środa, 3 kwietnia 2013

...chciałabym być jak Indiana Jones



J.R. Porter Jezus Chrystus. Człowiek i Bóg
tłum. Marcin Stopa
konsultacja: prof. dr hab. Michał Wojciechowski, 
wyd. Świat Książki 2007

Vendyl Jones Manuskrypty z Qumran. Historia prawdziwego Indiany Jonesa
wyd. Świat Książki 2011



Dobrze się złożyło, że miałam na półce obie te pozycje i mogłam po nie sięgnąć w okresie Wielkanocy, tuż po lekturze fikcyjnej (choć opartej na faktach biblijnych) opowieści Niezłomny z Nazaretu – powieści historycznej o politycznych kontekstach ukrzyżowania Jezusa.

Postać historycznego Jezusa jest absolutnie fascynująca, podobnie jak archeologia Bliskiego Wschodu. Tematyka jest bardzo obszerna.

Album J. R. Portera Jezus Chrystus przyciągnął kiedyś moją uwagę w księgarni Świata Książki z powodu okładki. Przedstawia ona popularny wizerunek Jezusa ukrzyżowanego, który można kiedyś było nabyć w czasie odpustów w moich rodzinnych okolicach podgrójeckich. Zresztą razem w komplecie z wizerunkiem Matki Boskiej. Takie dwa obrazy w ciężkich ramach, dość duże, ciemne i pełne słodyczy w wyrazie, wisiały przez większość mojego dzieciństwa w domu mojego dziadka nad łóżkiem, w którym sypiałam w wakacje...  Była to pierwsza rzecz, jaką widziałam  po otwarciu oczu... Niestety wydawca nie pokusił się o napisanie czegokolwiek o ilustracji z okładki... A ja tak chciałabym wiedzieć, kto to namalował?

Ale wracajmy do meritum, sam album Portera może stanowić podstawę do wielomiesięcznych samodzielnych studiów biblijnych… Podzielony jest na 5 głównych części:
Tło wydarzeń
Życie Jezusa
Nauczanie
Interpretacje
Jezus w sztuce.


Oczywiście skupiłam się  na  2 pierwszych częściach. Znalazłam tu klarowne wyjaśnienia i mapy, co mi bardzo pomogło lepiej zrozumieć tamte czasy i kontekst śmierci Jezusa.

Praca Portera jest o tyle interesująca, że jest napisana zrozumiałym językiem bez wtrętów i slangu teologicznego tak charakterystycznego dla wcześniej czytanych przeze mnie opracowań katolickich. Porter jest emerytowanym profesorem teologii uniwersytetów w Oxfordzie i Exeter, ale wywodzi się z kościoła anglikańskiego. Dlatego nie ma problemów z pisaniem wprost o żydowskich korzeniach i judaistycznym tle zarówno losów, jak i nauczania Joszuy bar Jozefa – jak zapewne zwracano się do Jezusa w jego czasach.

Lektura warta kontynuacji, z tym, że przez miesiące, a może i lata. Jeśli starczy mi wytrwałości, żeby poświęcić na to jeden wieczór tygodniowo, to połączę to ze studiowaniem nowowydanego Wiekiego Atlasu Biblijnego VOCATIO. Mapy i widoki miejsc akcji zawsze mi pomagają  lepiej ją zrozumieć, bo jestem wzrokowcem.

Równocześnie przeczytałam superinteresującą i pouczającą historię amerykańskiego archeologa i znawcy Biblii, także Hebrajskiej, tym razem należącego do Baptystów – zmarłego w 2010 r. Vendyla Jonesa pt. Manuskrypty z Qumran.

Jaką ciekawą biografię miał ten człowiek! Zasłynął jako poszukiwacz Arki Przymierza w grotach Qumran nad Morzem Martwym. W swoich poszukiwaniach kierował się przede wszystkim wskazówkami dotyczącymi skrytek ze skarbami zapisanymi na tzw. Zwoju Miedzianym 3Q15 z Qumran (obiekt znaleziony na półce skalnej w jaskini nr 3, jako ostatnie 15. znalezisko). Są to 2 rolki blachy miedzianej (99,9% czystej miedzi) z napisami w języku hebrajskim (odmiany misznaickiej, czyli nie starobiblijnej, ale potocznej z czasów 1 w n.e.) zawierające opis 64 miejsc (wg Jonesa 32, ale każde opisane dwukrotnie), w których ukryto skarby Świątyni Jerozolimskiej przed jej zniszczeniem w 1 w. n.e. przez Rzymian. Chodzi o tony złotych i srebrnych monet, inne cenne kruszce, elementy wystroju świątynnego, tkaniny z cennej purpury (łącznie z haczykami do ich zawieszenia :), oraz naczynia liturgiczne, szaty kapłanów, wonności, balsamy namaszczające. Jones twierdzi, że ich znalezienie doprowadzi do znalezienia także Arki Przymierza.


Podczas kilkudziesięciu lat wykopalisk w Qumran nad Morzem Martwym udało mu się – wyłącznie dzięki sponsorom prywatnym – znaleźć jedną z takich kryjówek i dotrzeć w niej do poziomu, gdzie znajdował się świetnie zachowany dzban z cennym balsamem o nieznanym składzie – wciąż nadającym się do namaszczania - oraz do magazynu wonności w postaci 600 kg czerwonego proszku, nawet dziś doskonałego jako kadzidło. Dla człowieka współczesnego, ignoranta jeśli chodzi o czasy biblijne - brzmi to… skromnie. Jakiś tam garnek i jakiś tam proszek… Dla kogoś znającego zapisy biblijne, znaczenie rytualne oraz to,  jak cenne były składniki tych mikstur, oraz fakt, że uważano je za skarby, jest bardzo znaczące, że znaleziono je w bardzo trudnodostępnej grocie na pustyni, na brzegu Morza Martwego – w najniżej położonym miejscu na kuli ziemskiej, w odległości około 30 km od Świątyni Jerozolimskiej. Wydaje się, że groty w Qumran mogą kryć jeszcze niejedną tajemnicę.

Jednak nie to okazało się dla mnie najciekawszew książce Jonesa. Absolutnym hitem była dla mnie jego autobiograficzna opowieść o tym, jak stał się archeologiem biblijnym. 

Aż mnie coś skręcało i swędziało w środku, kiedy czytałam o jego dzieciństwie, a potem dorosłości w drodze do Qumran. A trzeba Wam wiedzieć, że Vendyl Jones to chłopak ze wsi, konkretnie z Teksasu. Miał być farmerem, jak większość jego krewnych – przede wszystkim - kombajnistą. I był z nim zresztą przez 3 lata. Poza tym umiał jeszcze tylko jedną rzecz – znał Biblię na pamięć, bo matka pierwszy raz przeczytała mu ją, jeszcze będąc z nim w ciąży, kierując do brzucha prowizoryczną tubę z gazety… Dziesięcioletni Vendyl szczególnie upodobał sobie fragment drugiej Księgi Machabejskiej 2 Mch 2,1-8, opisującej, jak prorok Jeremiasz ukrył Arkę Przymierza. Wtedy Vendyl zapamiętał, że bliskość Arki zwiastować będzie znalezienie któregokolwiek z przedmiotów ukrytych razem z nią przez Jeremiasza. Wtedy złożył matce przyrzeczenie, że jeśli są one gdzieś ukryte na naszej planecie, to on je odnajdzie.

Po prostu kocham takie historie. To jest o pasji, o poczuciu misji i klarownej pewności co do sensu swojego życia, czyż nie?

Jones trafił z czasem na jakąś prowincjonalną uczelnię teologiczną, został prezbitrem kościoła baptystycznego. Przez 15 lat prowadził studia nad Pismem świętym. Ożenił się, miał pięcioro dzieci. Któregoś dnia uznał, że musi zacząć uczyć się od Żydów, języka hebrajskiego i Biblii Hebrajskiej. Wyjechał z całą rodziną do Ziemi Świętej. Przez kolejne 15 lat studiował z nauczycielami żydowskimi, który wcale nie wyrywali się, żeby uczyć chrześcijanina, ale widząc jego wiedzę, dobre intencje i pasję, robili to. Historia życia jego rodziny w Izraelu, wojen, licznych przypadków i zrządzeń losu naprawdę zasługuje na film. Zresztą podobieństwo między Vendylem a Indianą Jonesem Spielberga i Lucasa podobno nie jest przypadkowa, a sam Vendyl Jones jest filmem zachwycony, bo zwraca on uwagę na to, że trzeba szukać Arki Przymierza.

Podziwiam tego człowieka, przede wszystkim dlatego, że do wszystkiego doszedł sam – a każdy następny krok na drodze do swojego celu musiał okupić pracą cięższą niż np. lokalni badacze. Że przełamał wiele barier i był żywym dowodem na to, że pozostając chrześcijaninem, można poznać tajemnice judaizmu dla dobra świata.
 ______________________
 Wyzwanie z półki

2 komentarze:

  1. W centrum mojego zainteresowania ostatnio właśnie znajdują się treści pochodzące z Qumran - aktualnie zgłębiam fikcyjną powieść, w której stanowią główne tło;)

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.