Zapraszam do przeczytania na moim blogu coachingowym TU
Rzadko miewamy do czynenia z tak autentyczną osobą, godnościowymi treściami i intelektualnym ujęciem w poradnikach. Bo to jest nie tylko o biznesie. To o życiu :)
Prywatna historia czytania
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój osobisty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój osobisty. Pokaż wszystkie posty
sobota, 20 czerwca 2015
piątek, 31 maja 2013
Trochę wiary w człowieka - Małgorzata Braunek
Małgorzata Braunek Jabłoń w ogrodzie morze jest blisko (rozmawia Artur Cieślar)
Po spustoszeniu, jaki we mnie poczyniła Część krytyków z 2666 R. Bolano [ja przepraszam, ale jak można nadać taki podtytuł, skoro można było nazwać to po prostu: Krytycy?], musiałam szybko zakleić jakimś plastrem dziurę, przez którą uciekał ze mnie optymizm i wiara w człowieka. Wybrałam w tym celu książkę o zen i jego nauczycielce Małgorzacie Braunek.
Bo tego cholernego Bolano nie rzucę. Muszę poznać jego intencje.
Rozmowa z Małgorzatą Brunek mnie nie zawiodła. Jej bezpretensjonalność, szczerość bez ekshibicjonizmu, uczciwość wobec siebie i innych, pokora i zgoda na świat taki, jaki jest, stanowi dla mnie wielkie ukojenie. Nareszcie coś sensownego. Są jeszcze zrównoważeni ludzie na tej planecie... Ludzie, którzy wiedzą, po co życją... Jej wrażenia z podróży po Indiach, Tybecie, a wcześniej po... Cannes i Rio de Janeiro inspisują do wyjścia poza bezpieczny krąg doświadczeń. Braunek, ta panienka z dobrego, choć ubogiego domu, która zdała maturę za którymś razem, znalazła mężczyznę na całe życie za którymś razem, znalazła swoje powołanie za którymś razem. Nie za pierwszym, a bywało, że za trzecim podejściem.... Niewyobrażalnie fotogeniczna, stylowa osoba.
Człowiek, byt spragniony duchowości, kobieta, żona, matka, córka, nauczyciel, no i zwierzę. Tak, zwierzę. Bo kiedy opowiada, jak w czasie obserwowania obrzędu candomble w Brazylii wchodzi w trans pod wpływem bicia w bębny, to wiem, że ona i ja mamy coś wspólnego - wrażliwe pudło rezonansowe, jakim jest nasze ciało. Ja też intensywnie odczuwam energię świata.
Myślę, że zarówno jej teatralność, chęć grania, wchodzenia w cudzą skórę, ale paradoksalnie także jej związanie swojego życia z zen jest wynikiem ogromnie wysokiego poziomu empatii. Poczucia wspólnoty ze światem. Swobody w byciu sobą.
Inspirujące. Uzdrawiające. Polecam.
Po spustoszeniu, jaki we mnie poczyniła Część krytyków z 2666 R. Bolano [ja przepraszam, ale jak można nadać taki podtytuł, skoro można było nazwać to po prostu: Krytycy?], musiałam szybko zakleić jakimś plastrem dziurę, przez którą uciekał ze mnie optymizm i wiara w człowieka. Wybrałam w tym celu książkę o zen i jego nauczycielce Małgorzacie Braunek.
Bo tego cholernego Bolano nie rzucę. Muszę poznać jego intencje.
Rozmowa z Małgorzatą Brunek mnie nie zawiodła. Jej bezpretensjonalność, szczerość bez ekshibicjonizmu, uczciwość wobec siebie i innych, pokora i zgoda na świat taki, jaki jest, stanowi dla mnie wielkie ukojenie. Nareszcie coś sensownego. Są jeszcze zrównoważeni ludzie na tej planecie... Ludzie, którzy wiedzą, po co życją... Jej wrażenia z podróży po Indiach, Tybecie, a wcześniej po... Cannes i Rio de Janeiro inspisują do wyjścia poza bezpieczny krąg doświadczeń. Braunek, ta panienka z dobrego, choć ubogiego domu, która zdała maturę za którymś razem, znalazła mężczyznę na całe życie za którymś razem, znalazła swoje powołanie za którymś razem. Nie za pierwszym, a bywało, że za trzecim podejściem.... Niewyobrażalnie fotogeniczna, stylowa osoba.
Człowiek, byt spragniony duchowości, kobieta, żona, matka, córka, nauczyciel, no i zwierzę. Tak, zwierzę. Bo kiedy opowiada, jak w czasie obserwowania obrzędu candomble w Brazylii wchodzi w trans pod wpływem bicia w bębny, to wiem, że ona i ja mamy coś wspólnego - wrażliwe pudło rezonansowe, jakim jest nasze ciało. Ja też intensywnie odczuwam energię świata.
Myślę, że zarówno jej teatralność, chęć grania, wchodzenia w cudzą skórę, ale paradoksalnie także jej związanie swojego życia z zen jest wynikiem ogromnie wysokiego poziomu empatii. Poczucia wspólnoty ze światem. Swobody w byciu sobą.
Inspirujące. Uzdrawiające. Polecam.
_____________________________
Z literą w tle
Etykiety:
aktorstwo,
biografia,
inspiracje,
kino polskie,
literatura faktu,
literatura polska,
rozwój osobisty,
sztuka życia,
wywiady,
Z literą w tle
piątek, 8 lutego 2013
...dobra analogia czyni cuda - 'Zen i sztuka obsługi motocykla'
Robert M. Pirsig Zen i sztuka obsługi motocykla
W
podtytule znajdziecie następujące słowa: Światowy
bestseller. Kultowa książka. To dlaczego o niej dotąd nie słyszałam, i dopiero
mąż mi ją podsunął do przeczytania w ramach rozważań o jakości?
Już
wyjaśniam. Książka wydana została w USA
w 1974 i była wznawiana w milionach egzemplarzy (naprawdę!). Miała
wiernych fanów. Powstało nawet określenie
ZMM Route (Zen Art Motorcycle Maintenance
Route) na
określenie podróży śladami Roberta Pirsiga z północy na południe Stanów. Wielu
ludzi przemierza ją co roku w poszukiwaniu oświecenia.
Ale…
na gruncie polskim przetłumaczona została
dopiero w 1991 r., a następnie poprawiona w 1994 r. Te 20 lat zrobiły
różnicę, którą czuje się jeszcze bardziej teraz, po kolejnych 20 latach.
Co
się zestarzało? Nie forma. Ta jest nietknięta zębem czasu. Jest to amerykańska powieść drogi o wakacjach spędzonych z synem i
znajomymi w podróży motocyklem z Minnesoty do Kalifornii. Utrzymana w gawędziarskim stylu opowieść, o tym, co się dzieje z nami i
światem, kiedy wyruszamy z domu w drogę. A dużo się dzieje… Okazało się, że
Pirsig ma dar: potrafi dobrać
niesamowicie zaskakujące metafory i analogie. Tłumaczy nam, jak on znalazł
sposób na szczęście w życiu, tak jakby tłumaczył konstrukcję jakiegoś mechanizmu. Jego
analogie są zaskakujące, niezwykle trafne i plastyczne.
Zestarzała
się problematyka książki. Dylemat, nad którym głowi się autor. Najkrócej
mówiąc, autor pragnie zachęcić nas do zadbania
o nasz motocykl, który jest metaforą rozumu, głębszego, analitycznego,
intelektualnego życia.
Dzięki
moim niedawnym lekturom zorientowałam się, że obsunięcie się życia
intelektualnego, które obserwujemy, i bezwzględne zwycięstwo traktowania spraw
po łebkach, powierzchownie, na zasadzie skojarzenia, zaczęło się na Zachodzie w latach 70. XX wieku, do nas
dotarło „z siłą wodospadu” w latach 90. wraz World Wide Web - tak się kiedyś mówiło
na Internet J.
Odtąd bycie refleksyjnym, analizowanie i wgłębianie się stało się niemodne,
niepraktyczne, niszowe. Zresztą wraz z zanikiem wiedzy filozoficznej, do której
odwołuje się Pirsig, stało się po prostu niedostępne dla większości z nas.
Wracajmy
do zen i motocykla. Nie do uwierzenia, ale czytały to dzieci kwiaty, gospodynie domowe i mechanicy w warsztatach. Jak
to możliwe? Chodzi o genialną nomen omen równowagę pomiędzy powagą a sarkazmem,
dar obserwacji życia takim, jakie jest, dziwną - trochę obcesową bezpośredniość, jakiej
do tej pory nie widziano. W USA pojawiły się szybko dziesiątki naśladowców
Pirsiga, jego stylu i jego przemyśleń. Jednak trzeba podkreślić, że literatura
anglosaska nie zapomniała o Pirsigu i jego nowatorstwie. Znajduje się wysoko
na liście wszechczasów J,
czyli Liście 50 duchowych klasyków, czyli 50 książek, które zmieniły nasz sposób myślenia, tuż obok Św. Augustyna, Jiddu Krishnamurti, Carla Gustava Junga
i in.
Ja
polecam książkę, jednak nie jako wykład o filozofii poznania, lecz jako powieść o tym, jak dziwnie może postrzegać
świat osoba genialna. Bo do takich nieszczęśników należy główny bohater,
będący porte parole autora. Dokładnie rzecz biorąc, był on genialnym dzieckiem i
genialnym młodzieńcem. W wieku 9 lat jego IQ
oceniono w teście na 170. Tak jak większość skrajnie uzdolnionych ludzi cierpiał
na trudności w życiu codziennym, szczególnie w kontaktach z innymi i był bardzo samotny. Niemniej
podążał rutynową drogą kariery akademickiej, aż do momentu, gdy będąc bliski
osiągnięcia doskonałości (w swoim mniemaniu), doznał olśnienia - zdał sobie
sprawę, że nauka nie odpowiada na wszystkie pytania i stanowi w gruncie rzeczy
zaledwie zbiór hipotez. Co robi geniusz w sytuacji, kiedy zdaje sobie sprawę,
że nigdy, przenigdy nie ogarnie świata? Doznaje zapaści psychicznej. W szpitalu
psychiatrycznym jest poddawany elektrowstrząsom. Wychodzi i… zmienia swoje
życie. Być może po prostu wysokie potencjały zmieniły nieco struktury jego
mózgu i stracił trochę swojego geniuszu... Podobno to bardzo ułatwia
przystosowanie się… Ważne, że okazało się to dla niego korzystne. Założył
rodzinę, miał dzieci, pracował jako… autor skomplikowanych instrukcji obsługi.
Nauczył się medytować i korzystać z dobrodziejstwa bycia tu i teraz. Odkrył, że
każdemu może pomóc elastyczniejsze korzystanie z dwóch dostępnych nam rejestrów
myślenia: ‘klasycznego’ (analitycznego, dogłębnego, racjonalnego ) i ‘romantycznego’
(syntetyzującego, powierzchownego i irracjonalnego). [Teraz nazywa się to
wolnym i szybkim myśleniem.]
I
wreszcie spisał swoje przemyślenia (oczywiście o niebo ciekawsze od mojego tu
streszczenia). Wysłał do 121 wydawców, a 122. mu je wydał jako Zen i sztukę dbania o motocykl.
A
jakość? To według jego filozofii –
bo ostatecznie tak się określa Pirsiga, jako filozofa – to nie punkt do osiągnięcia, to raczej dynamiczna zasada, umiejętność
działania celowego, korzystania z zasobów świadomych i nieświadomych, ale
zawsze z pełnym zaangażowaniem i osobistym ustosunkowaniem, z naciskiem na pełne zaangażowanie.
PS.
Warto wspomnieć, że przy dzisiejszym stanie wiedzy
psychologicznej, łatwo rozpoznać u bohatera książki Pirsiga elementy zespołu
Aspergera: kiedy ożywia się tylko gdy opowiada o maszynach, kiedy nie
wie, co miałby powiedzieć synowi, który płacze i właściwie - dlaczego on
płacze? Kiedy nie rozumie intencji innych ludzi i co ktoś chce przekazać, kiedy
się do niego uśmiecha lub macha mu zwyczajnie ręką…
Na
koniec polecam wam wywiad z Johnem Elderem Robinsonem, genialnym inżynierem z
zespołem Aspergera. Tekst Wszyscy byliśmy
dziwakami ukazał się akurat w aktualnym numerze POLITYKI nr 6 /2013. Świetnie tłumaczy, na czym polega
niepełnosprawność emocjonalna osób lekko autystycznych i jak im służy współczesne życie przez Internet. To kolejny facet, który jako 3-letnie dziecko wolał rozkręcić rowerek niż na nim jeżdzić...
_______________________
Wyzwanie Z półki
sobota, 29 grudnia 2012
....lubię odkrywać - śnienie świata i Patrul Rinpocze
Jako blogowa neofitka zachwycam się wciąż nowymi rzeczami, które znajduję w blogosferze książkowej. Wiem, to kiedyś minie, kiedyś poczuję pewnie przesyt, ale teraz pozwalam sobie cieszyć się każdego dnia.
Przechodząc do rzeczy, odkryłam fantastyczne, inspirujące teksty na blogu autorstwa signe śnienie świata.
Gdyby nie signe i jej uważna lektura, pewnie nigdy bym nie przeczytała słów autorstwa Patrula Rinpocze.
A oto, do jakich zobowiązań noworocznych mnie on natchnął.
On pisze (jeszcze nie wiem, w jakim kontekście, ale się dowiem):
... zachowuję stosowny dystans…
… i chowam swe przyszłe zwłoki…
… i nie mam już ochoty medytować…
… i nie mam niczego, ku czemu mógłbym zwrócić swój umysł…
… i już mnie to nie interesuje…
… i nie mam już nadziei…
… i bardzo się wstydzę…
… i nic mi za to nie grozi…
… i przestałem trwonić papier i atrament…
… i wolę być sam…
… i obstaję przy samotnym życiu…
A ja na to:
... zbliżam się
... rodzę się wciąż na nowo
... mam ochotę medytować
... jest wiele rzeczy, które wprawiają w ruch mój umysł
... mnóstwo rzeczy mnie interesuje
... wciąż mam nadzieję
... decyduję się na pewną dozę bezwstydu
... podejmuję ryzyko
... zaczerniam kolejne strony
... wolę być z kimś
... daję zgodę na wspólnotę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)