365 stron skłaniających najpierw do śmiechu, a po chwili do
myślenia. Książka, którą można i należy delektować
się dłużej niż przez jeden wieczór, bo jest mocno skondensowana. Składa się
z kilkudziesięciu felietonów, które Dehnel, poeta, pisarz, tłumacz, zapalony internauta
i… dandys przemierzający okolice Powiśla w Warszawie z laseczką (typu canela), zdarzyło
się, że i w cylindrze. W ogóle odważny chłopak. Odwagą, która pozwala mu być
sobą: „grzecznym chłopcem”, który nie używa słów na k..., p…, i ch… (przy tej
okazji Dehnel przypomina, że „zawsze na ch…, nigdy na h…!”). Poza tym jest
erudytą, miłośnikiem języka czyli filologiem, oraz zbieraczem rarytasów piśmienniczych
cierpiącym na horror vacui.
Człowiek w jakiś sposób mi bliski. Tak właśnie odebrałam postać, alter ego pisarza, jakie wykreował w Młodszym księgowym.
Czyta, kocha książki, kupuje dużo, w tym także curiosa, o których
możemy sobie poczytać, śmiejąc się lub uśmiechając do woli. Paradoksalnie ten
humanista w każdym calu rzeczywiście prezentuje czasami postawę księgowego. Porządek
w tym zbiorze felietonów jest wręcz wzorowy. Zaproponował nam podział na teksty:
- o pisaniu, literaturze (w tym o literaturze z publikowanej w
internecie, czyli neteraturze; pisarzach i grafomanach oraz kąśliwie o krytykach
literackich). Musicie wiedzieć, że lubię, jak pisarz deklaruje swój stosunek do
odwiecznego pytania: co jest ważniejsze – treść czy forma? Dehnel się nie waha:
„Co” […] jest jeszcze niczym,
błahym zaczątkiem, igraszką wyobraźni – dopiero „jak” może stworzyć literaturę.
Choć… bogactwo treści, które nam proponuje Młodszy księgowy
rzuca czasami na kolana. Zwraca też uwagę zawsze perfekcyjnie wykonany risercz
(nieważne, czy pisze o zapomnianym w Polsce Lilienie, czy o kurach).
Pisze też:
- o pisarzach i pisaniu (cudowne passusy wyjęte z tekstów grafomanów!)
- o curiosach literacko-wydawniczych (jakie oko ma ten
Dehnel, żeby takie cuda wypatrzeć, prawdziwy pasjonat.)
- o klasykach, choć czasami nie wprost – jak np. w felietonie
poświęconym enuncjacjom posłanki Krystyny Pawłowicz o Szymborskiej:
Wierzba płacząca (Salix alba L. 'Tristis') |
[‘kojarzy mi się z Noblem, ale nie kojarzy
mi się z Polską, z polską wierzbą […], nie kojarzy mi się ani z polską przyrodą,
ani z polską historią…’]
- o stronie językowej tekstów [tu wybitny, a przy tym
dowcipny tekst o przekładach, z próbkami ‘frazy rosyjskiej, czeskiej,
francuskiej’. Po prostu genialne.]
- o czytaniu - a raczej nieczytaniu - polskim. Dehnel nie boi się stwierdzić, że bez
wspólnych lektur nie ma ‘wspólnoty
skojarzeń’, nie ma wspólnego języka. Nie czytając i pozwalając na
nieczytanie kultura polska przegrywa walkę o stworzenie i podtrzymanie
istnienia warstwy społecznej zwanej kiedyś inteligencją. Czyżby(śmy) już nie
byli potrzebni?
I tu Dehnel precyzuje, jak ich (nas) rozpoznaje. Podpisuję się pod tymi, niewygórowanymi przecież, oczekiwaniami :
‘polscy inteligenci – rozumieją od razu
wszystkie hermetyczne żarty i aluzje, ironię ukrytą pomiędzy słowami, subtelne
różnice pomiędzy rozmaitymi odmianami polszczyzny.’
Tylko kompetencja językowa pozwala stworzyć złożone wypowiedzi dotyczące trudnych tematów (a ważne tematy są takie, do licha!) oraz zrozumieć ich sens. Skoro inteligencja w ‘starym’
rozumieniu tego słowa zanika, to ciekawe co, a raczej kto, zajmie jej miejsce?
Dalsze rozdziały to teksty:
- o literaturze dla dzieci i młodzieży
- o książkach i rękopisach oraz ich wspaniałej fizyczności.
Czyli wszystko, w co pasjonat, bibliofil, logofag, mól
książkowy po prostu lubi się wgryzać…
Jak to w felietonach bywa, osnową tekstów Dehnela jest
zwykle jakieś zdarzenie, obserwacja, spotkanie z pisarzem, czytelnikami, internautą,
piękną lub dziwną książką, wizyta w domu pracy twórczej, księgarni, zasłyszane
słowo czy zdanie. Bywa, że wystarczy po prostu spacer ulicami miasta. Tak wspaniałemu
obserwatorowi, a Jacek Dehnel jest nim z pewnością, nie brakuje pomysłów. To
bystrzak, któremu się wszystko kojarzy ze wszystkim. Szybko myśli. Pięknie i
prosto, bez żadnych udziwnień pisze. Traktuje nas-czytelników jak partnerów do inteligentnej
konwersacji. Młody mężczyzna o nieco
staroświeckim wyglądzie, choć teraz już dużo mniej niż kiedyś :). Człowiek niesformatowany przez zalewający nas banał i kicz.
Po prostu facet nie z tego świata. Oby mu się nigdy nie znudziło :)
Książka o książkach, pisaniu, czytaniu, czyli wszystko to co lubię najbardziej. Wydaje mi się, że jest to książka do "wielokrotnego użytku", dlatego muszę ją koniecznie mieć u siebie na półce, aby od czasu do czasu wracać do niej. Pamiętam jedną jego wypowiedź o tym, że prawdziwe czytanie i prawdziwy czytelnik rodzi się wtedy, gdy nie poprzestajemy na danej książce jakiegoś autora, lecz prowadzi nas ona do innych książek, innych lektur poprzez odwołania, skojarzenia, wpływy, kiedy to zaczynamy dyskutować z tymi książkami, a one z nami oraz między sobą.
OdpowiedzUsuńCzego przykład daje sam Dehnel...
OdpowiedzUsuńNie znam jeszcze prozy Jacka Dehnela, na półce od dość dawna czeka "Saturn", więc jak już przeczytam tę powieść to zastanowię się nad omawianymi przez Ciebie felietonami :) Muszę najpierw poznać go jako pisarza :)
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei będzie odwrotnie. Znam już co prawda jego wiersze, ale od dawna stoi u mnie na półce jego 'Lala'.
UsuńCiekawe, że jeszcze niedawno prawie nie czytałam polskiej literatury wspólczesnej. Kilka razy tak się sparzyłam, że po prostu bałam się. Ale teraz, kiedy mam bloga, mniej też przeżywam ew. zetknięcie ze słabizną literacką.
Mój dystans do lektur się nieco zwiększył. Choć nadal czytam bardzo emocjonalnie.
Nie wiedzieć czemu, ale mam taki nawyk, że zanim poznam czyjeś wypowiedzi o literaturze, chciałabym go poznać jako literata właśnie. Dehnel jest dla mnie podwójną zagadką, bo to młody człowiek, młody pisarz, stąd nie wiem czy nie sięga za wysoko od razu pisząc felietony oceniające literaturę. Ale - najpierw "Saturn", potem felietony, a potem wypowiem się bardziej.
UsuńZaś co do współczesnej literatury polskiej - sięgam, oj sięgam cały czas :) Ale to nawyk jeszcze z dzieciństwa, przejęty od dziadka, że gdy w księgarniach pojawiają się nowości, to najpierw sięgam na półkę z nowościami w literaturze polskiej, dopiero potem w literaturze obcej. Inna sprawa, że z biegiem lat nauczyłam się (przynajmniej dla samej siebie) oddzielać ziarna od plew, choć wiadomo, wpadki zdarzają się i najlepszym. To co mnie ewentualnie irytuje u współczesnych pisarzy polskich to pewna maniera przenoszenia na papier stylu wypowiedzi, który z poprawną polszczyzną niestety nie ma za wiele wspólnego. A mam tę snobistyczną manierę, że słowo pisane lubię w poprawnej polszczyźnie. Regionalizmy, sztuczne wydłużenia słów (przykłady jakie mi przychodzą na szybko do głowy- wydłużenia: baaardzo, regionalizmy: rozglądnąć) mogę tolerować na prywatnych blogach, czy w wypowiedziach. Ale nie w literaturze.
Coś w tym jest. Coś z pójścia na łatwiznę, niestety.
UsuńNie znam jeszcze prozy Dehnela, na półce nie mam żadnej jego książki, ale na tę mam wielką ochotę.
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńNabieram powoli zwyczaju czytania "autorami" i już się boję zacząć wstępować w twórczość kolejnego. Ale chyba zaryzykuję :)
OdpowiedzUsuńA pewnie!
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem najnowszej książki Jacka Dehnela. Najbardziej przypadły mi do gustu teksty o samozwańczych mistrzach literatury:) Świetny język i forma prezentowanych treści.
OdpowiedzUsuńPrawda, że nie do uwierzenia są te historie? Taki brak krytycyzmu...
UsuńPrzypomina mi to, jako żywo, niedawny tekst z Gazety Wyb., gdzie wypowiadają się - bez żadnej krępacji - ludzie nieczytający książek. Dwóch z nich uważa, że nie warto czytać, ale... sami chcieliby napisać i wydać książkę.
Nie widzą siebie w roli czytelnika, ale autora - jak najbardziej.Cczy tu nie występuje pewna sprzeczność?