Co czytali sobie, kiedy byli mali?
Rozmawiali Ewa
Świerżewska i Jarosław Mikołajewski
Gdy byłem maleńkim
bobasem –
lat miałem siedem czy
osiem –
pamiętam: na łące pod
lasem
czytałem :”Jasia i Małgosię”
To wierszyk napisany przez ojca Wiktora Osiatyńskiego –
Leonidasa. Ojciec i syn Osiatyńscy podobnie kochali książki – od dziecka. Teraz Wiktor Osiatyński i 23 innych znanych i lubianych osób wspomina tamte czasy. Czasy,
kiedy zaczęli czytać książki. Czasy, kiedy ktoś im czytał. Pierwszą
samodzielnie przeczytaną książkę. Ważne książki z dzieciństwa.
Najbardziej mi bliskie i jakoś podobne do moich wspomnień są
wspomnienia Krystyny Jandy. Choć mnie raczej nikt nigdy nie czytał… Tak czy owak
najważniejsze było to, że gdzieś w pobliżu była biblioteka. Biblioteki były w
latach 50. -70. XX wieku dobrze zaopatrzone
i łatwo dostępne. Czy to w szpitalach dla dzieci (Janka Ochojska) czy na wsiach
(Robert Korzeniowski) czy po prostu na parterze domu, w którym się mieszkało
(Krystyna Janda).
Niektórzy z rozmówców pamiętają nawet nazwiska
bibliotekarzy, którzy zachęcili ich do przeczytania „Serca” Amicisa. I
pamiętają pierwsze ważne książki w swoim życiu. Jakże mnie cieszy, że nawet „O wróbelku
Elemelku” Hanny Łochockiej z ilustracjami Zdzisława Witwickiego, „O kotku,
który szukał czarnego mleka” Heleny Bechlerowej ilustrowanej przez Józefa
Wilkonia ktoś wspomniał. Bardzo kochałam te książeczki. Były to pierwsze
książeczki, które posiadłam na własność. Otrzymałam je jako nagrody na
zakończenie roku w pierwszej i drugiej klasie. Innych książek niż te, które
dostawaliśmy z bratem jako nagrody, nie mieliśmy w domu, niestety.
Wspaniale się czyta wywiady Świerżewskiej i Mikołajewskiego.
Śledziłam z uśmiechem na ustach czasami zwyczajne, czasami niełatwe losy naszych bohaterów. Zabawne, ale najwięcej dowiadujemy się o nich na podstawie tego,
jak reagowali jako dzieci na ”Chłopców z Placu Broni”, książki Niziurskiego,
komiksy o Tin Tinie czy Tytusie i czy przeczytali do końca „Nad Niemnem”. A są
tacy, zapewniam Was :)
Kolejną wyjątkową zaletą przedstawianego przez mnie zbioru jest staranne wydanie, z indeksem, i przedstawianie okładek i ilustracji książeczek wymienianych przez bohaterów wywiadów w ich oryginalnych wersjach, często pierwszych wydaniach! To jest absolutny hit! Niemal antologia dziecięcej ilustracji książkowej: Szancer, Siemaszkowa, Stanny, Butenko, Wilkoń, Uniechowski, Walentynowicz, Gintowt, Wytwicki, Rychlicki, Lutczyn i dawno niewidziany Józef Marek (ten od serii "Przygód Tomka", wyd. Śląsk z lat 50.) oraz genialni Leon Kudła i Alfred Ledwig - o ile dobrze pamiętam twórcy filmów animowanych z Baltazarem Gąbką, wydanych potem przez Wyd. Literackie w latach 70.
Sa to cuda. Najwyższa jakość estetyczna, intelektualna i emocjonalna.
W moim przypadku, bez wątpliwości, mogę powiedzieć, że przygody
z książkami to najwspanialsze przygody w moim życiu. Nauczyłam się czytać wbrew
niesprzyjającym okolicznościom z Expressu Wieczornego, w wieku pięciu lat. Od
tamtej pory wszyscy wiedzą, że: „Agnieszka musi czytać”. Czytanie to zawsze było
dla mnie przenoszenie się w inny świat. Nie raz, nie dwa wspominałam tu już pierwszą książkę,
którą miała w ręku „Baśnie z dalekich mórz i oceanów” Markowskiej i Wolskiej z
ilustracjami Bachtin-Kryłowskiej. To był cud - zobaczyć to i dotknąć, przewracać
strony, z których aż kipiał kolor, smak i zapach egzotycznych krain.
Albo najcudowniejsze możliwe wprowadzenie w świat pure nonsensu i absurdu "Ele-mele-dudki" rumuńskiego pisarza Octava Pancu-Iasi, wydane u nas w 1964 roku z ilustracjami Marii Mackiewicz.
Może
pisałam też już o mojej pierwszej traumie związanej z książką – zbiorem rycin
angielskich róż, które pożyczyłam od koleżanki z zamożnego domu, a mama kazała mi ją odnieść w te pędy, z obawy, że książka mogłaby się u nas zniszczyć, a
nigdy nie byłoby nas stać na jej odkupienie… Wtedy niemal pękło mi serce, tak
bardzo chciałam popatrzeć na te obrazki znów i znów. Wtedy jeszcze nawet nie
umiałam czytać.
Pewnie dlatego przez resztę życia kupowałam dużo książek.
Rzadko i z trudem potrafiłam sobie odmówić. Ostatnio jednak przeżywam dziwny
czas. Przez dwa miesiące nic nie czytałam i nie kupiłam ani jednej książki. Aż
mąż zaczął się o mnie martwić, takie to było dziwne. Czułam jakąś pustkę w
środku, a myśl, że mój i tak ogromny księgozbiór miałby znowu się powiększyć,
sprawiała mi... ból, bo przypominała o przemijaniu. Non omnis moriar… Cha, cha… Pewnie.
Zostaną po mnie tony papieru w postaci czy to przeczytanych, czy zaledwie
przejrzanych książek.
Jednak, kiedy czytałam książkę Co czytali, kiedy byli mali – nie mam wątpliwości, że książki uszczęśliwiały
mnie miliony razy i że było warto!!!
Cieszę się, że książka zauroczyła Cię tak jak mnie. :-)
OdpowiedzUsuńMimo że ostatnio staram się kupować jak najmniej książek, tę kupiłam bez chwili wahania, bo pamiętam dobrze swój błąd sprzed wielu lat, jakim było odłożenie na półkę rozmów Barbary Łopieńskiej - "Książki i ludzie". Tamtego błędu do dzisiaj nie udało mi się naprawić.
Do tej, "Co czytali sobie, kiedy byli mali", wracam codziennie, dawkując sobie kolejne rozmowy, uważnie oglądając ilustracje...
Ciekawa pozycja. Przeczytam niebawem ;)
OdpowiedzUsuńKsiazka wydaje sie byc idealna pozycja dla mnie. Uwielbiam ksiazki o czytaniu, a ta, w moim rozgardiaszu zyciowym jakos mi umknela. Zatem dziekuje bardzo. Gdy bede chciala zrobic sobie ksiazkowy prezent, to juz wiem, co by to mialo byc.
OdpowiedzUsuńMiłego czytania. Nie zawiedziecie się :)
OdpowiedzUsuńI mnie chyba nikt nie czytał. Nie pamiętam bo to było tak dawno, ale czytaniem zaraziła mnie mama, dzięki której były w domu książki chociaż z biblioteki, której ja się stałam członkiem już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Ledwie się nauczyłam czytać.
OdpowiedzUsuńI książki, które wymieniłaś znam doskonale. Ileż łez wylałam czytając Serce.
Pozycja, którą zaprezentowałaś bardzo interesująca, gdyż pobudza dobre wspomnienia, bo te związane z czytaniem są tylko dobre.
Jestem bardzo ciekawa tej książki. Wyrosłam w domu, w którym nikt nie czytał, nie było książek na półkach. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktokolwiek przed snem czytał mi książkę albo opowiadał historie. Czytać zaczęłam dzięki pani od polskiego, którą miałam szczęście spotkać w IV klasie podstawówki. Pani Irena miała dar, pokazała mi bibliotekę, opowiadała o książkach. Dziś moja starsza córka kończy IV klasę i ma w pokoju biblioteczkę, o jakiej zawsze marzyłam i na którą mogłam sobie pozwolić dopiero w dorosłym życiu. Namiętnie i z ogromną przyjemnością wprowadzam dzieci w świat literatury, uwielbiam kupować im książki i cały czas czytam jedenastolatce przed snem (obie lubimy ten rytuał).
OdpowiedzUsuńSerce mi rośnie, keidy czytam takie historie! Oczywiście żal tych wszytskich pieknych chwil z naszego dzieciństwa, kiedy nie mieliśmy w domu wsparci ado czytania. U mnie też złotymi zgłoskami zapisała się kochana nauczycielka z postawowki w Rembertowie - pani Podolska. Oraz panie bibliotekarki :) Z perspektywy czasu widzę, że mama i tata nie mogli mi pomóc, bo byli zbyt zajęci walką o przetrwanie naszej rodziny, no i żadne z nich nie miało nawet średniego wyksztalcenia. Im naprawdę trudno było uznać, że warto czytać. Ni znali czytających ludzi, dopóki ich córka nie uparła się czytać w każdej wolnej chwili. Ale też nie zabraniali mi. Po wypełnieniu wszystkich licznych obowiązków, mogłam czytać...aż mi się wzrok zepsuje... Co też się stało :)))
OdpowiedzUsuńŻyczę wiele czytelniczego szcęścia, Tobie i córce :)