<Dobra
książka to po prostu uwspółcześniona wersja Biblii.">
Powiedział to Vonnegut zapytany o receptę na dobrą powieść. A zanim to powiedział dobrze się zastanowił. Po czym zrealizował to, nawet kilka razy. I pomyśleć, że ja dopiero teraz, mając niemal 50 lat, zaczęłam go czytać… Oj, bardziej niż zwykle żałuję czasu zmarnowanego na czytanie jakichś głupot.
Powiedział to Vonnegut zapytany o receptę na dobrą powieść. A zanim to powiedział dobrze się zastanowił. Po czym zrealizował to, nawet kilka razy. I pomyśleć, że ja dopiero teraz, mając niemal 50 lat, zaczęłam go czytać… Oj, bardziej niż zwykle żałuję czasu zmarnowanego na czytanie jakichś głupot.
Kocia
kołyska - czy
to nie dziwny tytuł? Dziwny, śmieszny i trochę straszny jednocześnie. Choć nazwa ta powinna
budzić przyjemne skojarzenia, bo to po prostu znana wszystkim zabawa w przekładanie nitki zaczepionej o palce. Prosta, twórcza i niegroźna. Jednak u Vonneguta
nabiera ona złowrogiego znaczenia. Symbolizuje wszystkie te kłamstwa, w które człowiek dobrowolnie chce wierzyć. Przecież te nitki to nie jest tak naprawdę kołyska… Nie ma tam żadnego
kota…. My tylko tak się umawiamy. I o tym, na jakie straszne rzeczy umawiają
się ludzie, jest cała ta historia.
Dobra to jest powieść,
oj dobra, i mocna. A poznać to można m.in. po tym, że nie można jej streścić. To znaczy
można próbować spisać po kolei wydarzenia (prawdopodobne, a po chwili zupełnie
fantastyczne), opisując bohaterów (zwyczajnych, a po chwili kompletnie
dziwnych), a nawet próbować ująć w jednym zdaniu, o czym to jest. No,
oczywiście jest to o dobru i złu, o czymże by innym?
Tylko, że to jest
jak lizanie loda przez szybę. Wartość tej groteski-thrillera-komedii i przypowieści
antropologicznej w jednym jest ukryta dokładnie
tam, gdzie powinna być, czyli między słowami. W interakcji tych słów Vonneguta z mózgiem i wrażliwością czytelnika.
Zabawne, że kiedy zajrzałam do internetu, żeby sprawdzić datę pierwszego wydania Kołyski (1963), zobaczyłam, że uważa się ją za powieść science-fiction. Że co? Przecież ona jest mniej więcej tak bardzo sf jak baśń Andersena o Królowej Śniegu. Obie te dzieła mają nawet wspólny motyw: tajemniczego czegoś, co wywołuje zamarzanie ludzi... Podobnie sf jest też sama Biblia - kolejne dzieło, do ktorego Vonnegut chętnie się odwołuje...
Jak widać, Kocia kołyska to literatura, która przynosi wiele zaskoczeń i ma tyle interpretacji, ilu czytelników. To sprawia, że jednocześnie łatwo i trudno o niej pisać. Ja sama napisałam początkowo wielostronicowy elabotrat, tak się nakręciłam po jej przeczytaniu. To, co widzicie przed sobą, to zaledwie wyimek moich kłębiących się po Kołysce myśli :)
W zakładce Z półki 2013 napisałam o Kociej kołysce w skrócie:
Brawurowa powieść z 1963, która stała się manifestem pacyfistycznym pokolenia. Opowiada w tonie buffo o zagładzie ludzkości. Lód-9 sprawi pewnego dnia, że wszystko, co zawiera wodę, skamienieje. Po drodze poznamy plejadę dziwacznych postaci, z młodym, nieudolnym, acz sympatycznym dziennikarzem na czele. Dziwne są to postaci, dziwne miejsca, dziwne sytuacje, nie na tyle jednak, żeby nie mogly się pojawić w naszym codziennym życiu tu i teraz... Będziemy z przerażeniem i jednocześnie śmiechem obserwować niespodziewany rozwój sytuacji biorący się z niefrasobliwości i braku moralności u naukowców, żądzy władzy polityków i nieludzkiej bezmyślności wojskowych, które my, szarzy zjadacze chleba chętnie bezrefleksyjnie aprobujemy, bo jesteśmy zbyt zaabsorbowani swoją głupotą. Książka, która nie pozwala zasnąć.
W zakładce Z półki 2013 napisałam o Kociej kołysce w skrócie:
Brawurowa powieść z 1963, która stała się manifestem pacyfistycznym pokolenia. Opowiada w tonie buffo o zagładzie ludzkości. Lód-9 sprawi pewnego dnia, że wszystko, co zawiera wodę, skamienieje. Po drodze poznamy plejadę dziwacznych postaci, z młodym, nieudolnym, acz sympatycznym dziennikarzem na czele. Dziwne są to postaci, dziwne miejsca, dziwne sytuacje, nie na tyle jednak, żeby nie mogly się pojawić w naszym codziennym życiu tu i teraz... Będziemy z przerażeniem i jednocześnie śmiechem obserwować niespodziewany rozwój sytuacji biorący się z niefrasobliwości i braku moralności u naukowców, żądzy władzy polityków i nieludzkiej bezmyślności wojskowych, które my, szarzy zjadacze chleba chętnie bezrefleksyjnie aprobujemy, bo jesteśmy zbyt zaabsorbowani swoją głupotą. Książka, która nie pozwala zasnąć.
Reszta postu jest dla takich maniaków, jak ja :) Pozostałych proszę o nieczytanie.
Już Wam zdradziłam,
że jednym z głównych wątków Kociej
kołyski jest bomba atomowa i w ogóle zagłada ludzkości. Kto ponosi odpowiedzialność
za broń masowego rażenia? Naukowcy? Politycy? Wojsko? Pasywni obywatele? Po co, tak naprawdę, człowiekowi
broń zabijająca masowo? Co zdecyduje o jej powstaniu? O jej użyciu? Czy są to świadome decyzje? Może splot okoliczności, na którego początku jest zawsze ludzka głupota? Jak można coś takiego w ogóle zrobić i dlaczego tak łatwo?
Zrozumiałe, że pytania
te były aktualne w latach powojennych, po Hiroszimie i Nagasaki. Ale, zgodnie z diagnozą Vonneguta o odwiecznej
głupocie gatunku ludzkiego i niezdolności do uczenia się na swoich błędach, są aktualne
także w 2013, kiedy ktoś w Syrii (czy kiedykolwiek dowiemy się kto?) morduje
cywilów sarinem!
Czytam, to co
napisałam i widzę, że można by sobie pomyśleć, że Kocia kołyska to jakiś filozoficzny traktat o potrzebie
pokoju na świecie. Nic tego. Książka nie ma w sobie nic z powagi, której można
by oczekiwać! Traktuje jednak o śmiertelnie ważnych kwestiach pomimo żartobliwego tonu i zupełnie fantastycznych, wręcz absurdalnych, pomysłów fabularnych.
Np. Co myśleli o swojej
odpowiedzialności za bombę uczestnicy projektu Manhattan? Jak to pokazać krótko i dowcipnie?
Vonnegut robi to
tak: Bohaterem opowieści czyni dziennikarza podążającego śladem jednego z
twórców bomby atomowej. Ten dociera do jego dzieci. I oto czytamy wspomnienia syna
tegoż naukowca, zresztą karła o talentach malarskich:
<Czy zna Pan
na przykład anegdotę o pierwszej próbie z bombą w Alamogordo? Po wybuchu, kiedy
stało się jasne, że Ameryka jest w stanie jedną bombą znieść z powierzchni
ziemi całe miasto, jeden z uczonych zwrócił się do ojca ze słowami:
- Od dzisiaj
nauka wie, co to grzech.
I wie Pan, co na
to ojciec? Spytał: <<Co to jest grzech?>>
Takich akapitów o
sile aforyzmu jest u Vonneguta mnóstwo. Jest genialny pod tym względem. To on jest autorem m.in. zdania, że <Gdyby Bóg żył w dzisiejszych czasach, to byłby ateistą.> Takich zdań, ktore zasiedlają pamięć czytelnika, napisał więcej :) Tak naprawdę to każdy króciutki rozdział
Kociej kołyski wart byłby długiej i wnikliwej analizy.
Muszę kończyć. Kocia
kołyska jest dla
mnie książką szalenie inspirującą i zmuszającą do myślenia, przede wszystkim o naturze ludzkiej. Dlaczego walczymy
o władzę, toczymy wojny, zabijamy innych i siebie? W imię abstrakcyjnych
idei, które są tak samo realne (lub tak samo umowne) jak tytułowa kocia kołyska. To straszna świadomość. Natura
wyposażyła jednak człowieka w śmiech i ironię. One przynoszą ulgę. I to właśnie
Vonnegut nam serwuje: straszną prawdę o nas samych skrywaną pod maską śmiechu.
PS. Sięgnęłam po Vonneguta dzięki cytatowi na blogu Zbyszekspira. Tamten tekst o pisaniu wydał mi się tak brawurowy i szczery, że nie mogłam o nim zapomnieć. Dzięki!
____________________________________________
Czytamy serie wydawnicze...
Z literą w tle [litera V]
Z półki
Książka pochodzi
ze wspaniałej serii Kolekcja Gazety
Wyborczej XX wiek. Prawdziwym wyzwaniem byłoby przeczytać wszytkie pozycje z tej serii. Sporo mi ich jeszcze zostało:
Na Zachodzie bez zmian (Remarque Erich Maria (właśc. Remark Erich Paul)) (tom: 3)
Sztukmistrz z Lublina (Singer Isaac Bashevis) (tom: 5)
Blaszany bębenek (Grass Günter) (tom: 6)
Pożegnanie z Afryką (Blixen Karen (pseud. Dinesen Isak lub Andrézel Pierre)) (tom: 7)
Tortilla Flat (Steinbeck John) (tom: 8)
Ja, Klaudiusz (Graves Robert) (tom: 10)
W stronę Swanna (Proust Marcel) (tom: 12)
Kocia kołyska (Vonnegut Kurt (Vonnegut Kurt Jr)) (tom: 14)
Zniewolony umysł (Miłosz Czesław) (tom: 16)
Dżuma (Camus Albert) (tom: 17)
Miasto i psy (Vargas Llosa Mario) (tom: 18)
Kroniki marsjańskie (Bradbury Ray (Bradbury Raymond Douglas)) (tom: 20)
Absalomie, Absalomie... (Faulkner William) (tom: 22)
Sedno sprawy (Greene Graham) (tom: 24)
Cesarz (Kapuściński Ryszard) (tom: 25)
Obietnica poranka (Gary Romain (właśc. Kacew Roman, pseud. Ajar Émile)) (tom: 26)
Pociągi pod specjalnym nadzorem (Hrabal Bohumil) (tom: 27)
Postrzyżyny (Hrabal Bohumil) (tom: 27)
Sto lat samotności (García Márquez Gabriel) (tom: 30)
Solaris (Lem Stanisław (tom: 31)
Żart (Kundera Milan) (tom: 32)
Utracona cześć Katarzyny Blum albo: Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić (Böll Heinrich) (tom: 33)
Stąd do wieczności (Jones James) (tom: 35)
Tajny agent (Conrad Joseph (Conrad-Korzeniowski Joseph; właśc. Korzeniowski Józef Teodor Konrad)) (tom: 36)
Ojciec chrzestny (Puzo Mario) (tom: 37)
Trans-Atlantyk (Gombrowicz Witold) (tom: 38)
Wilk stepowy (Hesse Hermann) (tom: 40)
Mam to wydanie na półce, bardzo mi się podobała książka; miałam szczęście zacząć wcześniej niż w wieku 50 lat. ;-) Tę książkę często określić gatunkowo, bardzo często nazwa "s-f" jest wymieniana przy nazwisku autora i moim zdaniem nie całkowicie błędnie. Fantastyka to gatunek-rzeka bez konkretnej definicji. A czasem się zdarza, że fan s-f czyta Vonneguta i nagle przerzuca się na klasykę. :-)
OdpowiedzUsuńZnam pisarza z nazwiska i ostatnio tez się na niego natknęłam.
OdpowiedzUsuńPo tym co napisałaś czuje się zachęcona do lektury jego książek.
Niesamowite ile jest dobrej literatury, z która warto byłoby się zapoznać.
Na szczęście kształtowałam się pod wpływem książek Vonneguta, przeczytałam za młodu chyba większość, a utknęłam na Trzęsieniu czasu. Mam kilka na półkach, pewnie niedługo zrobię powtórkę.
OdpowiedzUsuńWspaniale wiedzieć, że ktoś taki jak Vonnegut jest. W jego przypadku naprawdę trudno określić gatunek literacki, ale myślę, że nie można nie rozpoznać w nim błysku geniuszu.
OdpowiedzUsuń