Uwaga, poniższy tekst naznaczony
jest pesymistycznym widzeniem świata... Uprasza się o nieczytanie tego
postu przez osoby sentymentalne i delkatne z natury.
Jestem właśnie po lekturze wywiadu Lidii Ostałowskiej z Piotrem Mieśnikiem Byłem hieną tabloidową w Dużym Formacie.
Wywiad Ostałowskiej pokazuje, do jakich zniszczeń w psychice może doprowadzić praca w tabloidzie. Wymaga ona codziennego godzenia się z tym, że masywnie oszukuje się ludzi, manipuluje nimi, co w tamtejszym slangu określane jest jako 'naruchanie targetów''. [Żyliśmy z targetu], ale w przeświadczeniu, ze nie musimy go szanować, bo robimy tak smaczne gówno, że i tak to łyknie.'
Żeby wykonywać dzień w dzień taką pracę, zatrudnieni w szmatławcach (bo nie nazwę ich dziennikarzami) wytwarzają sobie system obronny, który pozwala im kłamać, fantazjować, wykorzystywać naiwnych, bo "to się klika, aż na wykresach robi się czerwono".
'- A fakty?
- Są bez znaczenia?'
'Wystarczy duża doza bezczelności, staranne rozpracowanie
tematu, dobra legenda i można robić takie rzeczy, że strach.'
I najważniejsze: "Chodzi
zawsze o to, żeby 'zagospodarować złe emocje'.
Ale ja nie o tym chciałam. Tak naprawdę to chcę tu zawrzeć moje przemyślenia po lekturze artykułu Mileny Rachid Chehab Reckę napisałaś miodzio. Między tymi tekstami jest, według mnie, związek. Jaki?
Mam w stosunku do tekstu Recki bardzo mieszane uczucia, wręcz odczuwam jakiś wewnętrzny dysonans. Końcowa część tego tekstu jest wartościowa, przypomina inne 'pisane ręką' Mileny R. Chebab, których sporo przeczytałam. Jest sensowna, mająca jakiś zrozumiały przekaz. Wskazuje na pozytywne wzorce życia blogerskiego, dobre blogi, podkreśla mimo woli to, co najważniejsze i cenione przez odbiorców blogów książkowych: rzetelność i uczciwość w ocenie książek. I że subiektywizm nie jest tu wadą. Po prostu jest wpisany w tę formułę.
Reszta tekstu stawia tezę o wewnętrznych napięciach w sferze blogerskiej. Jednak sprawia wrażenie napisanego w innym - tabloidowym stylu. Chcę głośno zakrzyknąć. Autorko, Gazeto, nie idźcie tą drogą!
Po przeczytaniu wyiadu Ostałowskiej wyobraźnia podsuwa mi następujący obrazek. Przychodzi mail od redaktora dnia o treści: "Milena, napisz coś dla targetu, walnij jakieś zdanie na początek, żeby target pomyślał, że bedzie się lała krew, albo co najmniej będziemy się naśmiewać z co poniektórych. Zrób tak, żeby ludzie stanęli naprzeciwko siebie i trochę na siebie popluli. "Target jest głupi i tak to kupi. Będzie szczęśliwy, że w ogóle o nich napisaliśmy."
I proszę bardzo, dostajemy na początek zdanie: ''Blogerzy piszący o książkach zdają sobie sprawę, że reszta blogerskiego światka ma ich za prawdziwych frajerów.' Cudowny wstęp - merytoryczny, miły, adekwatnie nawiązujący do sympatyczneg,o zdaje się, spotkania w AGORZE! A dalej - coś co odbieram jako dalszą próbę szczucia, a co najmniej popsucia komuś dobrego nastroju przez nieuprawnione, nielogiczne i nieuzasadnione porównanie blogerów książkowych z szafiarkami. Coś w rodzaju: A słyszałeś, że ci, co jedzą śliwki, to mówią 'idioci' na tych, co jedzą jabłka? Nie, nie słyszałam, bo w maglu zatykam uszy!
Nawet sam tytuł, infantylny greps z blogów młodych dziewczyn, wybrany został, no po co? Przecież nie po to, żeby podkreślić jego rzeczywistą reprezentatywność, wybitne walory poznawcze czy głębokie sensy. Ma za zadanie ironicznie scharakteryzować grono blogerskie jako pretensjonalne i infantylne. To też nazywam stylem tabloidowym. Bo przecież artykuł ten jest czytany właśnie przez nas, blogerów ksiązkowych, w tym te młode, ośmieszone tutaj dziewczyny. Czyli chodzi o to, żeby chociaż trochę napsuć krwi... Bo wtedy ktoś o tym napisze (jako i ja piszę:))) Przypomina mi się podobnie niejasny i lekko makiaweliczny artykuł z prasy biegowej mający zachęcać do ciężkich treningów, a zatytułowany tyż piknie: Ultramaratończycy to cieniasy.
Dalej, zgodnie z zapotrzebowaniem na tabloidowy kontent, następuje litania wzajemnych skarg blogerów na wydawców, wydawców na blogerów. Trochę jak w artykule Ostałowskiej: '[...] dwie strony konfliktu ustawione naprzeciwko siebie i dla dramatyzmu oddzielone policyjnymi taśmami. ' Tutaj też pojawia się dokładnie taki tabloidowy ton. Opierający się na zaciemnianiu sytuacji i unikaniu jakichkolwiek prób wyjaśnienia tej prostej w końcu relacji, jaka wiąże blogerów przyjmujących książki od redakcji i wydawnictw.
[Tu dygresja pasująca do tego posta jak pięść do nosa. Czytacie ją na własną odpowiedzialność:
Nawet i w tekście Recki, niestety przelotnie, pojawia się stwierdzenie, które dokładnie i prosto z mostu wyjaśnia, jak rzecz wygląda z punktu widzenia rynku książki: Książka podarowana to książka recenzencka i musi na siebie zapracować. Czyli wydawca przekazuje wybranym przez siebie blogerom książki (jako pseudo-wynagrodzenie za recenzję) i robi to tak długo, jak długo oni je u siebie recenzują, gwarantując przy tym wydawcy wzrost klikalności. Tak to jest, choć mało który bloger przyznaje wprost, że bierze udział w łańcuchu promocji książki czy wydawnictwa. Dla pełnej jasności - moim zdaniem, nie ma w tym nic zdrożnego, jeśli obie strony uznają to za obopólnie korzystne.]
Na koniec pytanie: Czy już tylko na takie dziennikarstwo możemy liczyć? Pośpieszne i pogrywające z czytelnikiem? Proszę teraz o coś nietabloidowego.
Edit: Pragnę dodać, że czytam Gazetę Wyborczą codziennie od 25 lat i właśnie dlatego stosuję wobec niej zasadę: "kochaj i wymagaj".
.
Faktycznie. Ostatnimi czasy trudno znaleźć artykuły "nietabloidowe". W sumie nie ma się czemu dziwić. Czasy dziennikarstwa "na poziomie" odchodzą w zapomnienie. Obecnie każda informacja tworzona jest z myślą, aby się dobrze sprzedała. A jak wiemy to co szokuje przynosi wyższe zyski. Niestety.
OdpowiedzUsuńAle zgodzisz się z tym, że skoro to właśnie my - blogerzy ksiązkowi - byliśmy "kontentem", to z pewnością i my jesteśmy głównymi czytelnikami wspomnainego tekstu czyli... klientami. Tym samym możemy zademonstrować naszą aprobatę lub dezprobatę dla takiej a nie innej oferty Gazety. Tak właśnie działa niewidzialan ręka rynku. Albo "kupujemy' ten styl, albo nie. Ja nie kupuję. I o tym piszę.
UsuńPisząc, że blogerzy byli 'kontentem' w tekście w GW, mam na myśli, że stanowiliśmy treść tego tekstu. Używam tu, nieco ironizując, okropnego, ale wszechobecnego, żargonu ludzi z mediów.
UsuńPozostaje liczyć na to, że kolejne artykuły będą bardziej merytoryczne. Może nawet odkryją, że blogerzy to nie jest homogeniczna grupa, a blogosfera książkowa i modowa to dwa różne światy.
OdpowiedzUsuńTo byłoby odkrycie niemal na miarę Kopernika :)
UsuńŚwietnie to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńJestem po za tym, bo od dawna nie czytam żadnych czasopism a od Gazety trzymam się z daleka, gdyż to ona chce przejąć rząd dusz i sterować naszym myśleniem chyba najbardziej. Chce decydować również o gustach czytelniczych.
A ośmieszanie i napuszczanie na siebie mamy wszędzie. Oczywiście głównie w mediach, które w tym celują.
By być zdrowym psychicznie najlepiej się od tego odciąć i robić swoje.
Blogi czytelnicze są różne i każdy decyduje o tym co na nich sobie skrobie. Tu jeszcze nie działa cenzura, ale kto wie.......wystarczają właśnie takie artykuły, by poczuć się gorszym, albo wściekłym.
Czytanie i recenzowanie to tytaniczna praca / widzę to po blogach typowo recenzyjnych / a przy tym przecież to mają być obiektywne, ale i subiektywne opinie, bo osoby piszące je nie są przecież zawodowymi krytykami literackimi. Wówczas potencjalny czytelnik może sobie urobić najlepiej opinię o książce.
A skoro chcą to robić tylko za książkę?
O to chodzi. D;atego aż się prosi o jakieś podumowanie, komentarz odautorski na poziomie, cokolwiek.
UsuńZgadzam się całkowicie z tym, co napisałaś. Artykuł nie spodobał mi się. Napisany został w tabloidowym stylu. Jest powierzchowny i niedopracowany, poza tym zawiera błędy rzeczowe - Śląscy Blogerzy Książkowi nie specjalizują się w czytaniu fantastyki, jak to napisała autorka artykułu. Tytuł "Reckę napisałaś miodzio" zniechęca; gdybym nie zaglądała wcześniej na książkowe blogi, pomyślałabym, że to coś dla infantylnych osób o niskim poziomie inteligencji. Ten artykuł nikogo nie zachęci do zaglądania na książkowe blogi.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że masz rację. Ja odbieram ten tekst jako wyjatkowo niespójny, może rzeczywiście po prostu niedopracowany? I z niejasnym przesłaniem. A ciekawe merytoryczne fragmenty są zasłonięte plotkarskim stylem.
UsuńMuszę przyznać, że miałam podobne wrażenia po przeczytaniu tego artykułu, a ponieważ praktycznie od lat nie czytam gazet (wyjątkiem jest "Angora", żeby mieć jakiś kontakt z bieżącymi wydarzeniami), to zastanawiałam się, czy właśnie tak wygląda teraz dziennikarstwo - z takim niesmacznym posmakiem szukania sensacji, wzajemnego szczucia i ogólników. Tytuł odpycha i jakby z góry narzuca jakiś niesympatyczny ton w podejściu do blogerów książkowych (a swoją drogą, zaglądam na bardzo różne blogi, nawet nastolatek, i chyba nigdy nie widziałam komentarzu w stylu "Reckę napisałaś miodzio", ale to nigdy). Przyznam, że ciekawa jestem, co pomyśleli po tym artykule o blogosferze książkowej ludzie, którzy jej nie znają, bo mam wrażenie, że raczej dziwny obraz z tego tekstu się wyłania.
OdpowiedzUsuńCo najmniej dziwny. Trochę jakby się dziewczyny ( z wydawnictw i blogerki) szarpały o coś.
UsuńMasywnie oszukuje się ludzi czy masowo? Widać, że książki czytasz, stosujesz archaizmy jak "kontent" tylko znaczenie nie to. ;) Zdaje się, że chodziło o treść.
OdpowiedzUsuńJa na blogu nie będę komentować tego co piszą o blogerach, bo czuję się tak jakby z boku. Nie poczuwam się do bycia przysłowiowymi nożycami. Z jednej strony to dobrze, że blogerzy zareagowali na to. Z drugiej strony, to nieistotne. Gorsze i bardziej szkodliwe rzeczy wypisuje Nowak w swoich felietonach do Wyborczej np. w "Dlaczego wolę kupować w analogowych księgarniach". Dramatem jest nazywanie książek pseudoksiążkami i zachwycanie się tylko tym co jest bardzo niszowe. Tam jest dopiero szczucie, a nie w tym artykuliku od siedmiu boleści.
Naprawdę widać, że czytam ksiązki? To miłe. Po czterdziestu pięciu latach czytania powinno być coś widać :))) Co do słow, ktorych użylam. Dziekuję za uważność w czytaniu. Od lat nikt nie zwrócił mi uwagi na dziwne słowa, których używam, a bywa, że naduzywam :) To radość dla mnie. Użyłam słowa masywnie (wypełniając w sposób szczelny, niezostawiając miejsca na nic innego) , choć nie brzmi to elegancko, ale razem z innymi słowami, takimi jak żargonowy 'kontent' zamiast treść, zawartość, ma służyć podkreśleniu masowości produkcji tabloidowej, tego, że jest to przemysł, niemal fabryka tekstow niskiej jakości.
UsuńI proszę mi wybaczyć braki literek, spacji i inne literówki :) Wynika to z nieumiejętności pisania szybko na klawiaturze. Mam nadzieję, że mogę liczyć na zrozumienie?
UsuńAleż ja nie mam czego wybaczać. ;)
UsuńJa bym nie określiła artykułu mianem tabloidowego, a raczej nierzetelnego. Poza napuszczaniem tekścik jest po prostu nie na temat "kim są polscy blogerzy książkowi?".
Angielski "content" nie ma w sobie żadnej masowości, skąd więc polska wersja ją nabyła? "Contentem" wskaże są posty blogerów, a ponoć blogerzy książkowi piszą z pasją, wiec na pewno nie są to teksty przemysłowe.
Zwróć uwagę też, że część targetu (blogerów książkowych) jest szczęśliwa, że cokolwiek o nich napisano, że w końcu zauważono, i że może będzie więcej artykułów, oby lepszych. Wychodzi na to, że redaktor miał rację. ;)
Może będzie więcej artykułów i oby lepszych. Tu się z Tobą zgadzam. Widzę, że wracasz do kontentu... Fajnie, że już wiesz, o które słowo mi chodziło. Wybacz, ale teraz ja nie rozumiem Twoich wywodów o nabywaniu znaczenia i co jest 'contentem' dla Ciebie. Chyba jednak dam sobie z tym spokój. Na przyszłość postaram się pisać jaśniej. Ale już obiecać, że bedę używała tylko niekłopotliwych słów, nie dam rady :)
UsuńA z artykułu też się początkowo ucieszyłam. Po przemysleniu życzyłabym sobie jednak bardziej przemyślanego wywodu i niekorzystania z estetyki tabloidowej. Liczę, że redakcja weźmie mój jakże ważki głos pod uwagę. (Ważki= znaczący liczący się, istotny, tu użyty w znaczeniu ironicznym.)