Herman Melville Moby Dick czyli biały wieloryb
Trzeba powiedzieć wprost: gdybym musiała przeczytać Moby Dicka od pierwszej do
ostatniej strony, to chyba bym się pocięła. Ale na wyrywki, przeskakując, wracając i skanując tekst, dałam radę. I podtrzymuję tezę, że trzeba wiedzieć, kto zacz ten Moby Dick.
Na czym polega mój problem z tą nowatorską na swoje czasy powieścią? Na nadmiarze. Autor powieści pomyślał o wszystkim. Na szczęście także o krótkich rozdziałach :) I podjął
wysiłek, żeby o każdej kwestii, która przyszła mu do głowy, napisać. Duża sprawa dla samouka, którym był. Napisał o wszystkim, o czym wiedział, co zasłyszał (inspiracją była tragedia statku wielorybniczego Essex), a czego mu brakowało do pełni obrazu, wymyślił (wieloryb odgyzający nogę?).
Starał się też
objąć swoją uwagą jak największą ilość zdarzeń, zjawisk, ludzi, charakterów,
losów. A następnie wszystko to jakoś powiązać z wielorybami lub w ostateczności rekinami. I Biblią. I ująć w piękne słowa. Raz przyjętej symbolice pozostał wierny do końca. Czyli to jest o wielorybach i ludziach, a dokładnie o polowaniu na wieloryby (które Melville znał z autopsji) ujętego jako alegoria walki dobra ze złem. Także walki człowieka z naturą. Drugim głównym bohaterem
Moby Dicka jest na poły mityczna społeczność wielorybnicza z Nantucket - przeniesiona na morze nie przestaje być skonfliktowana. Trzecim - ogarnięty obłędem kapitan
Ahab. Czyli mamy też człowieka w sytuacji skrajnej. Natura, społeczność i człowiek. Od ogółu do szczegółu. Komplet.
Moby Dick pisany w połowie XIX wieku jako majstersztyk sztuki
piśmienniczej musiał zadziwić. Chyba nikt czegoś takiego wcześniej nie skonstruował... Zadziwił i mnie w XXI wieku.
Jak można pisać książkę w nadziei,
że zdoła się poruszyć każdą ważną
kwestię, jaka stanęła przed człowiekiem w historii jego dziejów, biorąc za jej
początek czasy biblijne? A wyraźnie takie zadanie postawił sobie Herman
Melville. Powieść totalna, tak to się teraz mówi. Łącząca sobie wszystkie możliwe gatunki, łącznie z nieistniejącymi przypisami do nieistniejących
ksiąg. Tak, on zastosował ten ulubiony chwyt borgesowsko-cortazarowsko-ecowsko-bolanowski już w 1850 roku!
Niestety. Wszechobecna w tej księdze poetyka nadmiaru zupełnie mi jednak nie smakowała. Czytam wielce precyzyjne
opisy nabijania na harpuny poszczególnych sztuk w wielorybim stadzie. Cieszę
się, że ostatnie tchnienie niektórych z nich nie pozostawia obojętnym nawet
dziewiętnastowiecznego narratora, choć przemysłowy
połów był wówczas - i jest w tej książce - aprobowany bez zastrzeżeń. Obecnie pewnie inaczej byśmy widzieli rozkład sił zła i dobra. I raczej nie wieloryb (Lewiatan) by nam posłużył jako odwieczny symbol zła...
Potem czytam esej o bieli w rozdziale Białość wieloryba. Jestem zaskoczona i doceniam tę próbę intelektualnych
rozważań nad symboliką barwy, wplecioną w opis rzeźniczej działalności ludzi na statkach. Patrzmy dalej. Obłęd Ahaba jest... nieciekawy. Nie porusza. Może dlatego, że nazwany wprost nie niesie tajemnicy? A inne postaci? No cóż, paleta charakterów jest zaiste imponująca, ale głównie dla literaturoznawcy.
Udane – zaskakujące i ujęte w piękne słowa – jest szczęśliwe zakończenie, kiedy to tratwa
ratunkowa wyskakuje niczym korek z wiru
wciągającego statek bohatera w morskie odmęty. Ale na podziwie skończyć się
musi. Brak we mnie współbrzmienia. Może w innym momencie mojego życia?
Bo ja jestem zanurzona we współczesności. Moja wrażliwość nakierowana jest na brak, niedopowiedzenie, sugestię zaledwie, prostotę. Wczoraj oglądałam obraz Rothko – malowany czarną farbą na czarnym tle. Malarstwo toralne. Tylko tyle i aż tyle. Ja to odczułam. Ja w to się zagłębiłam.
Wszystkie słowa Melvilla, cały ten sztuczny gwar, przymus dopisania jeszcze jednej strony w nadziei skatagolowania wszelkich objawów życia jest dla mnie dziś nie do
przyjęcia. Nie dziś.
Rothko Chapel, Houston |
___________________________
Wyzwania:
Czytamy serie wydawnicze... Kolekcja Gazety Wyborczej: XIX wiek [AGORA]
Trójka e-pik (powieść, której jednym z głównych bohaterów jest zwierzę)
Muszę kiedyś chociaż przeglądnąć książkę, czytać bym się nie podjęła.
OdpowiedzUsuń