, to mógł to być Dostojewski lub Szołochow (Cichy Don) lub ....???
UsuńNie zapamiętałem, a może nie przydarzyło mi się czytać w jednym dziwnym miejscu. Za to z łatwością mogę wymienić, i niniejszym to czynię, wszystkie miejsca (nie będące fotelem lub kanapą) w jakich mogłem, chciałem i oczywiście czytałem: w różnych kolejkach (było ich tak wiele, że nie mogę nawet zliczyć, np. u dentysty, u lekarza, w kolejkach sklepowych, także w czasie stanu wojennego, gdyż azaliż byłem dobrym synem przynoszącym po długich łowach do domu rozmaite produkty, w środkach komunikacji oraz czekając na nie na dworcu lub przystanku (bardzo lubię czytać w pociągu, poza tym tramwaje, autobusy etc.), w dzieciństwie u babci na stogu siana "Chłopiec z Salskich Stepów" Igora Newerly, leżąc na łące, na basenie, na ławce w parku podczas spacerów ze śpiącym dzieckiem (np. ostatnio "Miasto ślepców" Saramago), w pracy, na lekcji, na wykładzie, idąc gdzieś ulicą, jadąc na randkę z dziewczyną, podczas imprezy w akademiku, podczas kapania dziecka, tzn. miało już kilka lat i samo się właściwie kąpało, podczas gotowania (najgorzej z tym mlekiem i jajkiem na miękko), w bibliotece, w księgarni. Zawsze gdy wychodzę z domu, zabieram co najmniej jedną książkę ze sobą mając nadzieję, że uda mi się trochę poczytać. Więcej grzechów nie pamiętam... :)
OdpowiedzUsuńOj, dużo tych grzechów i grzeszków:) Ale najbardziej mnie urzekło czytanie Newerlego na stogu siana. Dzięki za wspaniałą listę opowieść!
Usuńhmmm nagminnie czytam idąc np. do pracy - praktycznie składam książkę tylko na moment wysiadania z autobusu (tylko trzeba czasem zerkać do przodu jakieś 50 metrów czy na chodniku nie ma kałuż), książkę zabieram nawet czasami do kina (bo co robić przez czas oczekiwania gdy światło jeszcze włączone?), na plażę to norma, w kolejce, w łazience (nie tylko w wannie) również. Ba - nawet w korku czasem rozkładam książkę na kierownicy. Ale to wszystko chyba nie jest wyjątkowe? Nie, no chyba niczym nie zaskoczę. No chyba, że swoim bratankiem, który podobnie jak ja pochłania książki i potrafił czytać nawet przy świątecznym stole (trzymając książkę pod stołem)...
OdpowiedzUsuńCzytanie książki w kinie - tego do tej pory nie znałam :) No, i punkt dodatkowy za bratanka. Ma chłopak potencjał...
UsuńOOO Przynadziei jesteś drugą osobą jaką znam (oprócz mnie), która czyta w chodzie:) Ostatnio czytałam wracając z pracy teraz w ostatnich dniach. Byle nie padało i było jasno. Jak mi ręce skostniały włożyłam najpierw jedną do kieszeni, dopiero potem drugą. Książka była nadal w czytaniu. Czytam w kolejkach, w kinie jak jestem sama także mi się zdarzało. Ale jakiegoś specjalnie dziwnego miejsca sobie nie przypominam:) Dużo stron przeczytałam swego czasu w Powiatowym Urzędzie Pracy (w skrócie PUP-ie zwanym przeze mnie złośliwie ODBYT-em hihi). Oj tak tam miałam duużo czasu na czytanie!
UsuńPozdrawiam ciepło i udaję się na dalsze buszowanie po blogu:)
Czytanie w PUPie? Tego jeszcze nie było :)))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA widzieliście czytających warszawiaków?
OdpowiedzUsuńhttp://warsaw-reading-room.blogspot.com/
Książka jest cudowna i cieszę się, że mam własną, bo mogłam do woli po niej pisać. Sobolewską czytało mi się równie smakowicie, jak wcześniej Fadiman.
OdpowiedzUsuńA moje najdziwniejsze miejsca (nie biorę udziału w konkursie, lecz chętnie dorzucę parę swoich wspomnień)... "Małą Księżniczkę" czytałam w wannie (i podtopiłam) - bo nie mogłam się od niej oderwać; parę razy czytałam coś, gdy szłam ulicą - też nie mogłam się oderwać; raz czytałam w kościele, podczas rekolekcji - bo siedziałam tam pod przymusem, anie chciałam marnować czasu; poza tym kiedyś w szpitalu, ledwo wybudzona po operacji, czytałam zawzięcie "Panią Bovary" - nie miałam soczewek i byłam niemal ślepa, ale czytałam, raz jednym okiem, raz drugim, no bo jak odstawić Flauberta?
A, i w kuchni. Gdy się mnie postawi przy czymś, co się gotuje, z nakazem "pilnuj/mieszaj", ja jednym okiem pilnuję/jedną ręką mieszam, a drugim okiem czytam/drugą ręką trzymam książkę.
A ja też przy gotowaniu/czekaniu:)
UsuńNo, bo rzeczywiście... Jak odstawić Flauberta? :)Piękne. Dziękuję za te wspomnienia.
OdpowiedzUsuńJury przyznaje nagrodę przynadziei z http://notatnikkulturalny.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWięcej w stosownym poście.