sobota, 4 maja 2013

...David Bowie - tylko fan to zrozumie :)

Marc Spitz David Bowie. Biografia.

Kiedy w 2007 r. David Bowie odbierał nagrodę Webby za innowacje internetowe (tak, tak!) powiedziano mu, że może powiedzieć tylko pięć słów. Podszedł więc do mikrofonu i powiedział: „Mogę powiedzieć tylko pięć słów?” i… wyszedł.

Za to właśnie można uwielbiać Davida Bowiego. Umie zaskoczyć. Teatralizuje każdą sytuację. Ma wiele twarzy. Jest niepokojąco nieczytelny. 


Był androgyniczny i nawet ja (lubiąca raczej atletycznych mężczyzn, a nie rachitycznych chłopaczków) muszę przyznać, że był i jest seksowny. [Wybaczcie, że poruszam ten temat, ale nieporuszenie go po przyznaniu się do fascynacji Bowiem byłoby nieszczerością. David Bowie - wraz ze swoją fizycznością - nie pozostawiał nikogo obojętnym. Można go tylko albo nienawidzić albo uwielbiać.]




Choć, jak mówią, głosu to on nie miał i znał może ze cztery akordy, to kiedy śpiewa zdławionym głosem w Let’s Dance, zawsze chce mi się płakać. Był kokainistą i żył w bizantyjskim stylu, czym gardzę. Ostatnio jest przystojnym starszym panem i śpiewa o przemijaniu, co mnie rozczula. Bo on zawsze śpiewał o Czymś, nawet jak odgrywał pajaca z Marsa, czyli Ziggiego Stardusta.

Biografia, która Wam przedstawiam, to jedna z wielu mu poświęconych. Innych nie znam i raczej już nie poznam, bo ta jest absolutnie wyczerpująca. Nawet gdybym była historykiem muzyki rozrywkowej, to chyba bym się wiele z niej dowiedziała.

Dowcipnie napisana, z pewnym sarkazmem, ale także oczywistym szacunkiem dla niezwykłości Bowiego.

Ja sama chyba najbardziej cenię Davida Bowiego za to, że spełnił swoje marzenie. Wyrwał się z podlondyńskiego Bromley – bo on też, tak jak ja – był nastolatkiem „znad torów”. Był amerykofilem i - z czasem -  z sukcesem stał się nowojorczykiem. Pochodził z klasy średniej, a stał się ikoną. Był nieśmiały, a potrafił zagrać każdego. Wyrósł w atmosferze stagnacji, a został innowatorem. Był ubogi, a w latach 90. wypuścił obligacje gwarantowane copyrightem swoich piosenek. 



Jest świetnym aktorem (ach, jego rola w "Zagadce nieśmiertelności"!). Czyta i pisze, przeprowadza wywiady. Ma syna i córkę, i jest szczęśliwie żonaty od wielu lat. Kiedyś "ogrywał" swoją klasyczną nordycką urodę, teraz "ogrywa" swoją brzydotę... Niczego się nie boi - jako artysta.

Podziwiam go i... nie chcę do końca rozgryźć mojej fascynacji.


1 komentarz:

  1. W książce "My, dzieci z dworca ZOO" David Bowie jest fascynacją głównej bohaterki i autorki zarazem, przewija się w tle całej historii. W liceum czytałam publikowaną w odcinkach w jakiejś gazecie na przerwach stojąc przy parapecie na korytarzu. Do tej pory pamięć na hasło Bowie przerzuca mnie do tej książki z gazet czytanej.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.