Karol Modzelewski Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania
poobijanego jeźdźca
Wyd. ISKRY, Warszawa 2013
Nielukrowana, uczciwa, wnikliwa, rozważna i poważna, szlachetna wobec innych, krytyczna wobec siebie autobiografia jednego z
legendarnych przywódców przewrotu solidarnościowego. Jej lektura to prawdziwe
wytchnienie od wszechobecnego i wszechogarniającego optymizmu na siłę. Odpowiada mojej wrażliwości czytelniczej przede wszystkim z powodu szczerości, nieudawania, prostoty
wypowiedzi, powściągliwości emocjonalnej, wierności faktom. Podoba mi się, że jest niemal jak książka historyczna... Ale to 'niemal' ma dla mnie pierwszorzędne znaczenie. Autor bardzo ułatwił mi życie, nie kryję :)
Modzelewski naturalnie wykorzystuje swoje historyczne wykształcenie, które wymaga doskonałej umiejętności zapamiętywania faktów, dat i rozwikływania skrótowców oraz kojarzenia
zdarzeń i rozumienia procesów. Zajeździmy kobyłę... idzie jednak trudniejszą (przynajmniej dla tego autora) drogą, bo jest świadectwem osobistym. Nie zawiera przypisów, nie podaje źródeł. Modzelewski wierzy, że jego świadectwo, jego osoba wystarczy, żeby mu zaufać.
Ten człowiek w ogóle wierzy w swoją moc sprawczą. Wierzy też w siebie i swoją drogę. Nie kryguje się i nie sięga po fałszywą skromność, czego nie znoszę. Mówi, jak jest. Bardzo to pozytywne.
Książka doskonała dla mnie, która przeżywałam na żywo zmianę 1981 roku i to w momencie wchodzenia w dorosłość i budowania swojej tożsamości. Jest to też intrygująca lektura dla osób młodych, ciekawych tamtych czasów. Dominuje oczywiście opowieść o latach, w których Modzelewski działał w polityce, choć przecież nie jako zawodowy polityk, tylko jako obywatel. I to jest niezwykłe. Z osławionej trójki wspólnie działających, mających
wspólne procesy wytoczone przez władze PRL-owskie i wspólnie wsadzanych do
więzienia na długie lata, czyli z grupki: Kuroń, Michnik, Modzelewski, tylko Kuroń na dobre trafił
do sformalizowanej polityki. On był rzeczywistym działaczem, harcerzem, którym pozostał aż do śmierci. Jego też bardzo cenię i lubię! Pozostali dwaj byli
głównie ideologami (poświęcili się idei odejścia od socjalizmu realnego). Byli jednak i pozostali w głębi serca myślicielami,
intelektualistami. Czyli są ludźmi, którzy żyją, przetwarzając idee. Zazdroszczę takiej umysłowowści.
Pamiętam, jak mój ojciec – prosty spawacz – w okolicach 1978
-79, a miałam wtedy 15 lat, próbował mnie przekonać, że to zdrajcy narodu polskiego. Kiedy spytałam
go, skąd to wie, okazało się usłyszał na pogadance zorganizowanej na jego
budowie. Macki służb sięgały głęboko, a indoktrynacja była skuteczna. (Zresztą popatrzcie, co wyczyniają teraz Rosjanie... Są w tym mistrzami. A nasza SB to ich uczniowie.) Z mowy
mojego ojca ziała nienawiść. Mięły lata, zanim ojciec zrozumiał, jak i
przez kogo był manipulowany.
O tym, kim jest Modzelewski, o jego pochodzeniu: rosyjskim - naturalnym; żydowskim - nieprzyswojonym; polskim - wybranym; o jego całkowicie i jednoznacznie polskiej tożsamości, zagmatwanej historii jego dzieciństwa, jego dorosłym życiu, z czym
i kim się utożsamia, o co walczył - o tym jest ta lektura. Bardzo
ciekawy fragment dotyczy czasów stalinowskich. Bez ogródek pisze o tym, jakie – naprawdę koszmarne rzeczy, typu nękanie kolegów i koleżanek - wyczyniał za młodu, będąc zindoktrynowany
(podobnie jak mój ojciec i setki jemu podobnych). On był jednak dużo groźniejszy dla
otoczenia z powodu wybitnej inteligencji, talentów liderskich oraz wysokiej
pozycji społecznej.
Także o tym, jak udało mu się wyjść z tego bagna. Kim
został, na szczęście dla nas wszystkich. Oraz o tym, czy jest zawiedziony współczesnością. O tym wszystkim jest ta bardzo inspirująca książka.
Klarowna, racjonalna,
bezpretensjonalna, pozbawiona patosu i banału. Pełna skromności. Jak należy. Dla wspólczesnych mu i potomnych. Pamiętajmy, że Modzelewski ma 77 lat.
Dodam na koniec, że ten intrygujący, ale
niewątpliwie niezbyt handlowy tytuł Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca, przydługi i niejasny, po prostu całkiem niezrozumiała
‘metafura’, to cytat z ulubionego poety z okresu dzieciństwa Karola Modzelewskiego, wtedy jeszcze Kiryła, czyli Kiriuszy.
Jest to cytat z Włodzimierza
Majakowskiego. Widać, że Modzelewskiego stać na równoczesny zachwyt nad poezją
tego autora (obiektywnie świetną, jedyną w swoim rodzaju) i odrzucenie jego postawy
życiowej (sługus systemu). To nieprzypadkowy wybór.
Lewą marsz…
(marynarzom)
Rozwijajcie
się w marszu!
W
gadaniach robimy pauzę.
Ciszej
tam, mówcy!
Dzisiaj
ma głos
towarzysz
Mauzer.
Dosyć już
żyliśmy w glorii
praw,
które dał Adam i Ewa:
Zajeździmy
kobyłę historii!
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Błękitnobluzi,
rwijcie
za oceany!
Zali się pancernikom na redzie
stępiły dzioby ze stali?
Niech się brytyjski lew pręży,
niech ostrą koroną olśniewa −
Komuny nikt nie zwycięży!
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Za górą klęsk błyszczą zorze,
słoneczny kraj czeka nowy.
Za głód, za moru morze,
niech zadudni nasz krok milionowy!
Choć najemna otacza nas banda,
choć nas potok stalowy zalewa,
nie zadusi Sowietów Ententa!
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Zali wzrok orli zgaśnie?
Czyż ulegniemy w walce?!
Ciaśniej
ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce!
Naprzód pierś podaj nagą,
niech flaga na niebo zawiewa!
Kto tam znów rusza prawą?
Lewa!
Lewa!
Lewa!
1919 r. tłumaczył Antoni Słonimski
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Błękitnobluzi,
rwijcie
za oceany!
Zali się pancernikom na redzie
stępiły dzioby ze stali?
Niech się brytyjski lew pręży,
niech ostrą koroną olśniewa −
Komuny nikt nie zwycięży!
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Za górą klęsk błyszczą zorze,
słoneczny kraj czeka nowy.
Za głód, za moru morze,
niech zadudni nasz krok milionowy!
Choć najemna otacza nas banda,
choć nas potok stalowy zalewa,
nie zadusi Sowietów Ententa!
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Zali wzrok orli zgaśnie?
Czyż ulegniemy w walce?!
Ciaśniej
ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce!
Naprzód pierś podaj nagą,
niech flaga na niebo zawiewa!
Kto tam znów rusza prawą?
Lewa!
Lewa!
Lewa!
1919 r. tłumaczył Antoni Słonimski
Mam nadzieję, że „Zajeździmy kobyłę historii” dostanie jutro Nike.
Jest! Gratulacje dla Karola Modzelewskiego!
OdpowiedzUsuńTrzeba było obstawiać zakłady u bukmacherów :-)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem :)
UsuńInteresujące było, jak Modzelewski w podziękowaniu za Nike porównał działania wczesnych opozycjonistów do sytuacji "ucznia czarnoksiężnika". Nie znałam tego związku frazeologicznego. Domyśliłam się z kontekstu, że chodzi o coś związanego z byciem uczniem, może o jakąś nieudolność? I rzeczywiście. Dowiedzialam się, że jest to nawiązanie do ballady Goethego o uczniu czarnoksiężnika, który pod jego nieobeność zaklina miotłę tak, aby nosiła wodę. A potem zapomina zaklęcia. Rozłupuje więc miotłę siekierą... i osiąga efekt przeciwny od zamierzonego, bo teraz juz dwie miotły nosza wodę. Aż nadciąga czarnoskiężnik i ratuje dom przed zalaniem. Czyli Modzelewski z perspektywy czasu ocenia, że 'nabroił', a sytuacja wymknęła się spod kontroli... Ciekawe.
OdpowiedzUsuńMam niebywałą intuicję. Ja myślałam, że laureatem nagrody będzie ktoś inny...
OdpowiedzUsuńGratuluję intuicji.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że książkę zakupi biblioteka.