sobota, 4 października 2014

Mój kandydat do Nagrody Literackiej Nike 2014

Karol Modzelewski Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca
Wyd. ISKRY, Warszawa 2013

Nielukrowana, uczciwa, wnikliwa, rozważna i poważna, szlachetna wobec innych, krytyczna wobec siebie autobiografia jednego z legendarnych przywódców przewrotu solidarnościowego. Jej lektura to prawdziwe wytchnienie od wszechobecnego i wszechogarniającego optymizmu na siłę. Odpowiada mojej wrażliwości czytelniczej przede wszystkim z powodu szczerości, nieudawania, prostoty wypowiedzi, powściągliwości emocjonalnej, wierności faktom. Podoba mi się, że jest niemal jak książka historyczna... Ale to 'niemal' ma dla mnie pierwszorzędne znaczenie. Autor bardzo ułatwił mi życie, nie kryję :)

Modzelewski naturalnie wykorzystuje swoje historyczne wykształcenie, które wymaga doskonałej umiejętności zapamiętywania faktów, dat i rozwikływania skrótowców oraz kojarzenia zdarzeń i rozumienia procesów. Zajeździmy kobyłę...  idzie jednak trudniejszą (przynajmniej dla tego autora) drogą, bo jest świadectwem osobistym. Nie zawiera przypisów, nie podaje źródeł. Modzelewski wierzy, że jego świadectwo, jego osoba wystarczy, żeby mu zaufać. 

Ten człowiek w ogóle wierzy w swoją moc sprawczą. Wierzy też w siebie i swoją drogę. Nie kryguje się i nie sięga po fałszywą skromność, czego nie znoszę. Mówi, jak jest. Bardzo to pozytywne. 

Książka doskonała dla mnie, która przeżywałam na żywo zmianę 1981 roku  i to w momencie wchodzenia w dorosłość i budowania swojej tożsamości. Jest to też intrygująca lektura dla osób młodych, ciekawych tamtych czasów. Dominuje oczywiście opowieść o latach, w których Modzelewski działał w polityce, choć przecież nie jako zawodowy polityk, tylko jako obywatel. I to jest niezwykłe. Z osławionej trójki wspólnie działających, mających wspólne procesy wytoczone przez władze PRL-owskie i wspólnie wsadzanych do więzienia na długie lata, czyli  z grupki: Kuroń, Michnik, Modzelewski, tylko Kuroń na dobre trafił do sformalizowanej polityki. On był rzeczywistym działaczem, harcerzem, którym pozostał aż do śmierci. Jego też bardzo cenię i lubię! Pozostali dwaj byli głównie ideologami (poświęcili się idei odejścia od socjalizmu realnego). Byli jednak i pozostali w głębi serca myślicielami, intelektualistami. Czyli są ludźmi, którzy żyją, przetwarzając idee. Zazdroszczę takiej umysłowowści. 

Pamiętam, jak mój ojciec – prosty spawacz – w okolicach 1978 -79, a miałam wtedy 15 lat, próbował mnie przekonać, że to zdrajcy narodu polskiego. Kiedy spytałam go, skąd to wie, okazało się usłyszał na pogadance zorganizowanej na jego budowie. Macki służb sięgały głęboko, a indoktrynacja była skuteczna. (Zresztą popatrzcie, co wyczyniają  teraz Rosjanie... Są w tym mistrzami. A nasza SB to ich uczniowie.) Z mowy mojego ojca ziała nienawiść. Mięły lata, zanim ojciec zrozumiał, jak i przez kogo był manipulowany.

O tym, kim jest Modzelewski, o jego pochodzeniu: rosyjskim - naturalnym; żydowskim - nieprzyswojonym; polskim - wybranym; o jego całkowicie i jednoznacznie polskiej tożsamości, zagmatwanej historii jego dzieciństwa, jego dorosłym życiu, z czym i kim się utożsamia, o co walczył - o tym jest ta lektura. Bardzo ciekawy fragment dotyczy czasów stalinowskich. Bez ogródek pisze o tym, jakie – naprawdę koszmarne rzeczy, typu nękanie kolegów i koleżanek - wyczyniał za młodu, będąc zindoktrynowany (podobnie jak mój ojciec i setki jemu podobnych). On był jednak dużo groźniejszy dla otoczenia z powodu wybitnej inteligencji, talentów liderskich oraz wysokiej pozycji społecznej. 

Także o tym, jak udało mu się wyjść z tego bagna. Kim został, na szczęście dla nas wszystkich. Oraz o tym, czy jest zawiedziony współczesnością. O tym  wszystkim jest ta bardzo inspirująca książka. 

Klarowna, racjonalna, bezpretensjonalna, pozbawiona patosu i banału. Pełna skromności. Jak należy. Dla wspólczesnych mu i potomnych. Pamiętajmy, że Modzelewski ma 77 lat.

Dodam na koniec, że ten intrygujący, ale niewątpliwie niezbyt handlowy tytuł Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca, przydługi i niejasny, po prostu całkiem niezrozumiała ‘metafura’, to cytat z ulubionego poety z okresu dzieciństwa Karola Modzelewskiego, wtedy jeszcze Kiryła, czyli Kiriuszy. 

Jest to cytat z Włodzimierza Majakowskiego. Widać, że Modzelewskiego stać na równoczesny zachwyt nad poezją tego autora (obiektywnie świetną, jedyną w swoim rodzaju) i odrzucenie jego postawy życiowej (sługus systemu). To nieprzypadkowy wybór.




Lewą marsz…

   (marynarzom)

Rozwijajcie się w marszu!
W gadaniach robimy pauzę.
Ciszej tam, mówcy!
Dzisiaj
ma głos
towarzysz Mauzer.

Dosyć już żyliśmy w glorii
praw, które dał Adam i Ewa:
Zajeździmy kobyłę historii! 

Lewa!
Lewa!
Lewa!

Błękitnobluzi,
rwijcie
za oceany!
Zali się pancernikom na redzie
stępiły dzioby ze stali?
Niech się brytyjski lew pręży,
niech ostrą koroną olśniewa −
Komuny nikt nie zwycięży!
Lewa!
Lewa!
Lewa!

Za górą klęsk błyszczą zorze,
słoneczny kraj czeka nowy.
Za głód, za moru morze,
niech zadudni nasz krok milionowy!
Choć najemna otacza nas banda,
choć nas potok stalowy zalewa,
nie zadusi Sowietów Ententa!
Lewa!
Lewa!
Lewa!

Zali wzrok orli zgaśnie?
Czyż ulegniemy w walce?!
Ciaśniej
ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce!
Naprzód pierś podaj nagą,
niech flaga na niebo zawiewa!
Kto tam znów rusza prawą?
Lewa!
Lewa!
Lewa!
1919 r. tłumaczył Antoni Słonimski

Mam nadzieję, że „Zajeździmy kobyłę historii” dostanie jutro Nike.




6 komentarzy:

  1. Jest! Gratulacje dla Karola Modzelewskiego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba było obstawiać zakłady u bukmacherów :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Interesujące było, jak Modzelewski w podziękowaniu za Nike porównał działania wczesnych opozycjonistów do sytuacji "ucznia czarnoksiężnika". Nie znałam tego związku frazeologicznego. Domyśliłam się z kontekstu, że chodzi o coś związanego z byciem uczniem, może o jakąś nieudolność? I rzeczywiście. Dowiedzialam się, że jest to nawiązanie do ballady Goethego o uczniu czarnoksiężnika, który pod jego nieobeność zaklina miotłę tak, aby nosiła wodę. A potem zapomina zaklęcia. Rozłupuje więc miotłę siekierą... i osiąga efekt przeciwny od zamierzonego, bo teraz juz dwie miotły nosza wodę. Aż nadciąga czarnoskiężnik i ratuje dom przed zalaniem. Czyli Modzelewski z perspektywy czasu ocenia, że 'nabroił', a sytuacja wymknęła się spod kontroli... Ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam niebywałą intuicję. Ja myślałam, że laureatem nagrody będzie ktoś inny...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję intuicji.
    Mam nadzieje, że książkę zakupi biblioteka.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.