Wojciech Kałużyński Pół życia w ciemności. Biografia
Zygmunta Kałużyńskiego
Kto widział kiedykolwiek wypowiedź Kałużyńskiego w
telewizji, ten nigdy go nie zapomni. Był prawdziwym 'zwierzęciem telewizyjnym'. To był ekspansywny gość. Wygłaszał podniesionym, wyrazistym głosem niepopularne, kontrowersyjne, niebanalne i zaskakujące opinie głównie na tematy
filmowe, ale nie tylko. Mówił to, co myślał, obcesowo, nie wahał się nawet w pewien sposób ranić swoich adwersarzy, bo uderzał celnie. Do tego jego mowa
ciała była nietypowa. Był nadruchliwy, wykonywał zamaszyste, niespodziewane
gesty, unosił się z krzesła, zachowywał, jakby był nakręcony. No i ten uśmiech…
Niektórzy mówili - szelmowski, inni – błazeński.
Uwielbiał być na kontrze do świata. Nikt nie potrafił się tak pięknie i interesująco nie zgadzać jak Kałużyński...
Uwielbiał być na kontrze do świata. Nikt nie potrafił się tak pięknie i interesująco nie zgadzać jak Kałużyński...
Niedbały, jeśli chodzi o ubranie, doszedł pod koniec życia do stadium
kloszarda. Ale mieszkanie
miał wypełnione po sufit książkami, płytami i
porcelaną. A głowę erudycją. Był niewątpliwie dziwakiem, z dużą dozą egoizmu, ale też bibliofilem i muzykofilem.
W sprawie niechlujnego wyglądu - jak każdy oryginał tego typu
– uznał, że to inni mają problem, nie on… Jak w tej anegdocie o spotkaniu z aktorem
Kazimierzem Rudzkim, słynnym pedantem. Na stwierdzenie Rudzkiego, że:
- Mówi się Zyziu, że
chodzisz brudny.
Odparł:
- Nieprawda, myję się,
a nawet kąpię.
Na co Rudzkiemu nie
pozostało powiedzieć nic innego jak:
- To może powinieneś
zmieniać wodę.
To był jeden z poważnych mankamentów jego charakteru, obok bezideowości, oportunizmu wobec władz, gwałtownej zadrości, mściwości i innych przywar, za które zapłacił najwyższą cenę - cenę samotności. Praktycznie jedynym bliskim mu człowiekiem był na starość jego uczeń i przyjaciel Tomasz Raczek.
Osobiście byłam jego fanką. Mieliśmy podobny gust filmowy.
Ja też lubię filmy robione „z jajem”, a nie „na kolanach”. Mnie też nudziły
filmy Zanussiego (zwanego przez niego Zanudzim) i niektóre filmy Wajdy. Uwielbiałam
Ludzi z pociągu i Zezowate szczęście. Ale filmy Tarkowskiego czy Holland mnie
się podobały. Jemu nie. Jednak trzeba powiedzieć, że w sumie mentalnie byliśmy blisko –
z większością jego opinii się zgadzałam.
Poniżej przytaczam przykłady jego opinii, pod którymi mogę
się i ja podpisać.
W kinie widział przede
wszystkim na nowo odtwarzane historie mityczne. Wielkie mity mówią nam o
prawdach, które nie dają się zamknąć w realistycznej obserwacji. Kino takie jak
King Kong, Racula, Frankenstein, thrillery, melodramaty Marleny Dietrich i
Grety Garbo dają właśnie możliwość, żeby tę prawdę wyrazić. Możemy się
obruszać, że nie ma w tym żadnej treści; zanalizowane intelektualnie, wszystko
okazuje się głupie, banalne, powierzchowne. Jest tam jednak siła wzruszenia
przemawiająca do naszej podświadomości.
O swoim charakterze:
O swoim charakterze:
Zastanawiając się nad
sobą, doszedłem do wniosku, że głównym powodem mojego wyboru jest moje
usposobienie: mianowicie jestem ciasnym racjonalistą.
[Mnie też przydałoby się być czasami bardziej sentymentalna
i podatna na iluzje.]
O swoim stosunku do religii:
Pewnego dnia doszedłem
do wniosku, że mogę być chrześcijaninem, nie zadając się z Kościołem, i że
wystarczy mi nieduża książeczka, czyli Ewangelia! Była to jedna z moich
najpiękniejszych chwil!
Autor biografii - Wojciech Kałużyński trafnie stwierdza, że
najważniejsza w odbiorze „starego” Kałużyńskiego była jego charyzma, będąca
pochodną jego autentyczności, entuzjazmu, erudycji i szczerości.
Nie schodząc z
wysokiego poziomu intelektualnego, wkładał w recenzję autentyczną pasję.
Wyrażał nie chłodny, zdystansowany, ale gorący zachwyt. I odwrotnie – filmy, które
nie przypadły mu do gustu, rozjeżdżał koncertowo na miazgę…
Mój stosunek do książek i filmów jest podobny. Niemal nigdy
nie pozostaję wobec nich obojętna. Pobudzają mnie najczęściej jak płachta na
byka. Też jestem albo gorąca albo lodowata w swoich opiniach. Najtrudniej jest
mi pozostać letnią…
Dziękuję Wojciechowi Kałużyńskiemu za tę książkę. Pół życia w ciemnościach przeniosło mnie
znowu w świat TVP z lat 70. i 80., kiedy to oglądałam filmy mojego życia [Świat
się śmieje, rzeczy Bustera Keatona, Kurosawę, Solaris, Stalker, Siódmą Pieczęć,
Pojedynek, Piknik pod Wiszącą Skałą Petera Weira, Obcego. Także wczesne filmy
Nikity Michałkowa, a potem to już Gwiezdne Wojny, Mad Max. Dalej to już niewiele mi utkwiło w pamięci tak bardzo jak tamte filmy. Może tylko
American Beauty, Siedem i Matrix zrobiło na mnie podobne wrażenie. Ostatnio
kino islandzkie i skandynawskie. No może trochę Francuzów, np. Wielki błękit.]
Samo przypomnienie sobie programu XYZ było urocze. I to powiedzenie Kałużyńskiego, które zawsze
zapowiadało ostrą rozgrywkę intelektualną: Ależ
pani Nino [to do prowadzącej Niny Terentiew], ja się z panią całkowicie nie zgadzam!
Mnie irytował swoją zaprogramowanym sprzeciwem wobec dyskutantów, niezależnie od tego jakie mieli zdanie. Miałem wrażenie, że jego zachowanie to efekt problemów psychofizycznych i czytając Twoją notkę wygląda na to, że coś było na rzeczy. Ale zaskoczyłaś mnie, że nie podobały mu się filmy Tarkowskiego, to co prawda rzecz gustu ale uważałem go za konesera dobrego kina a tu okazuje się, że nie do końca nim był. No proszę ...
OdpowiedzUsuńBez wątpienia był to człowiek z problemami w kontakcie z innymi. A Tarkowskiego uważał za przeestetyzowanego.
UsuńJa myslę, że rytm tarkowskiego był trochę zbyt powolny dla szybkiego Kałużyńskiego.
To "Piknik pod Wisząca Skałą" też raczej nie miał u niego szans :-)
UsuńPamiętam go. Wiele razy oglądałam program XYZ. Niesamowicie barwna, ale i kontrowersyjna postać, w dzieciństwie miał chyba ADHD.
OdpowiedzUsuńChyba na pewno :) Autor jet biografii podkreśla, że udzielał się w kółkach teatralnych, kabaretach, uroczystościach ku czci, harcerstwie itp.
UsuńCiekawa postać. Mało osób potrafi się tak poświęcić pasji.
OdpowiedzUsuń